Jesteś w dziale Opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.
Mariusz Błaszczak na antenie Radia Maryja skomentował poznański marsz równości, nazywając go "paradą sodomitów" i chwalił motorniczych tramwajów, którzy nie chcieli prowadzić wagonów przyozdobionych tęczowymi chorągiewkami. To - jego zdaniem - świadczy o tym, że "w narodzie polskim normalna jest ta pewność tego, że wszystko, co jest po Bożemu skonstruowane, jest normalne".
Mogłabym tłumaczyć, że sodomia to zoofilia, a nie homoseksualność, a parafilia nie jest orientacją seksualną. Mogłabym też sięgnąć po opinie osób zawodowo zajmujących się interpretacją Biblii i pokazać, że nie istniał żaden związek między Sodomą a homoseksualnością. Ale to wszystko uwłaczające. Błaszczak tych słów powinien się wstydzić. Po prostu. Przychodzi mi jednak na myśl wypowiedź Adama Lipińskiego, najbardziej absurdalnej osoby na stanowisku pełnomocnika rządu ds. równego traktowania. Kontekstem była konferencja z udziałem nieżyjącego już sędziego TK Lecha Morawskiego na Uniwersytecie w Oksfordzie, podczas której powiedział on, że "rząd polski jest przeciwny homoseksualistom, ale nie ściga ich prokuratura". Ludzki pan.
Lipiński przekonywał wówczas, że sędzia jest sabotażystą i próbuje w ten sposób zdyskredytować rząd. "Homoseksualiści mają takie same prawa, jak każdy inny obywatel tego kraju. Nikt nie zamierza nikogo wsadzać do więzienia. Nie ma żadnych symptomów, nikt mi czegoś takiego nie zgłasza. Gdyby mi ktoś zgłosił tego typu sprawy, to na pewno bym się tym zajął" - mówił.
Oczywiście, nikt osób homoseksualnych nie wsadza do więzienia, ale czy - abstrahując już od oczywistych braków praw - możemy mówić o równości, jeśli niemała przecież grupa społeczna jest nazywana przez ministra obrony narodowej "sodomitami"? Uprzedzam pytania - tym razem nie ma co liczyć na gorliwe zapewnienia Lipińskiego na temat równości, zdążył już bowiem stwierdzić, że "nie będzie krytykował ministra swojego rządu".
Mowa nienawiści, którą stosuje Błaszczak jest szczególnie uderzająca, gdy spojrzymy na inne kraje. Minister Obrony Narodowej Kanady sam brał udział w paradzie równości (podobnie jak premier). W paradzie w Dublinie brał udział najwyższy dowódca irlandzkiej armii (wraz z mężem), a jego odpowiednik ze Szwecji nie tylko maszerował, ale też śpiewał piosenkę Elvisa Presleya. Na zachodzie to normalny zwyczaj. Wśród żołnierzy i funkcjonariuszy służb mundurowych również są osoby nieheteroeksualne, a ich dowódcy je wspierają, niezależnie od własnej orientacji.
Ta straszna homopropoaganda dotarła też do Polski. Przed warszawską Paradą Równości list otwarty, w którym wyrazili poparcie dla starań społeczności LGBT, podpisali ambasadorowie 49 krajów, w tym - jak zauważyły "Fakty" - naszego najważniejszego militarnego sojusznika, czyli USA, oraz 23 z 29 krajów NATO.
Ambasadorowie pisali m.in., że uznają przyrodzoną i niezbywalną godność każdej jednostki. Niemal te same słowa pojawiają się w polskiej Konstytucji. Ale znów pojawia się pytanie - o jakiej godności mowa, jeśli konstytucyjny minister nazywa grupę ludzi "sodomitami"?
O jakiej godności mowa, jeśli w tym samym czasie publiczna telewizja nadaje materiał, w którym padają zdania o "promocji zaburzeń", o komentarz prosi się osobę, która twierdzi, że zajmuje się leczeniem homoseksualizmu i cytowane są anonimowe "opinie" z internetu: "spedalone miasto", "pedalskie flagi", "popaprańcy". Do tego ks. Dariusz Oko i jego teoria o gejach, którzy mają w życiu po 500 partnerów, przedstawianie brunatnej kontrmanifestacji jako rozmodlonego, pokojowego tłumu (w rzeczywistości co i rusz słychać było okrzyki o "dewiantach" i "pedałach") - i mamy idealny propagandowy reportażyk, którego jedynym celem jest zohydzenie osób nieheteroseksualnych.
Rzecznik dyscypliny PiS przekonywał w kontekście wypowiedzi Błaszczaka, że właściwie problemu nie ma, bo nie ma też w społeczeństwie poparcia dla postulatów osób homoseksualnych. To jest oczywiście wierutną bzdurą - poparcie choćby dla związków partnerskich jest z roku na rok coraz wyższe. Społeczeństwo, powtarzam nie od dziś, idzie do przodu, tylko politycy stoją w miejscu, z rozrzewnieniem spoglądając w przeszłość, kiedy nazywanie osób LGBT "sodomitami" nie budziło powszechnego oburzenia.
I mówiąc przeszłość, mam na myśli XIX wiek, a nie lata 80. czy 90. Wówczas za nazwanie osób homoseksualnych "zboczeńcami" z rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego wyleciał Kazimierz Kapera. Dziś o dymisji nie ma mowy, Błaszczak jest osobą dobrze umocowaną w partii, to jeden z najbliższych ludzi Jarosława Kaczyńskiego. Ale na przykładzie Błaszczaka widać zmianę społeczną - od kilku dni słowa ministra nie znikają z nagłówków, komentują je inni politycy, opisują media na całym świecie. To zapewne jedyna kara, którą poniesie, ale zdaje się być dotkliwa. W Święto Wojska Polskiego szefowi resortu obrony powinno zależeć na tym, by zapamiętano jego godną prezencję i płomienną przemowę na defiladzie, a tu wciąż tylko "sodomici" i "sodomici".
---
Wiktoria Beczek (rocznik '91) jest dziennikarką Gazeta.pl, redaktorką działu Opinii i działaczką stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza. Napisała książkę "Rodzice, wyjdźcie z szafy" - cykl wywiadów z rodzicami osób nieheteroseksualnych.
Od jakiegoś czasu na Gazeta.pl publikujemy opinie publicystów z różnych stron sceny politycznej - mamy nadzieję, że są dla Ciebie interesujące! Co o nich sądzisz? Weź udział w ankiecie. KLIKNIJ TUTAJ, aby odpowiedzieć na kilka krótkich pytań.