Po kilku miesiącach przerwy reprezentacja Polski wraca do gry. Ostatni raz mogliśmy oglądać naszych kadrowiczów listopadzie 2020 roku w przegranym 1:2 meczu Ligi Narodów z Holandią na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Od tamtej pory wiele się wydarzyło. Przede wszystkim dość niespodziewanie, bo wbrew temu co zapewniał jesienią prezes PZPN, Zbigniew Boniek, doszło do zmiany selekcjonera. Jerzego Brzęczka zastąpił na tym stanowisku Portugalczyk Paulo Sousa. Czwartkowy mecz w Budapeszcie będzie jego debiutem w nowej roli.
Paulo Sousa od czasu nominacji na stanowisko selekcjonera znajduje się pod stałą obserwacją mediów i kibiców. Portugalski trener zaskoczył wszystkich przed marcowym zgrupowaniem. Najpierw ogłosił szeroką listę 35 powołanych, a później odrzucił ośmiu z nich i ostatecznie w Warszawie zameldowało się 27 piłkarzy. Nie obyło się rzecz jasna bez niespodzianek. Największą jest na pewno nieobecność Tomasza Kędziory, który u poprzedniego selekcjonera grał prawie we wszystkich meczach. Zaskakująca jest również obecność w kadrze dwóch młodzieżowców z Pogoni Szczecin - Kacpra Kozłowskiego i Sebastiana Kowalczyka. W opinii wielu ekspertów i kibiców obaj zawodnicy nie prezentują się lepiej od choćby zawodnika Legii Warszawa, Bartosza Kapustki, dla którego nie znalazło się miejsce w kadrze.
Koronawirus popsuł nieco Paulo Sousie plany na mecz z Węgrami. W absurdalnej sytuacji znalazł się Mateusz Klich, który nie poleciał do Budapesztu, pomimo że był przewidywany do gry w pierwszym składzie. Wszystko z powodu koronawirusa. Zgodnie z wytycznymi UEFA reprezentanci muszą być trzy razy przebadani testami PCR najpóźniej na dwa dni przed meczem. W przypadku Klicha dwa z nich dały wynik pozytywny, a jak się później okazało, trzeci z nich dał wynik...negatywny. Niestety bez względu na to zawodnik Leeds United nie mógł polecieć z drużyną na Węgry i był zmuszony poddać się kwarantannie. Aktualnie trwa walka o jego powrót na kolejne spotkania. Do tego potrzebny jest jeszcze jeden negatywny test PCR.
Węgierskie media dość głośno wyrażają swoje obawy przed spotkaniem z Polakami. Pomimo że ich reprezentacja odkąd zmieniła system gry, nie przegrała sześciu ostatnich spotkań, to na Węgrzech docenia się klasę rywala. Szczególnie że drużyna Marco Rossiego będzie musiała radzić sobie bez swojej największej gwiazdy, Dominika Szaboszlaia. - Polska jest zespołem, który będzie chciał zająć drugie miejsce w grupie. Może i nie mają światowej klasy graczy na każdej pozycji, ale mają Roberta Lewandowskiego. Gdy podadzą mu piłkę, mogą zwyciężyć w każdym spotkaniu - analizuje "Daily News Hungary". - Jeżeli chcemy pojechać na mistrzostwa, to musimy dążyć do zwycięstwa i remisu z Polską. Porażka w którymkolwiek spotkaniu może przekreślić nasze szanse. Według węgierskich dziennikarzy walka o awans rozegra się pomiędzy Węgrami, Polską i Anglią.
Spotkanie reprezentacji Polski z Węgrami rozpocznie się w czwartek 25 marca o godzinie 20:45 na Puskas Arenie w Budapeszcie. Transmisję będzie można oglądać w TVP 1 i TVP Sport, a także w internecie na sport.tvp.pl i aplikacji TVP Sport.