Rosjanie publikują nagranie z katastrofy Sojuza. Wszystko popsuł wygięty czujnik

Rosjanie w ekspresowym tempie skończyli śledztwo w sprawie październikowej katastrofy rakiety Sojuz. Winni mają być ludzie - podczas prac na kosmodromie Bajkonur uszkodzono ważny czujnik.

Do spektakularnego wypadku rakiety Sojuz, która miała lecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną, doszło 11 października. Około dwóch minut po starcie, w momencie odrzucenia zużytych silników pomocniczych, rakieta została poważnie uszkodzona. Zadziałał system ratunkowy, który posłał kapsułę z dwoma astronautami w trybie awaryjnym ku Ziemi. Nic im się nie stało.

Ponieważ loty rakiet Sojuz z astronautami to najbardziej prestiżowe przedsięwzięcie w rosyjskim programie kosmicznym, na dodatek o bardzo napiętym harmonogramie, Rosjanie obiecywali szybkie i transparentne śledztwo. Wyniki dochodzenia ogłosili pierwszego listopada, zaledwie po trzech tygodniach od wydarzenia. To niespotykane tempo.

Katastrofa rakiety Sojuz. Wszystko popsuł  wygięty czujnik 

Wyniki prac komisji śledczej zaprezentowano na specjalnej konferencji kierownictwa agencji Roskosmos (rosyjski odpowiednik NASA). Pokazano na niej też nagranie z jednej z kamer zamontowanych na feralnej rakiecie. Widać na nim wyraźnie, że nieoficjalne informacje publikowane w rosyjskich mediach bezpośrednio po katastrofie, były prawdziwe. Jeden z czterech silników pomocniczych (oznaczony literą "D") nie oddzielił się prawidłowo. Wszystkie powinny zrobić to w jednym momencie, odpadając od centralnej części rakiety i formując tak zwany "krzyż Korolowa".

W tym wypadku silnik pomocniczy "D" odczepił się tylko połowicznie i pod wpływem dużych sił działający na wznoszącą się z wielką prędkością rakietę, uderzył w jej bok. Przebite zostały główne zbiorniki paliwa a całość gwałtownie wytrącona z kursu. Na kilku klatkach nagrania widać porozrywane poszycie i ulatujące w przestrzeń paliwo. Komputery rakiety po wykryciu gwałtownych i niestandardowych ruchów wyłączyły silnik główny, a następnie uruchomiły system ratunkowy.

Według śledczych, winny całej katastrofy ma być jeden czujnik, który powinien wykryć początek oddzielania się silnika pomocniczego i zainicjować jego drugą fazę. Został jednak uszkodzony podczas składania rakiety w całość na kosmodromie Bajkonur. Jego kluczowy element został zgięty o niecałe siedem stopni. Tyle wystarczyło jednak, aby nie otworzył zaworu, przez które powinny się wydostać gazy i odepchnąć silnik pomocniczy od centralnej części rakiety.

Awaria podczas misji Sojuz MS-10. Zamiast 'krzyża Korolowa' widać chmurę szczątkówAwaria podczas misji Sojuz MS-10. Zamiast 'krzyża Korolowa' widać chmurę szczątków Fot. Dmitri Lovetsky / AP Photo

Rosjanie chcą błyskawicznie wznowić loty

Choć w oficjalnym komunikacie Roskosmos jako przyczynę wypadku wskazuje się rzeczony czujnik, to tak naprawdę źródłem problemu byli ludzie, którzy go uszkodzili i tego nie zauważyli. Zawiodła też kontrola przedstartowa, która dokładnie sprawdza wszystkie elementy rakiety przed wytoczeniem jej na stanowisko startowe. Tego rodzaju problemy z ludźmi i jakością ich pracy, to podstawowe źródło wypadków rosyjskich rakiet w ostatnich latach.

W 2013 roku technik zamontował do góry nogami jeden z kluczowych czujników rakiety Proton-M, choć były na nim wyraźne oznaczenia, gdzie góra a gdzie dół i teoretycznie nie powinien pasować w swoje miejsce. W efekcie cały pojazd wykonał spektakularne salto tuż po starcie i eksplodował.  W 2017 roku rakieta Sojuz startująca z nowego kosmodromu Wostocznyj nie dostarczyła satelity na orbitę, ponieważ wprowadzono do jej komputera informacje jakby startowała z kosmodromu Bajkonur. Kilka miesięcy temu wykryto natomiast wywierconą najwyraźniej przypadkiem na Ziemi dziurę w statku Sojuz, który wyniósł w czerwcu astronautów na orbitę. Na Zachodzie podobne przypadki też się zdarzały, jednak znacznie rzadziej.

Teraz Rosjanie zapewniają, że podjęto stosowne kroki zaradcze i rakiety Sojuz-FG zostaną niedługo przywrócone do lotów. Jeszcze w listopadzie jedna ma dostarczyć na Międzynarodową Stację Kosmiczną bezzałogowy statek towarowy Progress, a na początku grudnia mają polecieć trzej astronauci. Ich misja zostanie przyśpieszona o kilka tygodni, aby mogli sprawnie zmienić obecnie przebywających na stacji trzech astronautów, którzy muszą wrócić na Ziemię 20 grudnia.

Niezwykłe tempo prac śledczych i niemal natychmiastowe przywrócenie rakiet Sojuz-FG do lotów jest bezprecedensowe. Zazwyczaj taki proces trwa co najmniej kilka miesięcy. W tym wypadku, ponieważ zawinili w prosty sposób ludzie, a nie sprzęt, Rosjanie zapewniają, iż będzie bezpiecznie.

NASA nie odniosła się na razie oficjalnie do wystąpienia rosyjskiej komisji, choć wcześniej Amerykanie wielokrotnie zapewniali, że mają pełne zaufanie do śledczych Roskosmosu.

Więcej o: