Wybory 2018. Zakopane stoi w korkach. "Nie po to jechałem tu wypocząć, żeby teraz chodzić"

Stolica polskich Tatr przeżywa w sezonie prawdziwe turystyczne oblężenie. A co za tym idzie: grzęźnie w korkach. Przyjezdni zrzucają winę na zbyt małą liczbę miejsc parkingowych i wysokie ceny za postój. Miejscowi zarzucają "ceprom" lenistwo. Niezależnie od tego, kto ma rację: Zakopane stoi.

W czasie kampanii wyborczej politycy prześcigają się w składaniu obietnic, jednak zmiany, które proponują, często mają niewiele wspólnego z faktycznymi potrzebami Polaków. W cyklu artykułów “To jest problem” prześwietlamy problemy, z którymi władze, zwłaszcza te na szczeblu samorządowym, nie potrafią poradzić sobie od lat. Co czwartek na Gazeta.pl postaramy się zbadać, dlaczego tak się dzieje i czy ich rozwiązanie faktycznie jest aż takie trudne. 

W poprzednim odcinku: 

Warunki i okoliczności niespecjalnie zachęcają do tego, aby wybrać się tu samochodem. Od strony północnej do miasta prowadzi niesławna Zakopianka, której nazwa pojawia się w mediach zazwyczaj obok słowa "korek". Na dodatek niemalże na rogatkach Zakopanego witają nas zwężenia drogi i ruch wahadłowy, związane z nowo powstającym Węzłem Poronin. Budowa obwodnicy jest natomiast odwlekana w nieskończoność.

Mimo to w sezonie do miasta ściągają tłumy, a lwia część turystów decyduje się właśnie na cztery kółka. Jak wskazują badania przeprowadzone przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, w okresie letnim przez stolicę Podhala przejeżdża ponad 15 tysięcy samochodów na dobę.

Zakopane stoi. Temat z lat siedemdziesiątych

O tym, że pod Giewontem mają problem z korkami i brakiem miejsc parkingowych, przekonuję się już w autobusie jadącym z dworca w stronę centrum. Krótki dystans, jaki dzieli nas od znajdującego się przy Krupówkach przystanku, pokonujemy w żółwim tempie. Jak na dłoni widać tu zakopiańskie kontrasty: z jednej strony piękny widok na Tatry, z drugiej: złorzeczący sobie kierowcy, którzy próbują wymusić pierwszeństwo. Z jednej strony niechęć do "ceprów", z drugiej: świadomość, że ich obecność zapewnia godny byt wielu zakopiańczykom.

Zakopianka, korekZakopianka, korek Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl / r

Natężenie ruchu znacznie przewyższające możliwości 27-tysięcznego miasta to zresztą w Zakopanem temat nienowy. Wciąż brakuje jednak kompleksowych rozwiązań. Zagadnięty przeze mnie pan Piotr, rodowity zakopiańczyk, przyznaje ze śmiechem, że o parkingach zaporowych (tzw. "park & ride") słyszy się od lat 70.

Wszystko miało zmienić się w 2014 roku. Wtedy to stanowisko burmistrza objął Leszek Dorula. Samorządowiec wydawał się przykładem osoby, która stawia przede wszystkim na potrzeby mieszkańców. A przynajmniej traktuje je na równi z potrzebami turystów.

To między innymi dzięki niemu dwa lata temu w Zakopanem powstała komunikacja miejska. I każdy, kto ma przy sobie dowód rejestracyjny, może podróżować nią za darmo. Problem w tym, że skala popularności górskiego kurortu znacznie wyprzedza podejmowane działania.

"Nie wiem, jak mam im to wytłumaczyć!"

Sytuacja, która ma miejsce w Zakopanem, to wynik wieloletnich zaniedbań. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście obecne władze dołożyły wszelkich starań, aby naprawić błędy mało przezornych poprzedników.

Uchwalony w ubiegłym roku plan transportowy dowodzi, że miasto chce stawiać na transport publiczny. Jak to jednak bywa w wypadku planów, na efekty tej decyzji będziemy musieli poczekać. Tymczasem zakopiańczycy potrzebują działań natychmiastowych.

