Co lekkomyślnego robimy nad wodą? - Po pierwsze, przeceniamy nasze umiejętności pływackie, które często nie są wystarczające, by odpływać kilkadziesiąt metrów od brzegu, wchodzić do rzeki z wartkim nurtem lub wypływać na środek jeziora. Często robimy to pod wpływem alkoholu, który nie pozwala nam realnie ocenić sytuacji, odpowiednio wcześnie dostrzec zagrożenie. To gotowy przepis na utonięcie - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Apoloniusz Kurylczyk, wiceprezes zachodniopomorskiego WOPR-u.
Tłumaczy, że wiele osób spędzających wakacje nad morzem wybiera niestrzeżone plaże, gdzie jest mniej ludzi i nie ma zasad, do których trzeba się dostosować. Bo na kąpieliskach obowiązuje m.in. zakaz picia alkoholu, a wielu plażowiczów nie wyobraża sobie urlopu bez piwa. Albo zakaz wypływania poza kąpielisko, co wielu osobom też się nie podoba. - Nie chcą być strofowani, słyszeć, że tego robić nie wolno - mówi.
Na takich plażach nie ma ratowników. - W Darłówku, gdzie kilka dni temu doszło do tragedii, wystarczyła krótka chwila nieuwagi - mówi wiceprezes zachodniopomorskiego WOPR-u. Ratownicy byli daleko, a czas ma tu kluczowe znaczenie. - Czas to życie - zaznacza.
Dodaje, że problemem jest też kąpanie się w pobliżu niebezpiecznych miejsc, takich jak falochrony, porty, śluzy, głazy, ostrogi. - Ich bezpośrednie sąsiedztwo nie jest bezpiecznym miejscem do kąpieli. Jeśli chcemy bezpiecznie wrócić z wakacji w komplecie, to wybierajmy kąpieliska strzeżone - apeluje. - Tam ratownicy mogą dobiec w ciągu kilkudziesięciu sekund i rozpocząć akcję ratunkową, która zazwyczaj kończy się sukcesem - dodaje.
Problemem jest też brak kar dla tych, którzy na strzeżonych kąpieliskach nie przestrzegają przepisów i nie słuchają poleceń ratowników. - Jeśli ktoś nie reaguje na nasze prośby, to wzywamy straż gminną lub policję i prosimy o interwencję - mówi Kurylczyk. - Są mandaty za picie alkoholu w miejscu publicznym, ale innych kar, chociażby za wchodzenie do wody mimo zakazu kąpieli, nie ma - tłumaczy.
Apoloniusz Kurylczyk wymienia jeszcze jeden problem: nieuwagę rodziców.
Często są zapatrzeni w telefony, książki lub gazety i tracą kontakt wzrokowy z dziećmi. Z tego powodu na dużych plażach regularnie dochodzi do zaginięć 3-5-latków, które wracając z wiaderkiem wody na koc gubią się w gąszczu parawanów. Oddalają się nawet o 1,5 km. Przerażeni rodzice proszą o pomoc ratowników, którzy w takiej chwili są zmuszeni zamknąć kąpielisko i rozpocząć poszukiwania. Zazwyczaj okazuje się, że dziecko bawiło się przy wodzie, więc wedle procedury w pierwszej kolejności ratownicy próbują odnaleźć dziecko w morzu. Formują, często wspólnie z plażowiczami, „łańcuch życia” - łapią się za ręce i przeczesują obszar wody, gdzie dziecko ostatnio było widziane. Zazwyczaj maluchy są odnajdywane na plaży, kilkaset metrów dalej. Czas, który ratownicy powinni poświęcić na pilnowanie kąpieliska, muszą poświęcić na poszukiwania dzieci
- mówi.
Dodaje, że ten problem dotyczy nie tylko dzieci. - Kiedyś o interwencję ratowników poprosiła pewna seniorka. Przysnęła na chwilę na kocu, obudziła się i nie wiedziała, gdzie jest jej mąż. Ostatni raz widziała go w wodzie jak pływał. Wedle procedury ratownicy razem z plażowiczami utworzyli trzy „łańcuchy życia” i przeszukiwali wodę. Po 20 minutach i ustaleniu tożsamości mężczyzny, jego dane podano przez radiowęzeł. Okazało się, że zaginiony razem z ratownikami uczestniczył w poszukiwaniach samego siebie - relacjonuje Kurylczyk.
Wedle policyjnych statystyk, w lipcu utonęło 75 osób. Do 15 sierpnia - kolejne 73 osoby. Od 1 kwietnia br. utonęły łącznie 324 osoby.
Zachodniopomorski WOPR przygotował "Dekalog plażowicza". Poniżej zasady, które warto stosować podczas wypoczynku nad wodą, by bezpiecznie wrócić z wakacji.
Dekalog plażowicza przygotowany przez zachodniopomorski WOPR Fot. Zachodniopomorski WOPR