Fejfer: "Jak ktoś chce pracować, może zmienić kraj". Oto rady milionera dla sprzątaczki

Kamil Fejfer
Nie da się aplikować rad udzielanych z pozycji zamożnego biznesmena do sprzątaczki. A właśnie przykładem sprzątaczki posługuje się jeden z najbogatszych Polaków, gdy mówi o rynku pracy.
Jesteś w dziale Opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.

- Dziś na rynku pracy nie ma żadnego wyzysku pracowników - stwierdził w głośnym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Janusz Filipiak, prezes firmy Comarch, jeden z najbogatszych Polaków. Filipiak argumentuje swoje stanowisko tym, że jeżeli ktoś tylko ktoś chce pracować, to może albo zmienić pracodawcę, albo zmienić kraj, w którym pracuje. Jeżeli więc ktoś jest wyzyskiwany, to dlatego, że albo nie chce mu się pracować, albo jest zbyt głupi, żeby wyjechać. Tak czy inaczej – jego wina.

Janusz Filipiak jeden do jednego przykłada swoją własną perspektywę, biznesmena działającego na globalnym rynku, do wszystkich pracowników. Problem w tym, że taka perspektywa działa tylko w ograniczonej skali - ludzi zamożnych, odważnych, posiadających zasoby, talenty, kapitał kulturowy. Ewentualnie młodych ludzi bez zobowiązań. Nie da się aplikować rad udzielanych z pozycji zamożnego biznesmena do sprzątaczki. A właśnie przykładem sprzątaczki posługuje się w wywiadzie sam Filipiak. - Pani sprzątająca też nie da się wyzyskiwać, bo jak w Polsce będzie dostawała grosze, to wyjedzie za granicę. Mieszkam z żoną w Szwajcarii i nie jesteśmy w stanie znaleźć osoby sprzątającej. Dlaczego? - Bo nie ma chętnych - mówi Filipiak.

Dlaczego sprzątaczki nie zarabiają kroci?

Co więc z tymi polskimi sprzątaczkami? Dlaczego pracują w Polsce za kilkanaście złotych za godzinę zamiast kosić 4 tysiące franków, czyli równowartość 15 tysięcy złotych? Pomińmy kwestię tego, że według siły nabywczej 15 tys. złotych w Szwajcarii i w Polsce przekłada się na inne koszyki dóbr, które można za tę sumę kupić. Pomińmy również ograniczenia w możliwości pracy w Szwajcarii. Podejdźmy do sprawy z perspektywy aktywności tak zwanego zwykłego człowieka.

Aby wyjechać warto mieć jakieś pieniądze na bilet i na przynajmniej kilka tygodni utrzymania. Według portalu Wynagrodzenia.pl mediana zarobków osób sprzątających wynosi 2100 zł brutto. Ciężko jest określić jednoznacznie skalę opodatkowania,  bo choć osoby sprzątające powinny być zatrudnione na umowę o pracę (w takim wypadku wypłata netto wynosiłaby około 1500 zł), to doskonale wiemy o tym, że pracodawcy bardzo często łamią prawo i zatrudniają takie osoby na czarno albo na śmieciówkach. Wtedy co prawda wypłata jest wyższa, ale pracownicy pozbawieni są wielu praw socjalnych np. prawa do urlopu lub prawa do wolnego w wypadku choroby. Załóżmy więc, że mediana zarobków osób sprzątających na rękę wynosi około 1900 złotych. Z tej pensji należy nie tylko opłacić czynsz i kupić jedzenie, ale również odłożyć na bilet i na wynajęcie jakiegoś lokalu na miejscu. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że z takiej pensji w zasadzie nie da się odkładać. Można oczywiście pieniądze pożyczyć od rodziny, albo w parabanku, ale takie rozwiązanie jest po pierwsze ryzykowne, a po drugie obciążające emocjonalnie. A sam prezes Comarch pewnie wie, że najrozsądniej jest ryzykować tymi środkami, które się posiada.

Druga sprawa to zobowiązania rodzinne. Często pracownicy żywią nie tylko siebie, ale również swoje dzieci; nie żyją jako samotne wyspy, ale mają partnerów lub partnerki, czasami osoby starsze, którymi muszą się opiekować. Koniec końców ludzie nie są super-racjonalnymi arkuszami kalkulacyjnymi, których podstawową funkcją życiową jest bilansowanie kont bankowych. Mobilność ogranicza również strach przed porażką, przed nową kulturą, przed językiem, nieznanymi obyczajami. To są zupełnie normalne, powszechne i ludzkie emocje. Można je oswajać albo przebojowością i bardzo silną wolą - w którą przecież nie wszyscy są wyposażeni - albo treningiem. W tym drugim przypadku znowu wracamy do zasobów - pieniędzy na podróże, na start, albo miękkie lądowanie w wypadku porażki. Zapewne sam Janusz Filipiak dwie dekady temu nie był gotowy emocjonalnie do podejmowania wyzwań, które podejmuje obecnie.

Sprzątaczki i prezesi nie chodzą na te same przyjęcia

Do tego dochodzi zwykła niewiedza. Ona też może być powodem tego, że niektórzy pracodawcy nie mogą znaleźć pracowników. Aby potrzeby jednych i drugich na rynku się spotkały, potrzebny jest jakiś informacyjny taśmociąg, który spowoduje, że ktoś z Polski dowie się, że Filipiak szuka sprzątaczki. Sprzątaczki i prezesi spółek giełdowych rzadko chodzą na te same przyjęcia. Potrzebna jest wiedza gdzie tych informacji szukać i które z nich są informacjami wiarygodnymi. W końcu potrzebny jest jakiś człowiek, najczęściej dobry znajomy, który będzie przewodnikiem dla emigranta w pierwszych kilku tygodniach pobytu w nowym miejscu.

Oczywiście wyjazd nie jest niemożliwy, o czym przekonuje liczba 2,5 miliona Polaków, którzy opuścili swoje małe ojczyzny w poszukiwaniu lepszego życia. Ale w kraju wciąż zostało ponad 16 milionów pracowników. Połowa z nich zarabia poniżej 2500 złotych miesięcznie na rękę (mediana). 8 milionów osób ma więc swoje powody by nie wyjeżdżać pomimo niskich pensji. Ci, którzy wyjechali albo mieli odłożone pieniądze, albo byli na tyle zdeterminowani, że nie odstraszyły ich chwilówki i pożyczone pieniądze od rodziców i wujków, albo byli na tyle młodzi, że nie mieli jeszcze żadnych zobowiązań.

Karykaturalne wyobrażenie pracownika

W pokryzysowych Stanach Zjednoczonych pojawił się sarkastyczny opis idealnego pracownika: 20-20-20, czyli dwudziestolatka, który przyjmie pracę za 20 tysięcy dolarów rocznie i będzie gotowy pracować po 20 godzin na dobę. To karykatura reprezentanta wyobrażonej superelastycznej, pozbawionej zobowiązań siły roboczej. Taki opis przypomina trochę wyobrażenie prezesa Filipiaka o funkcjonowaniu ludzi na rynku pracy. Założenie, że mobilność siły roboczej jest nieograniczona jest po prostu bajką, przełożeniem swojej pozycji na pozycje wszystkich innych.

Janusz Filipiak w wywiadzie twierdzi, że jest pragmatykiem, tymczasem wyraźnie doskwiera mu ideologiczne skrzywienie - wierzy w to, że problemy rynku załatwia się indywidualną wolą. Prawdą jest, że do pewnego stopnia indywidualne starania działają. Prawdą jest również, że z perspektywy makro znacznie ważniejsze niż indywidualna inicjatywa jest otoczenie systemowe i gospodarka danego regionu, albo kraju. Pragmatycznie jest więc tworzyć takie rozwiązania instytucjonalne, które spowodują, że aby więcej zarabiać nie będzie trzeba wyjeżdżać do krajów, w których nie proponuje się pracownikom wyjazdu do innych krajów, żeby zarabiać więcej.

---

Kamil Fejfer – analityk rynku pracy i rozwarstwienia społecznego, dziennikarz piszący o ekonomii, autor książki "Zawód. Opowieści o pracy w Polsce. To o nas". Autor "Magazynu Porażka", fanpage’a skierowanego do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich

Od jakiegoś czasu na Gazeta.pl publikujemy opinie publicystów z różnych stron sceny politycznej - mamy nadzieję, że są dla Ciebie interesujące! Co o nich sądzisz? Weź udział w ankiecie. KLIKNIJ TUTAJ, aby odpowiedzieć na kilka krótkich pytań.

Więcej o: