Jak powiedział profesor Wojciech Branicki w rozmowie z "Głosem Nauczycielskim", połowa przebadanych krakowskich nauczycieli wchodzących w skład grupy badawczej, przeszła już COVID-19. Diagnozowanych nie było wielu, jednak profesor określił wyniki jako "bardzo sugestywne".
Trzeba pamiętać, że wcześniejsze przebycie choroby nie gwarantuje całkowitej odporności. Ilość przeciwciał, a także czas ich utrzymywania się są kwestią indywidualną. Mimo to zdaniem profesora Branickiego musimy zacząć normalnie funkcjonować. "Trzeba [...] dobrze zbadać środowisko nauczycieli i pozostałych pracowników na obecność przeciwciał" - powiedział profesor Branicki. Jego zdaniem najlepiej byłoby przebadać także innych pracowników szkoły oraz uczniów, by sprawdzić, kto jest odporny na wirusa. Resztę można byłoby zaszczepić w pierwszej kolejności.
Zdaniem profesora Branickiego zamknięte szkoły mogą wyrządzić uczniom większą szkodę niż sam koronawirus. Jeszcze w styczniu minister edukacji Przemysław Czarnek nie zgadzał się jednak z tezą, że skutki nauki zdalnej są gorsze od skutków choroby. "Życie ludzkie jest najważniejsze i ze względu na życie Polaków musieliśmy ograniczyć nauczanie stacjonarne, żeby ograniczyć mobilność społeczeństwa" - mówił wówczas minister. Mimo to przedstawił on programy, które mają pomóc dzieciom i młodzieży wrócić do szkoły po pandemii.
Początkiem lutego minister edukacji wypowiedział się na temat negatywnych skutków zdalnego nauczania. Ministerstwo Edukacji i Nauki pracuje nad programem, który miałby opierać się na czterech filarach - psychologicznym, fizycznym, zdrowotnym i edukacyjnym. Jak przedstawił Czarnek, byłyby one odpowiedzią na problemy, do których przyczyniła się pandemia i zamknięcie dzieci w domach - wzrost otyłości, wady postawy, problemy ze wzrokiem, osamotnienie czy niedostatki w wiedzy.