Zakopianka, korekGazeta.pl

Chcesz nam opowiedzieć o problemie, z którym zmaga się Twoja miejscowość? Napisz do nas: listydoredakcji@gazeta.pl

Miejscowi, z którymi udało mi się porozmawiać, nie mają jednak wątpliwości. Ich zdaniem winę za utrudnienia w ruchu ponoszą przede wszystkim przyjezdni. A ściślej: ich zamiłowanie do wygody. Przekonała się o tym pani Magda, która w ubiegłym miesiącu wybrała się na Cyrhlę (najwyżej położoną część miasta), aby załatwić kilka spraw zawodowych. Ze względu na sznur samochodów zmierzający w stronę Morskiego Oka przejechanie kilku kilometrów zajęło około godzinę. Jak mówi:

Moim zdaniem - i nie jestem w tej opinii odosobniona - turyści powinni mieć zakaz poruszania się samochodem po Zakopanem. Są przecież busy, a własny pojazd można zostawić przed kwaterą. Przez ten tłok nie jesteśmy w stanie dojechać do pracy. Na dodatek ludzie przepychają się czasem poboczem i niszczą wjazdy do cudzych domów

Mateusz WitkowskiMateusz Witkowski Zakopane

Szukając hotelarzy, którzy zechcieliby skomentować temat, spotykam panią Marylę, właścicielkę jednego z pensjonatów przy ulicy Sienkiewicza. Twierdzi, że regularnie prosi swoich gości o to, aby zostawiali pojazdy na terenie ośrodka. Zazwyczaj jednak nie przynosi to żadnych skutków:

Nie wiem, jak mam im wytłumaczyć, że stąd do Gubałówki jest jakieś 1800 metrów. Przecież to jest 25 minut spaceru, sama przyjemność. Po co pchać się tam i płacić za prywatny parking, skoro u mnie mają darmowe miejsce?

Wielu turystów pozostaje jednak nieprzejednanych. - Niektórzy najchętniej wjechaliby autem na sam szczyt Kasprowego. Nie żartuję. Słyszałem już kilkakrotnie pytanie, czy to możliwe - wyjaśnia moja rozmówczyni.

Pochodzenie nie ma znaczenia?

Rzecz jednak w tym, że miasto robi bardzo niewiele, aby odwieść turystów od tego typu zamiarów. Uruchomienie dwóch linii komunikacji miejskiej być może rozładowuje w pewnym stopniu ruch w centrum, jest jednak tylko półśrodkiem.

Wbrew pozorom mieszkańcy nie obwiniają za zaistniałą sytuację władz miasta. Skarżą się jednak czasem na miejscowe służby. Ich zdaniem warszawska rejestracja w oczach policji i straży miejskiej gwarantuje immunitet. Miejscowe numery zaczynające się od "KTT" zachęcają natomiast do surowego traktowania.

Mateusz WitkowskiFot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Tego zdania jest choćby pan Marek, który komentuje sprawę następująco: - Straż miejska i policja w sezonie turystycznym bardzo rzadko zajmują się sprawami złego parkowania. Mam natomiast wrażenie, że poza sezonem, gdy ruch jest już nieco mniejszy, wykazują się nagle większym zaangażowaniem, skupiając się głównie na miejscowych. To irytujące.

Zakopiańscy policjanci zaprzeczają, jakoby faworyzowali przyjezdnych. Asp. szt. Dariusz Tarchała z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem rozumie jednak rozgoryczenie mieszkańców: - Turyści szukający miejsca parkingowego trafiają czasem na znajdujące się na terenie miasta małe osiedla z lat 70. Często nie ma tam warunków, aby zamontować urządzenia zwalniające, ruch musi więc drażnić mieszkańców, tym bardziej, że często po powrocie z pracy nie mają gdzie zaparkować samochodu. Nie możemy jednak nic zrobić, jeżeli kierowcy parkują w przepisowy sposób.

Naczelnik przyznaje, że natężenie ruchu w Zakopanem odciąga czasem funkcjonariuszy policji i straży miejskiej od innych obowiązków. Jest to szczególnie widoczne w miejscach takich jak Palenica Białczańska, gdzie zaczyna się szlak prowadzący do Morskiego Oka. Nierzadko dochodzi tu do tymczasowego wstrzymania ruchu, policjanci bywają też zmuszeni do regularnego informowania nadjeżdżających od strony centrum kierowców, że droga jest niemalże zablokowana.

Asp. szt. Tarchała wykazuje się jednak sporym zrozumieniem również wobec przyjezdnych: - Nie możemy mieć do turystów, którzy przyjechali tutaj wypocząć, pretensji o to, że chcą znaleźć miejsce blisko górskich szlaków.

Zapewnia jednak, że w przypadku nieprzepisowej jazdy tablice rejestracyjne nie mają znaczenia: - Czasem trzeba podjąć bardziej surowe środki, a czasem jedynie uświadomić kierowcę, że popełnił błąd. Pochodzenie nie ma tutaj nic do rzeczy - mówi.

Zakopane stoi w korkach. Samochodem na Krupówki

Napotkane przeze mnie małżeństwo w średnim wieku twierdzi, że miejsce nieopodal Krupówek znaleźli po około 30 minutach krążenia po wąskich ulicach. Mieszkają w pensjonacie przy ul. Szkolnej. Od Krupówek dzieli ich jakieś 1200 metrów.pytam, dlaczego nie zdecydowali się na pozostawienie samochodu i krótki spacer, pan Michał odpowiada tonem nieznoszącym sprzeciwu: - Nie po to pojechaliśmy wypocząć, żeby się teraz męczyć i wszędzie chodzić pieszo.

Droga do Palenicy BiałczańskiejDroga do Palenicy Białczańskiej Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Wbrew powyższemu, w Zakopanem znajdziemy całkiem sporo parkingów. Część z nich jest własnością miasta, część natomiast znajduje się w prywatnych rękach. Co prawda w letnie weekendy znalezienia miejsca na którymkolwiek z powyższych graniczy z cudem, w tygodniu na terenach należących do "prywaciarzy" można jednak dostrzec sporo wolnej przestrzeni. Dlaczego tak wielu turystów decyduje się na żmudne poszukiwania miejsca parkingowego należącego do miasta?

Odpowiedzią są jak zwykle pieniądze. Samorząd Zakopanego jest zobowiązany do przestrzegania ustawy o PPP, czyli: partnerstwie publiczno-prywatnym. Zabrania ona zarządcom miast pobierania opłat wyższych niż 3,15 zł za pierwszą godzinę (w Zakopanem cena w strefie płatnego parkowania wynosi 2,50 zł). Nie dotyczy to natomiast właścicieli prywatnych. Ceny na tego typu parkingach to często pięć złotych za godzinę. Wspomniane małżeństwo jest w tej kwestii całkowicie zgodne: - Mam przepłacać, tylko dlatego, że chcę zaparkować auto?

Niewykluczone, że właśnie dlatego, gdy miasto ogłosiło przetarg na dzierżawę parkingów znajdujących się przy ulicach Gimnazjalnej, Grunwaldzkiej, Drodze na Bystre i Alei 3-go Maja, zabrakło chętnych. Pytanie brzmi zresztą: czy otwieranie kolejnych takich miejsc w obrębie Zakopanego rozwiąże problem?

Opłata za wjazd zamiast opłaty dobowej

W lipcu tego roku polski parlament przegłosował nowelizację wspomnianej ustawy. Zmiany dotyczą między innymi opłat pobieranych na miejskich parkingach. Od tej pory samorządy będą mogły zwiększyć ich wysokość z 3 zł do aż 9,99 zł za pierwszą godzinę. Kary za brak biletu parkingowego mogą natomiast wzrosnąć aż do 222 zł, podczas gdy do tej pory górna granica wynosiła 50 zł.

Problem w tym, że dotyczy to jedynie ośrodków, w których liczba mieszkańców przekracza sto tysięcy. W wypadku Zakopanego można co prawda mówić o metropolitalnym wręcz natężeniu ruchu, jednak pod względem rozmiarów pozostaje małym miasteczkiem.

Przedstawiciele urzędu miasta nie do końca zgadzają się z tym stanem rzeczy. Jak mówi naczelnik Wydziału Strategii i Rozwoju UM Zakopane Wojciech Stankiewicz. - Podczas konsultacji dotyczących nowelizacji ustawy postulowaliśmy, by miasta turystyczne, w których w sezonie turystycznym występuje niedobór miejsc parkingowych, miały możliwość zarządzania popytem za pomocą polityki cenowej.

Miałoby to odwieść niektórych przyjezdnych od poruszania się po mieście autem, a zarazem (paradoksalnie) zwiększyć wpływy do budżetu. 

