Polska to jeden z niewielu krajów Unii Europejskiej, w których majstrowanie przy przebiegu auta jest legalne. Ma to zmienić nowelizacja Prawa o ruchu drogowym, której projekt właśnie trafił do pierwszego czytania w Sejmie.
W obecnym kształcie nowelizacja zakłada karę od trzech miesięcy do nawet pięciu lat za "ingerowanie w prawidłowość pomiaru" licznika. Tej samej karze będzie podlegała osoba, która tylko zleciła zmniejszenie przebiegu. Natomiast w przypadku "mniejszej wagi" (takie określenie pada w projekcie) cofnięcie licznika ma być karane grzywną albo ograniczeniem wolności lub pozbawieniem wolności do lat dwóch. Podobne rozwiązanie funkcjonuje w Niemczech, z kolei w Czechach, jeśli sprawca osiągnął dzięki zmianie przebiegu "korzyść na dużą skalę", może trafić do więzienia nawet na osiem lat.
W Polsce ta praktyka jest i legalna, i bardzo powszechna. Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodów w ubiegłym roku szacował, że nawet od 65 do 85 używanych samochodów ma zafałszowany przebieg. Warsztaty, w których możemy cofnąć licznik nawet się z tym nie kryją, po prostu na swoich stronach internetowych nazywają proceder bardziej elegancko - "korektą przebiegu" albo "naprawą licznika".
Podając się za właściciela samochodu zadzwoniliśmy do kilku majstrów od liczników. Wymyśliliśmy sobie BMW F10, rok produkcji - 2011, silnik - diesel, przebieg - 280 tys. km. Samochód oczywiście chcemy sprzedać, ale z przebiegiem bez dwójki z przodu. Wiadomo, że dla wielu kupców jest ona barierą psychologiczną nie do przejścia
- 800 zł - słyszymy w jednym z warsztatów w Lubuskiem, blisko zachodniej granicy. Zakład jest czynny 24 godziny na dobę, robota potrwa nie dłużej niż godzinę. Dopytujemy, czy nasz klient się połapie. - Musiałby jechać do serwisu, inaczej nie ma opcji - zapewnia.
Drugi nasz rozmówca jest z okolic Poznania. Żąda mniej, ale nie jest też tak bardzo pewny tego, czy kupiec odkryje fałszerstwo. - Mogę to zrobić za 500 zł. Tak, żeby się facet nie połapał, to się nie da zrobić, niektórzy mówią, że się da, ale to nieprawda - przyznaje. - Nie trzeba jechać do żadnego serwisu, wystarczy że kupiec podłączy komputer. Są tacy cwani, że jak zobaczą, że było kręcone, dzwonią na policję, a to ty musisz poinformować klienta, że licznik został cofnięty, mnie to nie obchodzi - dodaje.
W warsztacie w Gorzowie Wielkopolskim chcą 600 zł. Pytamy mechanika, o ile najlepiej zmniejszyć przebieg, żeby było wiarygodnie przed kupcem. - To jest pana decyzja. Ja tylko informuje, że ma pan obowiązek poinformować o tym kupującego. A czy pan przekręci do przodu, czy do tyłu, to dla mnie jest obojętne - pokpiwa mechanik.
Najwięcej za cofnięcie licznika chcieli od nas w Żorach. - 1000 zł trzeba liczyć minimum za takie auto.
- Sporo - mówimy.
- To i tak tanio, nawet 2 tys. kasuje się za "efki" - mówi i zapewnia, że "kupiec nie zauważy".
Mechanik z Zielonej Góry proponuje, że zrobi to za 900 zł i też zapewnia o skuteczności ("nikt się nie pozna").
- Najlepiej zejść poniżej 200 tysięcy kilometrów, ale niedużo, np. na 180 tysięcy. - przyznaje. Jak mówi, większość z jego klientów chce przede wszystkim usunięcia dwójki z przodu, żeby "ładniej wyglądało".
Jak się ustrzec przed kupnem samochodu z cofniętym licznikiem? Sprawa nie jest prosta. Co prawda znając numer VIN auta możemy sprawdzić historię samochodu w Centralnej Ewidencji Pojazdów, ale do ewidencji dane o samochodzie wprowadza diagnosta na podstawie tego, co widzi. Nie jest to więc idealne rozwiązanie
Od około roku przy sprowadzaniu samochodu do Polski Ministerstwo Finansów nakazuje wpisać do deklaracji stan licznika. Jednak jak podaje "Gazeta Wyborcza", danych podanych w deklaracji w CEPiK nie znajdziemy. Nowe rozwiązanie ma wprowadzić właśnie nowelizacja, którą w czwartek zajął się Sejm. W myśl nowych przepisów podczas kontroli drogowych stan liczników będzie spisywany i wprowadzany do bazy CEPiK, jednak to rozwiązanie może wejść w życie dopiero w 2020 r.