Sroczyński: Wal pan w PO, panie Biedroń. Co musi zrobić nowa partia, żeby wyszarpać sobie trochę głosów

Grzegorz Sroczyński
Biedroń powinien znaleźć niepisowski język na wyrażanie dystansu (a może nawet wrogości) wobec obozu PO-Nowoczesna. Melodia "Nie wykańczajmy się na opozycji, bo to służy PiS" jest fałszywa.
Jesteś w dziale opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.

Biedroń ogłosił. Nie do końca wiadomo co, ale naprawdę nie jest to obecnie istotne. Im więcej ironicznych min dziennikarzy i profesjonalnych komentarzy, że „Biedroń rozczarowuje”, „nie wie, o co mu chodzi” albo „jest zbyt enigmatyczny”, tym dla Biedronia lepiej. Jeśli ma odnieść sukces w dzisiejszej polityce, powinien dbać o to, żeby tzw. establishment co jakiś czas na niego buczał. 

W normalnych czasach oczekiwanie na „wielką zmianę", trzecią siłę i „polskiego Macrona” uważałbym za naiwność, ale obecnie taki projekt ma duże szanse. Otworzyło się bowiem okno zmiany, zresztą nie tylko w Polsce, ale też w wielu rozkołysanych zachodnich demokracjach. Wisi w powietrzu niezdefiniowane „coś”, jakiś przełom, którego nie łapiemy, nie umiemy dobrze opisać. Spór prowadzony przez PO i PiS - choć istotny i wcale nie sztuczny - staje się głęboko anachroniczny. Ludzi, co prawda, nadal on pasjonuje i angażuje, ale w skrytości ducha czekają na nową melodię. Czy Robert Biedroń ma szanse w okno zmiany wskoczyć? Tak, pod kilkoma warunkami.

Warunek 1. - zamknąć lata 90.

Jedną z najbardziej irytujących cech młodej lewicy i przyczyną jej klęsk jest koncentrowanie się na sporze z liberałami. Czasem gdy rozmawia się z kimś takim, ma się wrażenie, jakby żył w latach 90. i musiał toczyć wojnę o PGR-y (które przecież już zostały zlikwidowane), neoliberalizm (który już nie istnieje) albo Balcerowicza (który nigdzie nie jest już nikim ważnym). To tak samo anachroniczna wojna jak ta, którą toczy pokolenie „Solidarności” (o to, kto w Stoczni walczył, w kto jedynie „przebywał”). Ruch Biedronia - który wielu lewicowych zapaleńców powinien przyciągnąć - nie może dać się w te zatęchłe spory wciągnąć. Co było, to było - ważne, żeby w przyszłości nikogo nie zostawiać za burtą: ani robotników z Amazona, ani kiboli tłuczonych na komisariatach, ani gejów.

Warunek 2. - bić również w PO

To może nawet ważniejsze niż walenie w PiS. Biedroń powinien znaleźć niepisowski język na wyrażanie dystansu (a może nawet wrogości) wobec obozu PO-Nowoczesna. Melodia "Nie wykańczajmy się na opozycji, bo to służy PiS” jest fałszywa. Żeby przyciągnąć do siebie miękki elektorat PiS (głosujący np. z powodu 500 plus), a także obywateli zniechęconych polityką oraz część klasy średniej, nowy ruch musi być antyplatformerski i antypisowski równocześnie. Inaczej nie będzie wiarygodny.

Biedroń wyłącznie uśmiechnięty, Biedroń „łączący wszystkich ze wszystkimi” będzie skazany na rolę kolejnej lewicowej maskotki.

Polacy - jak sądzę - chcą ostrego sporu w polityce. Tyle że innego niż obecny. Bardziej realnego, nowoczesnego. Bez dekoracji z sali BHP. Oferowane obecnie Polakom spory nie wyrażają realnych różnic między nimi, ale je raczej maskują i zafałszowują.

Warunek 3. - pozostać ludowym gejem

Umiejętność rozmowy z radiomaryjnymi babciami demonstrującymi przed magistratem w Słupsku to tak naprawdę najważniejszy kapitał Biedronia. Podobnie jak jego naturalny odruch, żeby z narodowcem w koszulce „zakaz pedałowania” zrobić sobie selfie. To nie znaczy, że ma być miło. Biedroń w obu tych sytuacjach mówił: „Różnimy” się poglądami, nie zgadzam się z tym, co głosicie, ale nie róbmy z tego afery, nie musimy się z tego powodu nienawidzić. To melodia, która może wielu Polakom się podobać.

Wbrew temu, co uważa część środowisk liberalnych (otwarcie) i lewicowych (skrycie), polska prowincja nie jest nietolerancyjnym skansenem. Polska prowincja jest podatna na progresywne postulaty. Zasada „Niech sobie w domu robią, co chcą. Co mnie obchodzi to, co ludzie robią w swoim łóżku?” to jest elementarz małych miasteczek i może być punktem wyjścia do dalszej zmiany. Podobnie jak antyklerykalizm na wsi. O proboszczach ludzie potrafią tam gadać ostrzej niż można wyczytać w tygodniku „Nie”. Jest jedno ale: wystarczy migawka z parady równości w Berlinie i tzw. prostym ludziom natychmiast cała ta akceptacja przechodzi.

Ludzi się nie zmienia przez walenie ich kłonicą po głowie. Biedroń jako jeden z nielicznych na lewicy to rozumie, potrafi zaszczepiać tolerancję w Polsce nieinwazyjnie, w dobrych dawkach i tak, żeby lekarstwo działało. Jego nowy ruch absolutnie nie powinien chować postulatów tożsamościowych, genderowych i LGBT. Jednocześnie Biedroń musi tę część lewicowego elementarza prezentować po swojemu, rozsądnie i choć środowiska progresywne będą pewnie nieustannie na niego pohukiwać, naciskać, krzyczeć: „Śmielej, śmielej!”, musi mieć odwagę, żeby te pohukiwania puszczać mimo uszu.

Warunek 4. - ani jednej znanej twarzy

Żadnych transferów, żadnych znanych polityków, żadnych aktorów, piosenkarzy, dziennikarzy, celebrytów, żadnego Kalisza, Hołdysa, Olbrychskiego. Z całym szacunkiem, ale poparcie takich osób jest przeciwskuteczne w czasie tak dużej niechęci do elit. Nic tak nie zaszkodziło Hillary Clinton jak występy aktorek i aktorów, którzy wyrzucali z siebie kolejne tyrady przeciwko Trumpowi i jego głupim wyborcom. Biedroń od takich pomocników musi się trzymać z daleka.

Uważam, że cała reszta - taka jak np. program - jest w pewnym sensie wtórna, bo dość oczywista. Solidaryzm społeczny, 500 plus, wyższa jakość usług publicznych plus przestrzeganie konstytucji. Ze wszystkich badań wynika, że mniej więcej tego chcą Polacy. Łącznie z dużą częścią wyborców PiS.