Jesteś w dziale Opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.
Kiedy władca choruje, albo - nie daj Boże - umiera, jego dworzanie zaczynają walczyć o władzę. Widzieliśmy to już w historii wiele razy. Podwładni prezesa Kaczyńskiego to ludzie ambitni: nie przyszli do polityki po to, aby być drugimi czy trzecimi w szeregu. Być może jeszcze ktoś pamięta, że Ziobro - zanim porzucił prezesa, aby potem do niego wrócić - był delfinem PiS. Macierewicz ma długą historię nielojalności wobec politycznych towarzyszy broni i grania wyłącznie na siebie. Ambicje Jarosława Gowina z pewnością wybiegają znacznie dalej poza gnębienie naukowców.
Wszystkich tych ambitnych polityków w ryzach utrzymuje tylko strach przed prezesem oraz obawa przed konkurentami. Dziś Naczelnik jednak niedomaga. Chociaż wszyscy robią dobrą minę do złej gry (słyszeliśmy opowieści, że w szpitalu ogląda cały czas TVP Info i rozmawia przez telefon), ewidentnie jego partia otrzymuje dyspozycje z opóźnieniem. Kaczyński, gdyby był w formie, nie pozwoliłby na eskalację kosztownego politycznie protestu niepełnosprawnych i zareagowałby szybciej w sprawie żenujących wyczynów erotycznych posła Pięty.
Kiedy król słabnie, baronowie ostrzą miecze i sztylety, obmyślają taktyczne sojusze i planują swoją grę na kilka posunięć naprzód, kiedy Naczelnika już nie będzie na scenie (żeby było jasne: życzę mu długiego i szczęśliwego życia - na emeryturze). Sukcesja po silnym przywódcy rzadko kiedy nie kończyła się wojną. Kaczyński o tym wie, naturalnie, i wiedzą jego wszyscy współpracownicy. Taka jest po prostu kolej rzeczy. Obrażać się na nią to obrażać się na ludzką naturę.
Lud spogląda na to z ubocza, ale ma swoje zdanie. Według reprezentatywnego sondażu przeprowadzonego 13-14 czerwca przez Pollster dla „Super Expressu” aż 45 proc. wyborców PiS wolałoby, żeby premier Morawiecki zastąpił prezesa na stanowisku szefa PiS. Aż 56 proc. głosujących na PiS chciałoby, żeby Kaczyński odszedł!
Jest to oczywiście marzenie utopijne i zdradzające niezaspokojoną tęsknotę za normalnością: za politykiem bez szaleństwa Macierewicza w oczach i bez agresji, która niegdyś wychodziła z Ziobry. Być może niektórzy wyborcy pamiętają jeszcze konferencję z grudnia 2007 r., podczas której wymachiwał dyktafonem i krzyczał „to jest gwóźdź… to jest gwóźdź to trumny Andrzeja Leppera”. Mało kogo dziś obchodzi, o co szło w tej sprawie, ale obraz spoconego, podekscytowanego Ziobry wymachującego przed kamerami dyktafonem trudno jest odwidzieć.
Morawiecki może na tym tle wyglądać jak polityk europejskiego formatu: mówi po angielsku, robi wrażenie zrównoważonego, ma korporacyjne doświadczenie.
Normalność Morawieckiego, dodajmy, jest normalnością formy, a nie treści. Morawiecki cały czas mówi Kaczyńskim. Głupstwa i nieprawdy, które wygaduje, wołają często o pomstę do nieba (kolekcjonujemy je w OKO.press, gdzie pracuję). W czasie kryzysu w relacjach polsko-żydowskich zachował się jak słoń w składzie porcelany, zdradzając niewiedzę i brak wyczucia, kiedy opowiadał zagranicznym obserwatorom o „żydowskich współprawcach” Zagłady.
Marzenie o Morawieckim na miejscu prezesa jest więc marzeniem o PiS bardziej pragmatycznym, bardziej technokratycznym i bardziej przewidywalnym, chociaż uprawiającym tą samą politykę - która blisko połowie Polaków odpowiada.
Popularność Morawieckiego jednak tylko zmniejsza jego szanse w dworskich rozgrywkach. Konkurenci premiera do tronu Naczelnika oczywiście także przeczytali ten sondaż. Wiedzą, że wypadają w nim fatalnie: Ziobro ma 7 proc., Macierewicz - 5 proc., Brudziński - 3 proc. 15 proc. wskazało kandydata o dźwięcznym nazwisku „nie wiem”, co mówi dużo o niepopularności czołowych dworzan prezesa. Mówi też dużo o popularności samego prezesa (przypominam: 56 proc. wyborców PiS wysłałoby go na emeryturę).
Baronowie PiS ostrzą więc noże, żeby wbić je w plecy bardziej popularnemu kandydatowi na nowego szefa. Jest to o tyle łatwiejsze, że Morawiecki był premierem przyniesionym w teczce. W czasie trwającego wiele tygodni spektaklu „rekonstrukcji? rządu Beaty Szydło - który wówczas przestał być rządem Beaty Szydło - z PiS do mediów płynęły przecieki, sugerujące niezadowolenie aparatu PiS z zainstalowanego decyzją prezesa nowego premiera. Morawiecki nie jest człowiekiem partii, jest człowiekiem prezesa, i popularność tylko pogarsza jego notowania w oczach towarzyszy.
Jeśli historia może kogokolwiek czegokolwiek nauczyć, to podpowiada nam, że - nie lubiąc się wzajemnie - postarają się zatopić go wspólnie.
Będzie to oczywiście możliwe dopiero wówczas, kiedy protektor i twórca Morawieckiego jako polityka odejdzie - na emeryturę (czego mu życzymy) czy gdzie indziej (czego mu, powtórzmy, nie życzymy, bo nie życzymy tego nikomu). Wtedy będzie oglądał walki swoich dawnych dworzan na ekranie TVP Info - i, podobnie jak niegdyś Gomułka, rzucał w ekran kapciem.