We współczesnym kapitalizmie, w którym rynek skolonizował zdecydowaną większość obszarów życia, ze służbą zdrowia czy zabezpieczeniem emerytalnym na czele, to dochód w największym stopniu kształtuje zakres wolności poszczególnych ludzi.
A nierówności w dochodach w największym stopniu kształtują różnice w pozycji negocjacyjnej czy sile przetargowe. