Jak podaje Onet, Adam Hofman jest synem kierowcy ciężarówki, który za czasów PRL pokazywał mu zupełnie inny świat, przywożąc mu opowieści o Zachodzie, puszki z piwem czy paczki po papierosach, które miały być symbolem dobrobytu. Jego matka z kolei przez wiele lat zajmowała się wychowaniem trzech synów, z których Adam jest najstarszy.
Na etapie edukacji wyższej Hofman postanowił zdawać jednocześnie na prawo i politologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Dostał się na drugi z tych kierunków. Na studiach dołączył do Niezależnego Zrzeszeniu Studentów, które we wrocławskim oddziale oznaczało się mocno prawicowym obliczem. Wówczas zaczęła się polityczna przygoda Hofmana. Szybko dołączył do grupy, której celem było zwalczeniem ówczesnego szefa ogólnopolskiego NZS-u Krzysztofa Kwiatkowskiego, a następnie prezesa NIK.
W 2003 roku uwagę w stronę Hofmana zwrócił nowy wiceprezydent miasta, Dawid Jackiewicz. Dzięki niemu Adam zaczął działać w PiS i uczestniczyć w przygotowaniu kolejnych kampanii wyborczych na Dolnym Śląsku. To z kolei sprawiło, że kandydujący z list Prawa i Sprawiedliwości w 2004 roku Hofman zwrócił na siebie uwagę Zbigniewa Ziobry, który niedługo później zaproponował Kaczyńskiemu, aby ściągnąć go do Warszawy.
Po przyjeździe do stolicy Hofman został dyrektorem biura ds. marketingu w centrali PiS. Niedługo później częściowo udało mu się doprowadzić do usunięcia szefa partyjnej młodzieżówki Maksa Kraczkowskiego, zajmując jego miejsce na tym stanowisku. Działacze Forum Młodych PiS mieli mówić, że Hofman prowadził organizację w mocno rozrywkowym stylu. Nie jest ponoć tajemnicą, że lubi się on dobrze zabawić, jest towarzyski i lubi zasypywać polityczne różnice przy kieliszku czy lampce. Władzom partii niekoniecznie się to podobało.
Karierę posła Hofman rozpoczął w 2005 roku, zaś na koniec kadencji partia postawiła go na czele bankowej komisji śledczej, zajmującej się tropieniem nieprawidłowości w sektorze finansowym III RP. W 2007 roku PiS jednak stracił władzę. Media zarzucały wówczas, że Hofman pomógł w zatrudnieniu jego żony w państwowym gigancie KGHM, która po zmianie władzy udała się na podejrzanie długie zwolnienie. Sam zainteresowany twierdził, że doniesienia te były inspirowane przez działaczy PO. "Jestem politykiem, więc mam twardą skórę. Ale rodziny nie pozwolę atakować" - mówił wówczas.
Gdy Prawo i Sprawiedliwość było w opozycji, pojawiły się plotki obyczajowe, o których Hofman opowiadał w "Super Expressie". Mówił wtedy, że "był szantażowany". "Szantażysta zadzwonił, zażądał 20 tys. zł i się rozłączył. Kolejną rozmowę już nagrałem. Szantażysta zagroził, że jeśli nie zapłacę, to ujawni mediom moje zdjęcia z jakimiś panienkami" - pisano. Na tych rzekomych zdjęciach poseł PiS miał pić alkohol w towarzystwie dziewczyn lekkich obyczajów. Szantażysta podał adres burdelu, gdzie miały być zrobione zdjęcia.
Pod koniec 2013 roku pojawiły się kolejne wątpliwości, tym razem związane ze złożonym przez Hofmana oświadczeniem majątkowym. "Funkcjonariusze CBA odkryli kilkanaście zastanawiających przelewów: serię pożyczek od zaprzyjaźnionego biznesmena Roberta Pietryszyna" - pisał Michał Krzymowski w "Newsweeku". Pietrzyszyn to były prezes zarządu Grupy LOTOS S.A., który w przeszłości był również członkiem zarządu PZU S.A., a obecnie wraz z Hofmanem prowadzi R4S Consulting.
W listopadzie 2014 roku pojawiła się kolejna afera, określana aferą madrycką. Chodziło o to, że trzech posłów PiS - Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki mieli udać się na delegację do Madrytu. Zgłosili oni, że do stolicy Hiszpanii udali się samochodem, podczas gdy w rzeczywistości skorzystali z usług tanich linii lotniczych. Oznaczało to, że pobrali zbyt wysoką zaliczkę niż konieczną do przelotu samolotem. Niedługo później Hofman został wykluczony ze struktur PiS.
Założona przez Hofmana, Mariusza Sokołowskiego (byłego rzecznika prasowej Komendanta Głównego Policji) i Michała Wiórkiewicza (asystenta i doradcy premierów z lat 2005-2007) agencja R4S Consulting świadczy usługi z zakresu public relations, public affairs, relacji z mediami i komunikacji kryzysowej. Jak podaje portal Wirtualnemedia.pl, w 2019 roku firma "zwiększyła przychody sprzedażowe o 31,3 proc., a przy wzroście kosztów operacyjnych o 80 proc. do 7,87 mln zł jej zysk netto zmalał z 3,45 do 2,62 mln zł". Obecnie liczy około 50 pracowników.
"Przy czym trzech właścicieli dostało już wcześniej zaliczki, więc ich dywidendy zostaną o nie pomniejszone. I tak Adam Hofman pobrał 1,5 mln zł zaliczek, a ponieważ przysługuje mu 1,15 mln zł z dywidendy, nie dostanie nic. Michał Wiórkiewicz dostał 269,2 tys. zaliczek, więc z 1,15 mln zł z dywidendy otrzyma 885,6 tys. zł. Natomiast Mariusz Sokołowski po odjęciu 24,8 tys. zł zaliczek dostanie 288,7 tys. zł z dywidendy. 26,2 tys. zł trafi do R4S sp. z o.o. pełniącej w agencji funkcję komplementariusza" - podaje dalej portal Wirtualnemedia.pl.
Na swoim profilu na Facebooku Roman Giertych ogłosił, że "Adam Hofman i jego współpracownik proponują (Leszkowi Czarneckiemu) formalne lub nieformalne zatrudnienie Michała Krupińskiego", co zostało wykazane na udostępnionym przez niego nagraniu. "Fragment rozmowy za zgodą mego Mocodawcy udostępniam, aby nikt nie zarzucał, że mijam się z prawdą" - dodał.
Następnie Giertych przypomniał, że 15 października 2020 roku doszło do jego zatrzymania, zaledwie jeden dzień przed sprawą Leszka Czarneckiego, na której miał ujawnić dowody złożonej mu z powołaniem się na wpływy u Zbigniewa Ziobry oferty korupcyjnej. Agenci CBA - jak twierdzi adwokat - szukali u niego wyłącznie taśm.
Do opisywanej przez Onet sprawy odniósł się również sam Adam Hofman. "Od kilku lat moja firma pracuje z dwoma bankami Leszka Czarneckiego, współpracowaliśmy też z jego fundacją i firmą syna. On nas zaprosił do współpracy. Takich rozmów dotyczących strategii postępowania było bardzo wiele. W tej konkretnej rozmawialiśmy o różnych propozycjach personalnych. To Leszek Czarnecki poprosił nas, abyśmy podpowiedzieli mu, kogo warto zatrudnić w jego bankach. Michał Krupiński był jedną z rozważanych opcji" - mówił.