Jechał wypchanym pociągiem po Wszystkich Świętych. To, co tam zastał, nazywa "poniżeniem"

Pan Michał jechał pociągiem tuż po Wszystkich Świętych. To, co tam zastał, nazywa "poniżeniem". - Nie można było się nigdzie ruszyć, nie mówiąc już o wyjściu do toalety. Potraktowano nas po prostu jak bydło - pisze mężczyzna w liście do Gazeta.pl.

Dzień Wszystkich Świętych wypadł w tym roku w czwartek. Nic więc dziwnego, że wiele osób wzięło w piątek wolne i zrobiło sobie przy okazji długi weekend. W związku z tym w niedzielę rozpoczęła się fala powrotów. Dotknęła ona także pociągi.

Do naszej redakcji napisał pan Michał z Warszawy. W niedzielę 4 listopada jechał z Torunia do Warszawy pociągiem PKP Intercity "Moniuszko". Spodziewając się tłumów, odpowiednio wcześniej kupił bilet z miejscówką. 

"Miałem miejsce siedzące, ale co z tego, skoro na korytarzu był niewyobrażalny ścisk, a dwie osoby stały także w przedziale. Nie można było się nigdzie ruszyć, nie mówiąc już o wyjściu do toalety. Tam też zresztą siedzieli ludzie w otoczeniu walizek" - pisze nasz czytelnik.

Zastanawiam się, jak w takiej sytuacji radzą sobie osoby starsze, chore lub rodzice z dziećmi? Jak to możliwe, że w 2018 roku, w XXI wieku, wyjście do toalety w trakcie wielogodzinnej podróży pociągiem graniczy z cudem? Jak to możliwe, że pasażer, który przecież zapłacił za bilet, nie może na chwilę rozprostować nóg na korytarzu? To nie są fanaberie, tylko zwyczajne potrzeby normalnego człowieka

- zwraca uwagę pan Michał.

Nasz czytelnik podkreśla, że "nie domaga się luksusów". "Zdaję sobie sprawę, że są to Tanie Linie Kolejowe, za które płacę stosunkowo niewielkie pieniądze. Jednak warunki, w których jechaliśmy, były poniżej jakiejkolwiek godności, których nic, absolutnie nic, nie usprawiedliwia. Poczułem się zwyczajnie poniżony" - dodaje.

Zapłaciłem za bilet, kupiłem go odpowiednio wcześniej, a czułem się tak, jakby potraktowano nas, pasażerów, po prostu jak bydło, które trzeba przewieźć

- podsumował pan Michał.

Zasugerował, że PKP Intercity nie powinno zgadzać się na sprzedaż tak dużej liczby biletów. "Na wąskim korytarzu w wagonie nie powinno stać więcej niż np. dziesięć osób" - stwierdził mężczyzna.

PKP Intercity:

Zwróciliśmy się do PKP Intercity z prośbą o komentarz do relacji pana Michała. Jak poinformowała nas rzeczniczka spółki Agnieszka Serbeńska, 4 listopada był wyjątkowym dniem pod względem liczby pasażerów.

Przewoźnik 4 listopada wzmocnił 53 pociągi 104 dodatkowymi wagonami. W tym dniu PKP Intercity przewiozło prawie 180 tys. pasażerów i był to drugi tak wysoki wynik dzienny frekwencji w tym roku (15 sierpnia, w szczycie przewozów wakacyjnych, z podróży pociągami PKP IC skorzystało 187 tys. pasażerów)

- czytamy w mailu przesłanym do Gazeta.pl.

Według rzeczniczki, "zaletą kolei jest to, że zawsze można się nią udać w podróż".

Przewoźnik nie odmawia nikomu. Wynika to z powszechnego obowiązku przewozu osób oraz polityki naszej firmy

- informuje Agnieszka Serbeńska.

PKP Intercity przekonuje, że różnymi promocjami zachęca pasażerów do kupowania biletów z wyprzedzeniem. Kupowanie ich na ostatnią chwilę ma uniemożliwiać spółce zaplanowanie doczepienia dodatkowych wagonów.

Rzeczniczka przekazała nam również, że spółka może częściowo blokować sprzedaż w niektórych pociągach. Nie wyjaśniła jednak, dlaczego nie skorzystano z tego rozwiązania w tym przypadku.

Jakie masz spostrzeżenia w związku z podróżami polskimi pociągami? Czekamy na e-maile pod adresem listydoredakcji@gazeta.pl

Francja i Chiny stworzyły wspólnego klimatycznego satelitę

Więcej o: