Pod moim artykułem o tym, że piłkarze zarabiają za dużo w porównaniu do zawodów użytecznych społecznie pojawiło się bardzo wiele komentarzy. Nic dziwnego - temat zawartości portfeli budzi w Polsce spore emocje. Nie przywykliśmy do rozmowy o (re)dystrybucji dóbr. Z pewnością nie ułatwiał tego dyskurs liberalnego populizmu dominujący w postransformacyjnej Polsce. Wybrałem kilka komentarzy, które być może są trochę napastliwe (taka jest natura internetowych shitstormów), ale zawarte w nich argumenty zasługują na uwagę.
Sylwester Adam: Nie zaglądać do cudzych kieszeni! Marks i Engels nie żyją.
Na banalny „argumentum ad marxum” nie wypada odpowiedzieć inaczej niż banałem: o dystrybucji zasobów i sprawiedliwej płacy wypowiadało się setki, jeśli nie tysiące filozofów. Również przed Marksem i Engelsem. Jednym z nich był, uważany za ojca liberalizmu, autor klasycznego dzieła „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”, Adam Smith. Ukuty przez niego termin „niewidzialna ręka” kojarzony jest powszechnie jako alegoria sumy (ekonomicznych) egoizmów, które spontanicznie budują dobrobyt. Tymczasem w innym swoim dziele „Teorii uczuć moralnych” ten sam Adam Smith pisze o niewidzialnej ręce w innym kontekście – jako o mechanizmie redystrybucji zasobów.
Zaglądanie do kieszeni to również jedno z ulubionych zajęć sporej części ekonomistów po kryzysie. Do kieszeni ludziom zaglądał i Thomas Piketty, autor najważniejszej chyba książki ekonomicznej wydanej w ostatnim 20-leciu „Kapitał w XXI wieku”, i jego mentor Anthony Atkinson, i ekonomiczni nobliści: Joseph Stiglitz, Paul Krugman, czy Amartya Sen. Zaglądanie do kieszeni to ważna działka jednej z najbardziej obiecujących nowych szkół w ekonomii – ekonomii behawioralnej.
Niczym innym jak zaglądaniem do kieszeni jest trwająca (na świecie) od przeszło dekady debata o nierównościach. Rozmawiając o nierównościach do kieszeni zaglądają więc i bywalcy Davos, i dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde.
Zaglądanie do kieszeni, zwłaszcza bogatych, to mainstream współczesnej ekonomii (no, może nie w Polsce) i poważnych debat gospodarczych na całym świecie. Niezrozumienie tego i plecenie trzy po trzy o Marksie to - parafrazując klasyka - jaskiniowy liberalizm.
92ilme: A kto broni ratownikom medycznym grać w piłkę i zarabiać tyle co Lewandowski?
A jeśli wszyscy ratownicy będą grać w piłkę, to kto zrobi autorowi komentarza konikotomię w razie zapaści oddechowej? Problem z argumentem „niech sprzątacze zostaną dyrektorami zarządzającymi międzynarodowych korporacji” jest taki, że zawsze ktoś musi sprzątać. Zresztą jakby na tydzień zniknęli nagle wszyscy dyrektorzy zarządzający korporacji (i piłkarze), to nikt by tego nie zauważył. Ale jakby zniknęli ratownicy i sprzątacze, to świat pogrążyłby się w chaosie.
eend: Autor tej "mądrej" tezy z otwarta przyłbicą pokazuje, że z główką coś nie tak. Ratownikiem medycznym może być praktycznie każdy. Lewandowski jest JEDEN NA MILIONY. Wiem, wiem dla ogarnięcia tego trzeba rozumu, Fejferowi tego zabrakło, ale też nie każdy zdecydowałby się zbłaźnić jak Fejfer
Argument o „rzadkich umiejętnościach” dla wielu ostatecznie rozstrzyga kwestię tego, dlaczego niektórzy ludzie zarabiają absurdalnie dużo. Tymczasem jeżeli rzeczywiście o stanie konta decydowałaby rzadkie umiejętności, najbardziej majętnymi ludźmi na świecie byliby na przykład rekordziści Guinsessa: Ilker Yilmaz, który potrafi trysnąć przez oko wypitym przez nos mlekiem na odległość 279,5 cm, czy Michel Lotito, mężczyzna, który dzięki grubej wyściółce żołądka i mocnym zębom w dwa lata zjadł mały samolot Cessnę 150. Za swoje niecodzienne zdolności przez Księgę rekordów Guinessa został odznaczony tablicą z brązu, którą również zjadł. Umiejętności tych mężczyzn są rzadsze niż umiejętności najlepszych piłkarzy – najprawdopodobniej występują z częstotliwością 1 do 7,6 miliarda (tylu jest ludzi na świecie).
Unikalność talentu to tylko jedna, ale wcale nie decydująca właściwość koszących absurdalnie wysokie gaże sportowców. Na ich stan konta składa się tysiące mechanizmów, jak upowszechnienie się mediów elektronicznych jako platform reklamowych z ogromnym dotarciem, wielkość korporacji (oraz ich wewnętrzne budżety, w których działy marketingu mają duży udział) czy popularność nie tylko danej dyscypliny, ale również genderowy wektor w sportach – równie zdolne piłkarki są wynagradzane setki, jeśli nie tysiące razy gorzej.
Łukasz Szczuka: Sugerujesz, żeby arbitralnie obniżyć zarobki najbogatszym czy znacznie podwyższyć np. ratownikom? Te pierwsze są dyktowane przez rynek i nie biorą się z powietrza. Ktoś jest gotowy zapłacić i są gotowi wziąć tą zapłatę. Te drugie, nawet jak podwyższysz, i tak będą nadal ułamkiem tego co zarabiają gwiazdy sportu czy filmu. Pytam się więc: do czego zmierzasz? Powiedzieć, że coś jest "poje#ane" jest dziecinnie łatwo. Zaproponować alternatywną rzeczywistość, która miałaby jakiś sens... dużo trudniej.
Nie wiem co złego w arbitralności. Czy zdawanie się na łaskę „spontanicznych” procesów (cudzysłów bierze się z tego, że rynek nie działa w próżni, rozwija się wraz z rozwojem instytucji, technologii, wiedzy tworzonej na dotowanych przez państwo uniwersytetach i w ramach tworzonego przezeń prawa – nie jest obiektywny jak grawitacja) jest czymś z natury pożądanym? Czy komentator byłby w stanie również zaakceptować rozwój pandemii grypy, bo ingerowanie w jej dynamikę jest arbitralne?
Poza tym, że wysokie rozwarstwienie generuje samo z siebie problemy, o czym w ostatnich latach napisano całe biblioteki, to istnieją silne dowody na to, że ludzie intuicyjnie nie lubią wysokiego rozwarstwienia. Najzwyczajniej na świecie coś im nie gra, że ktoś zarabia od nich kilkaset razy więcej. I – pomijając neoliberalną szkołę ekonomii – chyba mają dobrego nosa, bo nikt nie może być w czymś kilkaset, kilka tysięcy, czy kilka milionów razy lepszy.
I nie, nie jestem komunistą. Uważam, że rynek jest fajny i pewnie fajnie jest dużo zarabiać. Uważam, że wysiłek i talent powinny być wynagradzane. Jestem jednak za bardziej płaskimi siatkami płac. W latach 60-tych piłkarze zarabiali średnią krajową w Wielkiej Brytanii. Tak koszmarnie wtedy grali?
norbertkoziar: Głupie i chore jest to, że ratownik zarabia mało. Ale to że Lewandowski zarabia dużo nie jest chore. Jest całkiem normalne. Nikt go nie dotuje, nikt do niego nie dopłaca. Biznes, którego jest częścią - spina się i jest dochodowy.
Ale o to chodzi, że się nie spina. Albo inaczej: spina się dla tych na górze. Przykładowo niskie płace pracowników montujących telefony w Azji są pochodną podziału zasobów wewnątrz korporacji, na przykład gigantycznych budżetów reklamowych. Z talentu – którego mu absolutnie nie odmawiam – w żadne sposób nie wynika siatka płac osób związanych w jakimś przedsięwzięciem, na przykład z tworzeniem i dystrybuowaniem napojów izotonicznych. Również z procentu, który „wypracowuje” gwiazda dla danej marki nie wynika gaża tej gwiazdy. Wyobrażalny jest inny system, w którym Lewandowscy tego świata dostają 5 razy mniej i nadal pozostają bogaczami, a osoby przy taśmach produkcyjnych dostają przez to jakieś podwyżki. Wszystko w ramach zasobów, którymi dysponuje dana firma.
Oraz owszem, ktoś do tego dopłaca. Robimy to my opłacając gażę piłkarzy (ale równie aktorów, celebrytek, blogerów modowych, czy gwiazd muzyki) w cenie finalnego produktu. Można oczywiście powiedzieć, że przecież nie musimy kupować sprzętów reklamowanych przez gwiazdy. Problem w tym, że niemal wszystko jest reklamowane przez gwiazdy.
Nie chcę być źle zrozumiany. Nie potępiam Roberta Lewandowskiego, ani innego piłkarza za to, że bierze pieniądze, które są do wzięcia. Na jego miejscu zapewne zrobiłbym dokładnie to samo. Nie jestem też zwolennikiem bojkotów konsumenckich, ani tworzenia „globalnej świadomości problemu”. Bojkoty konsumenckie są zazwyczaj nieskuteczne, a „globalna świadomość problemów” jest po prostu niemożliwa do osiągnięcia przez to, że globalne problemy są zbyt skomplikowane, aby wymagać od nas nie tylko rozumienia milionów zależności między nimi, ale również etycznej ekwilibrystyki między mniejszym złem. Wierzę natomiast, że na pewne sprawy mogą wpływać publiczni regulatorzy. Jeżeli piłkarze koszą horrendalne gaże, to mogą płacić równie horrendalne podatki. To tak na początek. Dzięki temu będzie więcej na ratowników. A gwiazdom futbolu nic się nie stanie jeśli zamiast 10 supersamochodów będą mieli po trzy. Dotyczy to wszystkich supergwiazd od aktorów zaczynając na szefach międzynarodowych korporacji kończąc. Zgodnie z dobrze udowodnioną teorią malejącej krańcowej użyteczności konsumpcji kolejne supersamochody i tak niewiele radości wnoszą do życia bogaczy. Ale pieniądze na wakacje dla tych na dole już tak.