Podczas mszy w małopolskich Kątach w kościele znajdowało się 160 osób. Tymczasem limit związany z obecnymi obostrzeniami wynosi około 30. Ktoś postanowił anonimowo powiadomić policję. Jak ustaliła "Wyborcza", według jednego z mieszkańców miejscowości, w mszy codziennie uczestniczą tłumy wiernych, którzy nie przestrzegają dystansu, ani nawet nie noszą maseczek. Dodatkowo ksiądz ma kpić z osób, które obawiają się wirusa. Teraz rozgoryczona parafia postanowiła skomentować zawiadomienie.
"Donosicielstwo jest grzechem śmiertelnym, o którym bardzo rzadko się mówi, jeszcze rzadziej się z niego spowiada. Donosicielstwo stoi w jawnej sprzeczności z miłością bliźniego. Donosiciel, czyli kapuś, szpicel, to jak człowiek trędowaty, którego należy odizolować od ludzi zdrowych i prosić Jezusa o uzdrowienie, jak to było w dzisiejszej Ewangelii" - miała napisać parafia św. Józefa Oblubieńca w Kątach na swojej stronie w zakładce "Ogłoszenia parafialne", jak przytacza "Wyborcza", jednak komentarz ten nie widnieje już w ogłoszeniu.
Po tym, jak funkcjonariusze policji przeprowadzili kontrolę w kościele, powiadomili o zajściu sanepid. "Gazeta Wyborcza" poprosiła o komentarz Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Krakowie. Za niestosowanie się do obostrzeń sanepid w Brzesku miał nałożyć na proboszcza karę pieniężną. Ten jednak odwołał się od tej decyzji do sanepidu wojewódzkiego, gdzie aktualnie trwa postępowanie.
***
W marcu minie rok od stwierdzenia pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem w Polsce. Jak pandemia zmieniła Wasze życie? Co straciliście, a co zyskaliście w mijającym roku? Czekamy na Wasze relacje. Na adres e-mailowy listydoredakcji@gazeta.pl możecie przesyłać zarówno pisemne wypowiedzi, jak i w formie nagrań wideo (do 20 sekund, najlepiej nagrywane w poziomie). Wasze historie zostaną wykorzystane w materiałach publikowanych w Gazeta.pl.