Czytelnicy odpowiadają na list o zatłoczonym pociągu. "Ludzie siedzą, leżą, kucają. Jak w PRL-u"

"Ryzyko zasłabnięć czy omdleń w tak upychanych wagonach jest bardzo duże. Możliwość udzielenia pomocy w zasadzie niemożliwa. Dostęp do toalety też. Podróżni siedzą na schodach, walizkach, torbach. Bagaże się nie mieszczą" - tak podróże pociągami relacjonują czytelnicy Gazeta.pl.

W piątek opublikowaliśmy fragmenty listu pana Michała, który skarżył się na złe warunki panujące w pociągu. Pan Michał jechał z Torunia do Warszawy 4 listopada (niedługo po dniu Wszystkich Świętych), na korytarzu panował ścisk, pasażerowie nie mogli się nigdzie ruszyć, nie mówiąc już o pójściu do toalety.

Rzeczniczka PKP Intercity tłumaczyła, że tego dnia panowała jedna z najwyższych frekwencji w roku i tam, gdzie było to możliwe, spółka dołączała dodatkowe wagony do pociągów. Rzeczniczka stwierdziła jednak, że niektórzy pasażerowie kupowali bilety na ostatnią chwilę, więc trudno było oszacować dokładnie obłożenie niektórych składów.

W reakcji na list pana Michała o swoich doświadczeniach z podróżami pociągami napisali również inni czytelnicy Gazeta.pl.

"Mało wagonów, mnóstwo ludzi"

"Nie jestem częstą klientką PKP, ale to, co udaje mi się zaobserwować podczas podróży pociągami, wprawia z jednej strony w osłupienie i niedowierzanie, z drugiej zaś rodzi oburzenie" - zaczyna swój list czytelniczka Aneta*.

Trasa Lublin-Warszawa... Odległość ok. 170 km. (...) Mało wagonów i mnóstwo ludzi na korytarzu, a nawet w toaletach. Nie można się przecisnąć. Tabor zlasowany, stary, brudny i śmierdzący. Brakuje jeszcze obrazka z mojego dzieciństwa, gdy ludzie wrzucali walizki przez okna, a nawet wsiadali przez nie... 

- dodaje. Czytelniczka proponuje, by zarząd PKP przejechał na tej trasie w godzinach największego szczytu w Warszawie. "Tylko w przedziale 8-osobowym, bo 6-osobowy byłby za dużym komfortem. To mogą być bardzo ciekawe doświadczenia. Polecam" - kończy swój list pani Aneta.

"Na szczęście nie musiałam korzystać z toalety"

Kolejna z czytelniczek, pani Monika*, wspomina podróż z Białegostoku do Warszawy. Kupiła bilet do wagonu pierwszej klasy, twierdzi jednak, że podróż odbywała się w "warunkach urągających godności".

Miałam, co prawda, miejsce siedzące, gdyż wykupiłam bilet z odpowiednim wyprzedzeniem, ale cóż z tego, kiedy ludzie wokół, toboły, korytarze usłane stłoczonymi ludźmi, siedzącymi, leżącymi, kucającymi. Przypominało mi to podróż z czasów PRL-u, kiedy to ojciec wpychał mamę do przedziału przez okno, żeby zajęła dla nas jakieś miejsca siedzące

- relacjonuje pani Monika. "Na szczęście nie musiałam korzystać z toalety i boję się myśleć, co by mogło się stać, gdybym miała taką potrzebę" - dodaje.

"W ogóle nie przyjmuję wyjaśnienia rzeczniczki PKP, że koleje mają zapewnić przejazd każdemu, kto chce się udać w podróż. Albo inaczej - mają taki obowiązek, ale w godziwych warunkach, zgodnych ze standardami europejskimi XXI wieku. Czy do samolotu też będą sprzedawane bilety, każdemu, kto zechce polecieć, niezależnie od liczby siedzących miejsc?" - zastanawia się czytelniczka.

Pani Izabela: Nie chcemy jeździć w bydłowozach

W kolejnym liście pani Izabela* zwraca uwagę na zagrożenia, które mogą wynikać z podróży zatłoczonymi przedziałami.

"Jak PKP dba o bezpieczeństwo, skoro w razie wypadku ludzie będą upadać na siebie, a dotarcie do kogoś poszkodowanego będzie bardzo utrudnione?" - pisze czytelniczka.