Radny Wojciech Tatar jest zwolennikiem nieco innego rozwiązania. We wrześniu 2016 roku zaproponował, aby miasto pobierało jednorazowe opłaty za sam wjazd do Zakopanego. Osoby mieszkające w powiecie tatrzańskim byłyby zwolnione z tego obowiązku:

Myślę, że nikogo by to nie skrzywdziło, a przy okazji byłoby korzystne ekonomicznie. Turyści są aktualnie zobowiązani do uiszczania opłaty dobowej w wysokości dwóch złotych na osobę. To gwarantuje miastu wpływ w wysokości około trzech milionów rocznie. A co gdyby zastąpić to jednorazową opłatą w wysokości pięciu złotych? W sezonie w mieście pojawia się dziennie około 15 tysięcy samochodów. Wystarczy szybka kalkulacja, aby stwierdzić, co przyniesie większy zysk. Zebrane środki można by przeznaczyć na walkę ze smogiem.

Wojciech Tatar jest przekonany, że większość radnych zagłosowałaby za wspomnianym rozwiązaniem. - Na całym świecie standardem jest to, że w miejscowościach turystycznych obowiązuje zakaz wjazdu samochodem do centrum - dodaje.

Zakopane, korekZakopane, korek Mateusz Witkowski

Słowo "centrum" jest jednak w tym wypadku kluczowe. Rozwiązanie proponowane przez radnego byłoby niezgodne z polskim prawem. Inaczej ma się jednak sprawa w wypadku ograniczenia ruchu w samym śródmieściu. Pierwsze obostrzenia tego typu pojawiły się w Krakowie już w 1988 roku. Niemalże nic nie stało na przeszkodzie, aby wprowadzić je również w Zakopanem. I choć porównywanie wielkich aglomeracji, takich jak Kraków, do dwudziestoparotysięcznych miejscowości zazwyczaj mija się z celem, stolica Podhala jest tu przypadkiem szczególnym.

"Łatwiej trafić szóstkę w totka"

Sporo wskazuje jednak na to, że wspomniane na początku parkingi zaporowe opuszczą niebawem sferę planów i obietnic. Pierwszy z nich stanie przy ul. Smrekowej. Wraz z remontowanymi dworcami - kolejowym i autobusowym - utworzy centrum przesiadkowe z prawdziwego zdarzenia:

- W najbliższych miesiącach planujemy ogłosić przetarg na realizację tej inwestycji. Nasze miasto potrzebuje większego parkingu zaporowego, zatrzymującego ruch wjazdowy do miasta. Uchwalony w 2017 roku plan transportowy wskazuje na potrzebę utworzenia takiego parkingu na Spyrkówce – przed wjazdem do centrum Zakopanego – czemu będzie towarzyszyć uruchomienie nowej linii komunikacji miejskiej – mówi Wojciech Stankiewicz.

Zakopane, korek

Chcesz nam opowiedzieć o problemie, z którym zmaga się Twoja miejscowość? Napisz do nas: listydoredakcji@gazeta.pl

Władze zamierzają też postawić na infrastrukturę kolejową. Obecnie przejazd z pobliskiego, bo oddalonego o około sto kilometrów Krakowa zajmuje około 3,5 godziny. O tym, ile potrwa podróż z Trójmiasta aż strach mówić.

Naczelnik Wydziału Rozwoju i Komunikacji deklaruje, że miasto zamierza lobbować na rzecz usprawnienia połączenia ze stolicą Małopolski: - Liczymy na budowę linii Podłęże-Piekiełko, która skróci czas przejazdu z Krakowa do Zakopanego do około 90 minut. Inwestycja została zapowiedziana przez ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka i wpisana na listę podstawową Krajowego Programu Kolejowego.

To jednak – w najlepszym wypadku – najbliższa przyszłość. Zbliżająca się jesień oznacza, że niebawem ruch w Zakopanem znacznie się zmniejszy, a tutejsi kierowcy będą wreszcie mogli odetchnąć. Pamiętajmy jednak, że władze oraz mieszkańców jeszcze w tym roku czeka kolejny test. A raczej: próba cierpliwości.

Jak mówi asp. Szt. Dariusz Tarchała: - W naszym mieście mamy przecież dwa równorzędne sezony: letni i zimowy. W okresie okołosylwestrowym dużo łatwiej trafić szóstkę w totka, niż znaleźć wolne miejsce parkingowe.

Więcej o: