Wypadek na moście Grota-Roweckiego. Kierowca kilka lat temu stracił prawo jazdy za punkty

W sumie 13 razy był karany za wykroczenia kierowca autobusu, który spadł z mostu w Warszawie. Zanim zaczął pracę u przewoźnika, mężczyzna miał czasowo odebrane prawo jazdy. Przy zatrudnieniu okazał zaświadczenie o niekaralności, jednak nie można było skontrolować, czy popełniał wykroczenia. Kierowca usłyszał zarzuty ws. wypadku, w którym zginęła jedna osoba, a ponad 20 zostało rannych.

Kierowca autobusu, który spadł z wiaduktu na moście Grota-Roweckiego w Warszawie usłyszał w piątek zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym i posiadania narkotyków. Badania potwierdziły też, że Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy.

Prokuratura w śledztwie będzie też ustalać okoliczności zatrudnienia Tomasza U. w charakterze kierowcy, bo w przeszłości był często karany za wykroczenia w ruchu drogowym. Chodzi o przekroczenie prędkości i "nie stosowania się do znaków i sygnałów drogowych”.

Szczegóły tych wykroczeń opisuje TVN Warszawa. Stacja podaje, że wg informacji prokuratury między 2014 a 2018 rokiem mężczyzna był 13 razy karany za wykroczenia w ruchu drogowym. Ponadto cztery lata temu odebrano mu prawo jazdy po tym, jak przekroczył limit punków karnych. Gdy je odzyskał, zatrudnił się u przewoźnika, który świadczy usługi transportowe dla miasta. Cytowana przez TVN rzeczniczka firmy Arriva Bus Transport Polska powiedziała, że sytuacja to "szok" i jest trudna do uwierzenia. Zapewniła o tym, że firma współpracuje ze śledczymi, a także ma pracować z miastem, ZTM-em i innymi przewoźnikami nad zapobieganiem takim sytuacjom. 

Kierowca miał zaświadczenie o niekaralności

Odnosząc się do kwestii licznych wykroczeń mężczyzny stwierdziła, że zgodnie z przepisami firma nie ma dostępu do danych kierowcy jako osoby prywatnej. Przed zatrudnieniem konieczne jest - obok badań lekarskich i psychologicznych - zaświadczenie o niekaralności. Jest ono dowodem, że dana osoba nie była skazana wyrokiem sądu i nie figuruje w Krajowym Rejestrze Karnym - nie obejmuje to jednak wykroczeń. 

Rzecznik stołecznego ratusza Karolina Gałecka poinformowała, że miasto zleciło kontrolę w trzech zajezdniach prywatnego przewoźnika Arriva Polska. Firma wozi pasażerów na części linii autobusowych w Warszawie. Kontrole są prowadzone pod kątem procedur stosowanych przy świadczeniu usług dla Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie.

Mężczyzna twierdzi, że "niewiele pamięta z tego co się działo"

Rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr mówiła, że według opinii biegłego toksykologa, mężczyzna miał we krwi 371 nanogramów amfetaminy na mililitr, co jest wysokim stężeniem narkotyku. W kabinie kierowcy znaleziono też około pół grama amfetaminy. Czy kierowca zażywał amfetaminę w trakcie jazdy jeszcze nie wiadomo, ustala to prokuratura.

Mężczyzna usłyszał zarzuty w piątek po południu. Na pytanie prokuratora, czy się do nich przyznaje powiedział, że odmawia odpowiedzi. - Podejrzany wyjaśnił jedynie, że urwał mu się film i niewiele pamięta z tego co się działo. Pamięta tylko tyle, że pomagał wyprowadzić jedną z pasażerek autobusu. Te wyjaśnienia były bardzo krótkie i niezupełnie korespondują z zebranym w sprawie materiałem dowodowym - mówiła prokurator.

Prokurator apelowała do osób, które mogą mieć jakąkolwiek wiedzę o przebiegu zdarzenia lub nagrania ruchu autobusu, niekoniecznie z chwili wypadku, o zgłaszanie się do Prokuratury Okręgowej w Warszawie lub do Komendy Stołecznej Policji. Prokuratora przygotowuje wniosek do sądu o zastosowanie tymczasowego aresztowania.

Jak mówiła prokurator Mirosława Chyr ustalenie, że mężczyzna był pod wpływem narkotyków skutkuje zaostrzeniem kwalifikacji karnej. Mężczyźnie grozi do 15 lat więzienia.

Do wypadku doszło w czwartek przed 13.00. Miejski autobus przebił bariery i częściowo spadł z wiaduktu na moście Grota-Roweckiego. W autobusie było 40 pasażerów. Jedna osoba zginęła, ponad 20 jest rannych w tym cztery ciężko.

Więcej o: