Sroczyński do dziennikarzy: "Jesteście od pisania polemik, a nie zakładania koledze knebla"

Grzegorz Sroczyński
Drogie koleżanki i drodzy koledzy, których tak oburza publikacja tekstu Wosia (oraz to, że wciąż pracuje on w liberalnej "Polityce"). Nie kręćcie sznura na własną szyję i nie osłabiajcie mediów, w których pracujecie. Przetrwają tylko te, które potrafią kwestionować własną linię ideową.
Jesteś w dziale opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.

Niektórzy dziennikarze ogłaszają bojkot Wosia po jego tekście „Lewico, czas na współpracę z PiS”. Zacytuję kilka maili i SMS-ów, które dostałem: „Ten tekst to skandal, obrzydliwość, nie powinieneś go publikować”. „Od dziś nie podaję Wosiowi ręki”. „Woś tym tekstem wykluczył się z redakcji »Polityki«”. „Po tym narodowo-socjalistycznym tekście odwołuję udział w twojej audycji, bo zapraszasz też Wosia”.

Wszystko to pachnie jakąś szlachetczyzną, unoszeniem się honorem i „dawaniem świadectwa”. Ale jest też groźne. Jeśli naturalną reakcją dziennikarza na tekst, który mu się bardzo nie podoba, jest chęć nie napisania wściekłej polemiki, tylko zakazywanie („tekst nie powinien się ukazać”), wywalanie kolegi z pracy („wykluczył się z naszej redakcji”) i bojkot („nie przyjdę z nim do studia”), to bardzo z nami źle.

A co z wściekłością czytelników?

Niektórzy spece od dyscyplinowania dziennikarskich szeregów powołują się na głos czytelników. „Spójrz na komentarze, ludzie takich tekstów nie chcą”. Owszem, pod tekstami Wosia, Piotra Zaremby, Karoliny Wigury, Piotra Skwiecińskiego, moimi i wszystkich innych „odmieńców” w swoich środowiskach ideowych pełno jest takich wpisów. „Przestańcie drukować tego szkodnika”. „Zwolnijcie ją wreszcie”. „Nie zapraszajcie”. „Przestanę was prenumerować, jeśli będziecie takie teksty drukować”. Część tych wpisów to zwykły polityczny trolling generowany przez firmy PR, które wynajmują partie polityczne. Studenci na śmieciówkach rano wpisują posty zgodne z linią PO, wieczorem - bronią gdzieś zawzięcie PiS.

Tym niemniej prawdą jest, że duża część to realne wkurzenie czytelników, z którym warto się zmierzyć. Skwieciński jest więc „agentem Czerskiej”, Zaremba „podlizuje się Michnikowi”, po przeciwnej stronie barykady Wigura to z kolei „pożyteczna idiotka Kaczyńskiego”, Woś natomiast „chce sobie załatwić pracę w TVP Info”. Podejrzewam jednak, że osoby piszące te posty, gdyby zostały zapytane, czy chciałyby czytać media, w których ze wszystkimi tekstami by się zgadzały, odpowiedziałaby przecząco.

Mam zresztą bardzo dobre doświadczenia z obrażającymi mnie czytelnikami. W Gazeta.pl traktujemy posty poważnie, autorzy (w tym ja) w osobnych tekstach odpowiadają na krytyczne (nawet obelżywe) wpisy. Zwykle to, że internauta został potraktowany poważnie, powoduje, że z poziomu obelg wchodzimy na poziom rozmowy. Nie ma zbliżenia stanowisk (i zresztą nie o to chodzi), ale pojawia się coś ważniejszego - uznanie wzajemnie odrębności i godności. Wierzę, że taka jest przyszłość mediów.

Media tożsamościowe (czyli ideowo jednorodne) to przeżytek zmieniającej się błyskawicznie epoki. Niby wciąż wydaje się, że ludzie takich właśnie mediów chcą, ale to już zdychająca moda. Gdy dzieje się coś naprawdę ważnego - wojna, finansowy kryzys - ludzie nie wchodzą na blog Cejrowskiego, tylko rzucają się do tradycyjnych mediów, żeby dostać w miarę obiektywne informacje, zróżnicowane opinie i wyrobić sobie własne zdanie. 

Przetrwają media zróżnicowane ideowo

Drogie koleżanki i drodzy koledzy, których tak oburza publikacja tekstu Wosia (oraz to, że wciąż pracuje on w liberalnej „Polityce”). Nie kręćmy sznura na własną szyję i nie osłabiajmy mediów, w których pracujemy. Nie ciągnijmy ich w stronę tożsamościową. Nie papugujmy internetowej mody na bańki, kabiny pogłosowe, która ludziom właśnie się przejadła i będzie odchodzić do lamusa.

Zdeklarowany PiS-owiec z celu podbudowania sobie samopoczucia nadal będzie wchodzić na darmowy blog Maxa Kolonki. Zwolennik Nowoczesnej nadal będzie za darmo śledził jedynie słuszne tweety Tomasza Lisa. Ale nawet tacy ludzie nie będą chcieli płacić za media tożsamościowe pozbawione ideowego konfliktu. Tradycyjne media mają jedyną drogę - być wiarygodne. A to oznacza, że muszą dbać o wielogłos. I to jak najszerszy. 

Dla wszystkich jest jasne, jaką ma linię „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka”. Obie redakcje jednocześnie mają odwagę publikować teksty idące tej linii wbrew. I właśnie to powoduje, że wciąż są poważnymi mediami. Jeśli redakcje będą ulegać anonimowym trollom i fejsbuniowemu oburzowi (nawet słusznemu!), jeśli z własnego grona będą usuwać osoby kwestionujące redakcyjne linie, to stracą czytelników. Również tych oburzonych.