W ostatnim tygodniu przez media przetoczyła się dyskusja na temat incydentu z udziałem Edyty Górniak i Donatana. Przypomnę - podczas festiwalu w Opolu artyści występowali razem na tzw. ściance, gdzie przez dłuższą chwilę paparazzi robili im zdjęcia. Wtedy pan Donatan, który dotąd obejmował Górniak w pasie, złapał ją za pośladki, a wokalistka natychmiast odwróciła się i uderzyła go otwartą dłonią w twarz.
I bardzo dobrze zrobiła! Po prędkości ciosu można chyba wnioskować, że była to reakcja „z ciała”, automatyczna samoobrona, bez zastanawiania się. O ile łatwiej by nam było, gdybyśmy wszystkie potrafiły tak zareagować! Bo to, co zrobił Donatan, nie jest żadnym nietypowym wybrykiem. Nietypowe było natomiast odważne zachowanie Górniak.
Kobiety w procesie socjalizacji uczą się, że „boys will be boys” (ang. chłopcy będą chłopcami) - chłopcy klepią po pupach, rzucają uprzedmiotawiające zaczepki, obleśne spojrzenia, rozpychają się łokciami w życiu i nogami w komunikacji miejskiej. Dziewczynki uczą się, że to niegrzecznie krzywić się na zbyt wylewne pocałunki wąsatego wuja, nieelegancko jest pokazać środkowy palec komuś, kto gwiżdże na nie na ulicy czy w końcu odwinąć się znajomemu, który złapie je za pupę.
Oczywiście to działa w obie strony - chłopcy też uczą się, że wolno im więcej, że w wielu sytuacjach pozostają bezkarni, a nawet gdyby - jak w przypadku Donatana - ich zachowanie wyszło na jaw i może nawet zostało napiętnowane, mogą iść w zaparte, opinia publiczna szybko wybaczy, zapomni.
Przykłady można mnożyć - od Romana Polańskiego, który w 1978 roku (40 lat temu!) został oskarżony i przyznał się do zgwałcenia 13-latki, reżyseruje filmy, dostaje Oscary i państwowe odznaczenia, po Harveya Weinsteina, który molestował rzeszę kobiet w Hollywood i nawet jeśli kiedyś dostał w twarz od Brada Pitta, przez dekady całe środowisko taktownie milczało. Musiało dojść do gwałtów i powstania ogólnoświatowej akcji, żeby Weinstein po latach bezkarności usłyszał zarzuty prokuratorskie, a dziesiątki jego ofiar zobaczyły, zapewne z niemałą ulgą, jak policja prowadzi go w kajdankach.
Ale Weinstein to przypadek skrajny (choć przecież nie odosobniony, patrz: Bill O'Reilly, Bill Cosby, James Toback). Ten codzienny, powszechny seksizm, to coś, z czym walczyć najtrudniej, właśnie dlatego, że jest codzienny i powszechny. Już nie dziewczynki, a dorosłe kobiety, często nie potrafią się obronić, a nawet nie uważają za jednoznacznie złych takich zachowań jak niechciany flirt w miejscu pracy, wysyłanie dickpic’ów, czyli zdjęć swojego penisa, przez świeżo poznanych mężczyzn i wszystkie nieproszone zachowania mężczyzn, którzy nierzadko wykorzystują swoją władzę nad kobietami.
Wszyscy - niezależnie od płci - przyzwyczailiśmy się do tego, że mężczyznom wiele rzeczy uchodzi. I tak zapewne będzie też z Donatanem. Chwilowy pożar, odwoływanie koncertów, drobne straty finansowe - to wszystko zakończy się, gdy producent wypuści nową piosenkę o dziewczynach, które “wiedzą, jak poruszać tym, co mama w genach dała”. Najlepiej w komplecie z teledyskiem, w którym modelki będą ubijały masło, kamera uchwyci głównie ich podskakujące piersi i mleko spływające po brodach, co oczywiście ma przywodzić na myśl seks oralny.
Strategia producenta jest prosta - nic się nie stało, to on jest ofiarą. W oświadczeniu na Facebooku poinformował, że Górniak “poczuła jego rękę tam, gdzie jej nie było”, “czuje się wykorzystany” i stał się “facetem do bicia”. To też strategia stara jak świat. Gdy na jaw wychodzi wykorzystywanie, próbuje się na różne sposoby skompromitować kobietę. Od zaprzeczania i robienia z siebie ofiary, aż po wyświechtany, ale nadal stosowany argument o prowokowaniu. Prowokują krótkie spódniczki, spojrzenia, chodzenie ulicą po ciemku.
Prowokuje też stanie na wyciągnięcie ręki. W końcu może się wtedy zdarzyć, że mężczyzna - oczywiście wbrew swojej woli - nie zapanuje nad kończynami i te znajdą się na pośladkach kobiety. Jedyna różnica między Donatanem a dowolnym innym mężczyzną, który pozwala sobie na dotykanie mniej lub bardziej znajomych dziewczyn, to fakt, że producent nie bał się tego zrobić w blasku fleszy.
Właśnie ta zuchwałość sprawia, że część opinii publicznej nie dowierza w jego winę. Przecież obmacują zboczeńcy, którzy nadzy pod czarnym płaszczem wyskakują z krzaków, a nie majętni, popularni producenci muzyczni.
Edyta Górniak napisała po zdarzeniu, że po tym, jak producent “nie miał obaw zachować się tak bezczelnie i odważnie przy kamerach” nie wyobraża sobie dalszej współpracy z nim. Przyznała jednocześnie, że po tym, jak złapał ją za pupę, “przykleiła nieszczery uśmiech, została i pozowała do końca”. Tak reaguje ogromna większość kobiet - zaciskają zęby, przyklejają uśmiech i udają, że nic się nie stało. Tym bardziej należy się więc cieszyć, że Górniak w pierwszych odruchu spoliczkowała Donatana. Gdyby nie impuls, być może przemilczałaby ten incydent i nikt by się nawet nie dowiedział, że do czegoś doszło.
A powinni dowiedzieć się wszyscy! Może w końcu doczekamy się tego, że przedmiotowego traktowania będzie wstydził się traktujący, a nie potraktowana, sprawca, a nie ofiara.