W czasie kampanii wyborczej politycy prześcigają się w składaniu obietnic, jednak zmiany, które proponują, często mają niewiele wspólnego z faktycznymi potrzebami Polaków. W cyklu artykułów “To jest problem” prześwietlamy te, z którymi władze, zwłaszcza na szczeblu samorządowym, nie potrafią poradzić sobie od lat. Co czwartek na Gazeta.pl postaramy się zbadać, dlaczego tak się dzieje i czy ich rozwiązanie faktycznie jest aż takie trudne.
W poprzednich odcinkach:
Tego typu dane można w czasie rzeczywistym śledzić w serwisie TomTom City - portalu internetowym, który udostępnia informacje dotyczące ruchu ulicznego w 180 metropoliach świata. W jego rankingu najbardziej zakorkowanych miast na 42. miejscu odnajdziemy Warszawę, a na 162. - Katowice. Według tego zestawienia, podróż przez Warszawę podczas porannych godzin szczytu zajmuje o 65 proc. czasu więcej, a podczas wieczornych o 72 proc. czasu więcej w porównaniu do czasu podróży, która nie odbywa się w korkach. W Katowicach zmienia się to odpowiednio o 26 i 30 proc.
Choć od pewnego czasu brakuje w Polsce raportów i badań, które zajmują się wyłącznie problemem natężenia ruchu drogowego, to jednak w dość prosty sposób można dotrzeć do danych, które pokazują skalę problemu. Liczby mówią same za siebie - problem narasta. Według danych GUS w 2014 roku na 1000 mieszkańców przypadało 520 samochodów. W ciągu trzech lat liczba ta wzrosła o 66 jednostek. W ten sposób, zgodnie z danymi Eurostatu z 2016 roku, przegoniliśmy wiele państwa europejskich, np. Niemcy, Francję, Norwegię i Szwecję.
Zobacz także: Punkt 8:00 ruszyliśmy z Białołęki do "Mordoru". Na starcie: rowerzysta, pasażer i kierowca
Jednocześnie, jak wynika z badań CBOS opublikowanych we wrześniu 2018 roku, zdecydowana większość Polaków - bo aż 74 proc. badanych - korzysta z samochodu osobowego jako najczęstszego środka transportu. 32 proc. respondentów najczęściej wybiera rower, a zaledwie 28 proc. posługuje się komunikacją miejską. Tendencje wśród mieszkańców potwierdza inny raport CBOS z lipca 2017 r. Zgodnie z nim 48 proc. badanych deklarowało, że jeździ samochodem jako kierowca lub pasażer codziennie lub prawie codziennie - to o 12 procent więcej niż 10 lat wcześniej. Tymczasem, w porównaniu z 2007 rokiem, spadło użytkowanie roweru (z 13 do 12 proc.) i komunikacji miejskiej (z 11 do 7 proc.).
Rosnąca liczba samochodów zarejestrowanych w miastach powoduje, że mieszkańcy codziennie mierzą się z ogromnymi korkami ulicznymi. Nie pomaga fakt, że coraz więcej osób wyprowadza się poza obszary miejskie, jednak nadal dojeżdża do pracy do miasta - zwykle samochodem.
Korek w Warszawie Agencja Wyborcza.pl
Mogłoby się wydawać, że w komfortowej sytuacji są pasażerowie komunikacji miejskiej - tramwajów, trolejbusów, autobusów, które poruszają się po torach lub coraz częściej spotykanych buspasach. Sytuacja nie jest jednak taka prosta. Po pierwsze, tworzenie specjalnie wyodrębnionych dla autobusów pasów ruchu powiększa korki wśród aut osobowych. Po drugie, środki komunikacji miejskiej nie zawsze są w stanie ominąć odcinki określone przez specjalistów z Deloitte i Targeo jako "wąskie gardła" - miejsca o długości przynajmniej 500 metrów, w których utrudnienia rano i wieczorem łącznie wynoszą przynajmniej 1,5 godziny. Często są to drogi jednokierunkowe, co znacznie utrudnia poruszanie się po nich i tamuje ruch.
- Z punktu widzenia psychologa transportu, korek traktujemy jako sytuację, w której ktoś nam coś zabiera: przede wszystkim najważniejszą dla nas wartość, której często nam brakuje: czas - mówi dr hab. Adam Tarnowski, psycholog transportu z Uniwersytetu Warszawskiego. W 2016 roku Deloitte wraz z Targeo opublikowali raport "Koszty korków w 7 największych miastach Polski", który bazował na danych z 2015 roku. Zgodnie z nim już wtedy w popołudniowych godzinach szczytu mieszkańcy tracili od 9 minut w Gdańsku i Katowicach do 17 minut we Wrocławiu na 10 przejechanych kilometrów. Jeśli weźmiemy pod uwagę tę niższą daną i dokonamy kilku obliczeń, okaże się, że już trzy lata temu rocznie w korkach spędzaliśmy 4,5 dnia.
Ale nie tylko czas tracą w korkach Polacy. Tracą również pieniądze, i to niemałe. Godziny spędzone w samochodzie na zakorkowanej ulicy można by przecież spędzić w pracy. Co więcej, generuje to koszty związane z kupnem większej ilości paliwa. Zmienne te wzięli pod uwagę eksperci Deloitte i Targeo, którzy we wspomnianym już raporcie przeprowadzili szacunki kwot straconych przez kierowców w wyniku stania w korkach. Z ich wyliczeń wynika, że w 2015 roku kierowcy z 7 największych polskich miast rocznie tracili średnio aż po 3350 zł, czyli o ponad 500 złotych więcej niż rok wcześniej.
Roczny koszt korków na kierowcę 'Raport o korkach w 7 największych miastach Polski' - Deloitte, Targeo (dane za rok 2015)
Czas spędzony w samochodzie wiąże się też z izolacją, a tym samym rozluźnieniem więzi społecznych lub ograniczeniem ich do związków rodzinnych, a to może mieć wpływ na komfort życia. - Większość z nas reaguje na takie sytuacje agresją, trudno nam wtedy znaleźć jakieś pozytywne rozwiązanie problemu, złościmy się na wszystko: zarządców drogi, włodarzy miasta, a przede wszystkim na "cwaniaków", którzy stoją na drugim pasie i poruszają się szybciej od nas, co zresztą najczęściej jest złudzeniem. To wszystko powoduje w nas narastanie frustracji - tłumaczy dr hab. Adam Tarnowski. - Nierozładowane emocje w nas pozostają w postaci napięcia mięśniowego czy podwyższonego poziomu hormonów stresu, co może na nas oddziaływać w ciągu dnia, np. w trakcie pracy - mówi specjalista. Jak jednak podkreśla, bardzo dużo zależy od tego, czy udało nam się zdążyć na odpowiednią godzinę. - Jeśli tak, to mamy w sobie małe poczucie zwycięstwa: przewidzieliśmy sytuację, wyszliśmy z domu kilka minut wcześniej, zadziałaliśmy prewencyjnie. Jeśli natomiast spóźniliśmy się np. do pracy, musieliśmy się z tego tłumaczyć albo przyszło nam stać w nieoczekiwanym korku, to złe doświadczenie pozostaje w nas cały dzień - wyjaśnia ekspert.
Według niego, długotrwały stan bezradności, który wywołują w nas korki uliczne, może mieć wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Zaznacza, że niezbędne jest dojrzałe podejście do problemu. - Warto rozważyć, czy komunikacja publiczna nie jest lepszym, szybszym rozwiązaniem. Jeśli nie, to czas w korku trzeba spróbować w jakiś sposób spożytkować, np. ucząc się języka obcego z audiobooków - proponuje dr Adam Tarnowski.
Kolejnym skutkiem wzmożonego ruchu ulicznego jest znaczny wzrost zanieczyszczenia powietrza. Raport "Walka o lepsze powietrze" opublikowany przez PwC w czerwcu 2018 r. alarmuje, że Polska ma powietrze o najniższej jakości w Europie obok Bułgarii. Według danych GIOS w Krakowie przez 146 dni w roku przekroczona była norma szkodliwych dla człowieka pyłów. W Łodzi były to 123 dni, a w Warszawie - 96. - W polskich miastach konieczne jest wprowadzenie stref czystego transportu, które powinny eliminować z ruchu samochody najbardziej zanieczyszczające powietrze, tj. niespełniających nawet najniższych norm emisji spalin oraz pojazdów z silnikami Diesla poniżej normy Euro 5, a nawet, wzorem rozwiązań stosowanych chociażby w Niemczech, Euro 6 - uważa Jakub Klimkiewicz z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jego zdaniem miasta dodatkowo powinny promować transport niskoemisyjny, w tym pojazdy z napędem hybrydowym bez możliwości doładowania ze źródła zewnętrznego, które są pominięte w ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych. - Hybrydy, jako pomost łączący etap użytkowania aut spalinowych oraz całkowicie elektrycznych, powinny być wykorzystane do ograniczenia emisji szkodliwych dla zdrowia substancji, ponieważ nie jesteśmy w stanie całkowicie ograniczyć ruch samochodów w miastach - komentuje. - To wszystko nie zmniejszy samych korków, ale zracjonalizuje wykorzystanie ograniczonej powierzchni miasta i polepszy jakość życia nas wszystkich - dodaje ekspert.
Władze samorządowe zdają sobie sprawę z powagi problemu. Być może dlatego, że politycy sami, jadąc do pracy, utykają w korkach i spóźniają się na spotkania. Faktem jednak jest, że podejmowane są w polskich miastach działania, które mają na celu zminimalizowane zatorów drogowych.
Samochód, zanieczyszczenie powietrza Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Głównym rozwiązaniem jest rozwijanie komunikacji miejskiej. W Warszawie rozkłady jazdy różnych środków masowego transportu są ze sobą zintegrowane, powstało wiele buspasów, które przyspieszają poruszanie się autobusami, coraz więcej autobusów jest ekologicznych. W Łodzi władze próbują zintegrować różne środki transportu. Łódzka Kolej Aglomeracyjna została włączona w miejski system transportu, a także skomunikowano ze sobą komunikację miejską i pociągi dalekobieżne odjeżdżające z Dworca Fabrycznego, tak aby mieszkańcy mogli korzystać z transportu zbiorowego, próbując dostać się na dworzec. W Poznaniu natomiast istnieją tzw. kontrpasy, czyli specjalne pasy dla rowerzystów, które pozwalają na jazdę pod prąd w uliczkach jednokierunkowych. W ten sposób miasto wspiera ruch rowerowy, który mógłby być dobrą alternatywą dla poruszania się samochodem.
Jak jednak pokazują statystyki, to nadal za mało: Warszawa ciągle jest jedną z najbardziej zakorkowanych stolic europejskich. Rozwiązaniem mogłoby być zamknięcie centrum miasta dla samochodów emitujących szkodliwe substancje - byłoby to zbawienne zarówno dla środowiska, jak i rozładowania korków. W stolicy pomysły takie pojawiły się już kilka lat temu, nadal jednak nie weszły w życie. - W Europie im dalej na wschód tym problem zachłyśnięcia samochodami jest poważniejszy. My stoimy w rozkroku, świadomie spoglądając ku najlepszym wzorom zachodu w kwestii organizacji miast, jednocześnie uprawiając kult samochodu i wykazując fatalne nawyki jako kierowcy - mówi Jakub Klimkiewicz.
Przeładowany ruch miejski stanowi problem w większości dużych miast na świecie. Ze względu na wszystkie negatywne efekty korków ulicznych, coraz częściej lokalni politycy podejmują wyzwanie reorganizacji ruchu ulicznego w ich regionie. Wśród najczęściej stosowanych rozwiązań jest rozwijanie istniejącego już systemu transportu publicznego - zwiększanie liczby połączeń, integracja rozkładów jazdy. W niektórych regionach, również w Polsce, władze decydują się na darmową komunikację publiczną dla mieszkańców.
Są jednak miasta, które idą o krok, a nawet kilka kroków, dalej. Przykładem może być Sztokholm, który postanowił wykorzystać swoje położenie na wyspach i w 2016 roku wprowadził nowe połączenia promowe, które łączą ze sobą różne części miasta. Nowatorskie rozwiązania zostały zastosowane m.in. w Meksyku - mieście - oraz Rio de Janeiro, gdzie otwarto linie gondolowe. Te "kabiny" przypominające koleje gondolowe, występujące w Polsce wyłącznie w górach, mają przewozić około 30 tys. pasażerów dziennie. Dodatkowo, są nie tylko szybkie, ale i ekologiczne.
Nam daleko jeszcze do takich rozwiązań. - Polskie miasta są na razie na początku drogi, jeśli chodzi o problem korków. Przed nami długa droga, najpierw musimy uzupełnić brakującą infrastrukturę drogową: obwodnice, wylotówki, mosty, tory, jednocześnie rozwijając transport zbiorowy i prowadząc świadomą akcję edukacyjną, która nauczy nas wszystkich samemu się ograniczać - twierdzi Jakub Klimkiewicz.