Jesteś w dziale opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.
Za każdym razem, gdy reprezentacja Polski odpada na mistrzostwach świata w piłce nożnej, cały kraj zastyga w jednym, wielkim zadziwieniu. Piłkarze dziwą się, że odpadli, piłkarzom dziwią się histeryzujący kibice, a z kolei histerii kibiców dziwią się zdystansowani komentatorzy, którzy nijak w uczucia piłkarskie ludu polskiego wczuć się nie potrafią.
Tymczasem wszystko odgrywa się przecież zgodnie z tak bardzo znanym nam scenariuszem. Przerabialiśmy to już dokładnie tyle razy, że jednym zdziwieniem może być to, że ktoś jest jeszcze zdziwiony. Przecież od X lat przeżywamy w Polsce jedno wielkie deja vu.
Piłkarsko sprawa jest dosyć jasna: polska reprezentacja to drużyna średniaków. Ma jedną wielką gwiazdę, kilku niezłych piłkarzy i tyle. Gdy są oni w formie (czytaj: grają regularnie w klubach), gdy nie muszą atakować (czytaj: grają z kontry), gdy mają przyjazne losowanie (czytaj: rywale grający siłowy futbol) i nie są pod presją (czytaj: nikt w kraju na nich nie liczy), to cały ten składak nazywany polską kadrą może odpalić i zajechać do 1/8 imprezy, a może i 1/4. Gdy jednak kilka tych elementów wypadnie, to kończy się zwykle blamażem. Nie ma w tym wielkiej filozofii, jest po prostu ileś punktów na liście, które absolutnie muszą być odhaczone, żeby spełnić warunek konieczny do ewentualnego wygrywania. A że już przed pierwszym gwizdkiem w Rosji większość spełniona nie była, toteż skończyło się tak, jak się skończyło.
Kibicowsko sprawa jest jasna jeszcze bardziej, co nie znaczy, że jest mało interesująca. Jeśli uda się bowiem odtworzyć jakiś wzorzec zachowań, można spróbować świadomie go korygować.
Po pierwsze, istota kibicowania kadrze opiera się na pewnym emocjonalnym zaangażowaniu, które niejako w depozycie składają reprezentacji kibice. I które to zaangażowanie ze zdwojoną siłą obraca się przeciwko nim w przypadku sromotnej porażki, dlatego częste są porównania do kibicowskiego kaca - po prostu kto bardziej upije się swoim kibicowaniem, ten ma jeszcze większy syndrom dnia następnego. A hurraoptymistycznego "pijaństwa" było przed Rosją wiele, zbyt wiele.
Po drugie, kibice wciąż wierzą w przełożenie wzrostu poziomu życia na poziom reprezentacyjnego futbolu i odwrotnie. Słynny cytat z Twittera Andrzeja Dudy o tym, że "stan polskiego sportu jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskiego państwa" jest o tyle prawdziwy, że masa ludzi w to wierzy. I skoro Polaków stać na autostrady, wzrost poziomu życia, piękne stadiony i zagraniczne wczasy, to tak samo stać na błyszczącą reprezentację. Tymczasem w piłce nożnej, jak mawiają Anglicy, jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz i nie ma bezpośredniego przełożenia z poziomu kraju na poziom reprezentacyjny. Dość rzec, że tak świetnie zorganizowane państwa skandynawskie od lat nie potrafią odnieść sukcesu.
Po trzecie, w miarę pojawiających się zwycięstw kibic traci czujność i przestaje być sceptyczny. Każde zwycięstwo przyjmowane jest jako coś coraz bardziej oczywistego. Nikt tak jak kibice, zwłaszcza piłkarscy, nie cechuje się taką naiwnością w postrzeganiu przejściowego sukcesu jako stanu permanentnego, podczas gdy permanentną cechą kibicowania komuś spoza TOP 5 świata jest permanentne przegrywanie i odpadanie. W ostatnich latach, rzecz jasna, Polacy mieli masę powodów, by pozostać sceptycznymi. Nie tylko Euro 2016, ale też hurtowe kupowanie piłkarzy do Serie A czy pierwsza wygrana z Niemcami – wszystko to mogło uśpić nawet największych pesymistów, dlatego słowa krytyki i tak były niesłyszalne. Nie, tu nie chodzi o spisek milczących dziennikarzy, tu chodzi o to, że dziennikarze też patrzyli na wszystko optymistycznie, względnie sami się oszukiwali.
Po czwarte, im rywal bardziej egzotyczny, tym polscy kibice czują się lepsi. Niczym nieuzasadnione poczucie wyższość nad innymi, ponoć mniej piłkarskimi narodami, brutalnie weryfikuje boisko. Kazus Korei Południowej, Ekwadoru, Senegalu czy grającego w niepolskich grupach Iranu i Maroka to nie są przypadki. Polacy myślą, że są narodem piłkarskim, bo mają Bońka, przy czym z całym szacunkiem do pana Zbyszka, swojego Bońka ma prawie każda reprezentacja, a nawet jeśli nie ma, to legendy nie grają.
Po piąte, ostatnimi czasy pojawiła się moda na reprezentację. Wiadomo, przychodzą sukcesy, przychodzą i kibice sukcesów. A to znaczyło, że kadrę należało jedynie chwalić. Przez te kilka lat dziennikarze nie mieli za bardzo powodów do narzekania, przez co mieli trudniej. Wiadomo, narzekanie i krytyka są łatwe. To więc, co się wylało z okładek "Faktu" czy "Przeglądu Sportowego", to po części powrót do starych, dobrych czasów, gdy dziennikarz na krytyce mógł zbudować swój kieszonkowy pomnik własnej fachowości.
Pamiętając więc o wszystkim, co powyżej, można się nawet pokusić o pewien dekalog ostrożnego kibica, dzięki któremu po kolejnej przegranej imprezie piłkarskiej będzie bardziej dojrzały, z mniejszym bólem głowy budził się po kolejnym meczu o wszystko. Zestawiając kolejne rady, trzeba więc wprost zalecić 10 poniższych punktów: