41-letni koszykarz Kobe Bryant zmarł w niedzielę 26 stycznia w wyniku katastrofy helikoptera. Z doniesień medialnych wynika, że maszyna stanęła w ogniu jeszcze podczas lotu, po czym spadła na ziemię w miejscowości Calabasas. Choć służby dotarły na miejsce zdarzenia w krótkim czasie, nikogo nie udało się uratować.
Na pokładzie helikoptera, który rozbił się w Calabasas, znajdowało się dziewięć osób, w tym pilot. Ofiary katastrofy to 41-letni koszykarz Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna, trener baseballowy z uniwersytetu Orange Coast College John Altobelli oraz jego żona Keri i córka Alyssa, a także asystentka trenera w szkolnej drużynie koszykarskiej Orange County Christina Mauser - informuje portal sportowefakty.wp.pl. Tożsamość pozostałych ofiar nie jest znana.
Trwa śledztwo wyjaśniające wszystkie okoliczności katastrofy. Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną tragedii. Media spekulują, że jednym z możliwych powodów katastrofy mogła być słaba widoczność. Kilka minut przed katastrofą pilot helikoptera Ara Zobayan miał otrzymać komunikat z wieży kontrolnej, z którego wynikało, że maszyna leci za nisko - informuje "The Sun".
Kobe Bryant był legendą ligi NBA. Przez całą karierę, która trwała 20 lat, był związany z drużyną Los Angeles Lakers. Bryant uznawany był za jednego z najlepszych koszykarzy w historii. Zdobył m.in. pięć tytułów mistrzowskich NBA i dwa złote medale olimpijskie, które wywalczył z reprezentacją USA w 2008 i 2012 roku. W trakcie kariery rozegrał 1346 meczów w sezonie zasadniczym i 220 w fazie play off.
Śmierć 41-letniego Kobego Bryanta jest szokiem dla jego rodziny, świata sportu i fanów. Ikonę koszykówki uczczono m.in. w trakcie gali muzycznej Grammy. Hołd złożyli mu także zawodnicy grający w meczu New Orleans Pelicans - Boston Celtics, którzy przed rozpoczęciem gry odczekali 24 sekundy (Bryant grał przez większość kariery właśnie z numerem "24").
Koszykarza pożegnali także kibice. Zgromadzili się przed halą, gdzie swoje mecze rozgrywa Los Angeles Lakers i złożyli tam kwiaty oraz znicze.