"Ostatnio pani, która zakupiła miejsce "dla osoby niepełnosprawnej", do którego się "nie dopchała" i za każdym razem, kiedy ktoś chciał wyjść do toalety lub przejść, musiała wyjeżdżać wózkiem z przedziału na korytarz, przepychając stojący tłum. Czystość
toalet w takich warunkach też jest skandaliczna" - twierdzi pani Izabela.

Uprzedzając komentarze nawiązujące do PRL i do tego, że nie należy narzekać, bo kiedyś było gorzej - to naprawdę słabe. Korzystanie z komfortowych i bezpiecznych środków komunikacji publicznej nie jest nierealne, przy zmianie podejścia przewoźnika i jednak wyrażonym oczekiwaniu pasażerów, że nie będziemy jeździć w bydłowozach

- podsumowuje. O kwestiach bezpieczeństwa pisze również czytelnik, który zachował anonimowość. "Zatłoczony pociąg to nie tylko problem swobodnego pójścia do toalety, ale ewentualnej ewakuacji pasażerów, a więc ich bezpieczeństwa. Nasze przysłowie zawsze się sprawdza - Polak mądry tylko po szkodzie" - czytamy w liście.

"Duże ryzyko zasłabnięć"

Pani Elżbieta z Tarnobrzega przysłała do nas kopię skargi, jaką kilka dni wcześniej skierowała do spółki Przewozy Regionalne w związku z pociągiem relacji Lublin-Rzeszów. Czytelniczka w piśmie prosi o podstawienie większych składów z powodu dużej liczby podróżnych.

W miejscowości Kolbuszowa problem był tak duży, że pociąg kilka minut dłużej musiał stać na stacji, by osoby mogły do niego wsiąść, a kierownik pociągu poprosił wszystkich o jeszcze większe "upchnięcie" się

- czytamy. "Ryzyko zasłabnięć czy omdleń w tak upychanych wagonach jest bardzo duże. Możliwość udzielenia pomocy w zasadzie niemożliwa. Dostęp do toalety niemożliwy. Podróżni siedzą na schodach, walizkach, torbach. Bagaże się nie mieszczą. Ogrzewanie włączone chyba po to, by "udusić" setki osób bez powietrza i doprowadzić do zasłabnięć" - dodaje.

Czytelnicy w obronie PKP

W komentarzach pod listem pana Michała pojawiły się głosy czytelników, którzy zwracali uwagę na pozytywne zmiany w kwestii transportu kolejowego dziejące się w Polsce w ostatnich latach.

Raczej nie robiłbym histerii. Znam takie sytuacje z autopsji, też byłem wkurzony, ale oddajmy sprawiedliwość kolejom - w porównaniu z tym, co było dwadzieścia lat temu, jest różnica niebo a ziemia. Niezależnie, kto by rządził, takie "peaki" się zdarzają i już. Gdy zaczyna się długi weekend, są korki na wylotówkach z Warszawy i już. Sensownie ktoś napisał: jest nas sporo, bo 37 milionów

- stwierdził jeden z komentujących.

 Tego problemu nigdy nie da się rozwiązać, gdyż szczyty przewozowe występują bardzo rzadko. Z tego powodu więc kolej musiałaby utrzymywać bardzo dużo dodatkowego taboru - w praktyce na przykład 30-40 proc. więcej wagonów niż normalnie kursuje. Poza szczytem przewozowym te wagony stałyby na bocznicach nieużywane, ale mimo tego należy przeprowadzać w nich obowiązkowe przeglądy i remonty, co generowałoby ogromne koszty

- stwierdza inny czytelnik.

"Ostatnio jako turysta często podróżowałem koleją, z podróży Pendolino i innymi pociągami IC. Byłem zadowolony" - czytamy w jednym z komentarzy.

Rozsądna osoba wybierze połączenie droższe z rezerwacją miejsc, albo zwyczajnie odwiedzi groby bliskich w innym terminie. Groby nie uciekają, są zawsze w tym samym miejscu (i często zapomniane przez cały rok). Obarczać winą innych za swoją bezmyślność to szczyt prymitywizmu

- pisze z kolei użytkownik "plorg".

* Imiona czytelników zostały zmienione.

Jakie masz spostrzeżenia w związku z podróżami polskimi pociągami? Czekamy na e-maile pod adresem listydoredakcji@gazeta.pl

Nowy wzór paszportu na stulecie niepodległości. Zmieniono motywy graficzne i zabezpieczenia

Więcej o: