Beczek: Piętę zawieszono, bo zaczął szkodzić partii. Ale wróci, gdy kurz opadnie. Nie on pierwszy

Wiktoria Beczek
Karę za wybryki posła Stanisława Pięty poniesie nie on sam, a niezależne media, w które prezes PiS chce uderzyć dekoncentracją. I nie wykluczone, że wówczas Pięta wróci na łono partii. Wystarczy, że opadnie kurz, a słupki poparcia wrócą na miejsce.
Jesteś w dziale Opinie portalu Gazeta.pl. Publikujemy teksty bardzo różne ideowo i zawsze wyrażają one poglądy autorów, a nie redakcji.

Epopeja z udziałem posła Stanisława Pięty miała swój początek z samego rana 29 maja. Poseł, który samymi swoimi wypowiedziami plasuje się w skrajnie prawicowym skrzydle PiS, miał nawiązać romans z kobietą poznaną podczas miesięcznicy smoleńskiej. Pięta, przypomnijmy, ma żonę i córkę, a także ogromne pokłady moralizatorskiego tonu wobec tych, którzy - jego zdaniem - „niszczą rodzinę”. Sześć dni później poseł został zawieszony w prawach członka partii i klubu PiS.

Komentatorzy mówią dziś o pewnej zwłoce, związanej z jednowładztwem Jarosława Kaczyńskiego i jego niedyspozycją. Ale jeśli przeanalizujemy postępowanie partii w przypadku kilku wcześniejszych „wpadek” jej polityków, zobaczymy, że prezes podejmuje radykalne decyzje dotyczące niesfornych posłów tylko wtedy, gdy widzi potencjalne zagrożenie dla partii i świętych słupków poparcia.

Meleksy na Cyprze i szarpanie żony

Weźmy posła Łukasza Zbonikowskiego. Nazwisko może nie z pierwszego garnituru polityków PiS, ale pewnie większość z nas pamięta, jak wraz z posłem Karolem Karskim szalał Meleksem, podczas służbowego wyjazdu na Cypr. Samochodziki zostały rozbite, a media ujawniły, że to nie pierwsze szaleństwa posła i już ładnych parę lat wcześniej jechał autem na podwójnym gazie. No ale kto z nas nie rozbijał wózków golfowych na Cyprze? Poseł też człowiek!

Prawdziwe problemy Zbonikowskiego zaczęły się w 2015 roku, kiedy do prokuratury trafiło doniesienie ws. naruszenia nietykalności fizycznej jego żony. Zbonikowski został zawieszony w prawach członka PiS, obiecał, że odejdzie z partii, ale ostatecznie nie odszedł, bo za miesiąc były wybory. Jarosław Kaczyński trochę się złościł, nie podobała mu się obecność posła na konwencji wyborczej, ale gdy ten już otrzymał mandat, dopuścił go do klubu parlamentarnego PiS, a kilka miesięcy później - przywrócił w prawach członka partii. Wyrok w sprawie zapadł w styczniu 2018 roku i nie widać, żeby ktoś palił się do ponownego zawieszania posła Zbonikowskiego.

Nie inaczej było z senatorem Stanisławem Kogutem, gdy postawiono mu zarzuty korupcyjne. Niby szybciutko pozbawiono go członkostwa w partii, niby pokazano, że nie ma świętych krów i każdy, nawet najbardziej gorliwy w sianiu "dobrej zmiany" polityk, musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Ale gdy doszło do głosowania nad zgodą na tymczasowe aresztowanie, koledzy ochronili Koguta i oszczędzili mu pobytu za kratkami.

Wyrzucony dopiero za skrajny antysemityzm

Należy też przypomnieć senatora Waldemara Bonkowskiego, który całą swoją polityczną karierę poświęcił na produkowanie skandalicznych transparentów i obrażaniu kogo popadnie. To on mówił o „bolszewickich upiorach i ubeckich wdowach”, przekonywał, że kraje arabskie to „syf, kiła i mogiła”, a osoby nieheteroseksualne nazywał „zboczeńcami”, których należy „izolować”. Z relacji żony posła wynika również, że miał się nad nią znęcać i nawiązać romans z kobietą poznaną podczas miesięcznic smoleńskich (skądś to znamy?).

Bonkowski ostatecznie, po 25 latach w Porozumieniu Centrum i PiS, został senatorem niezrzeszonym. Ale stało się tak dopiero po tym, jak wierny druh w apogeum awantury wokół ustawy o IPN zaczął umieszczać w mediach społecznościowych filmiki tworzone przez nazistowską propagandę, a mające dowodzić, że Żydzi sami sobie zgotowali Holocaust.

Kara dla mediów za wrobienie Pięty

Z najnowszych doniesień z Szaserów i Nowogrodzkiej wynika, że Jarosław Kaczyński chce powrócić do koncepcji dekoncentracji mediów, co w praktyce oznacza kneblowanie komercyjnych mediów. Te wiąże bowiem z całym nieszczęściem posła Pięty, a może nawet - nie bójmy się tego słowa - spiskiem. A więc mamy wrobionego posła, niemieckiego wydawcę „Faktu”, który sprawę ujawnił i całą resztę mediów, którzy z upodobaniem sprawę nagłaśniali. Nic tylko zdekoncentrować. A jak tylko kurz opadnie, przywrócić Staszka do partii i udawać, że nic się nie stało.

Uwaga, zachęcamy do rozmowy! Nasi autorzy odpowiadają na wybrane komentarze. Czekamy na Twój głos!

Więcej o: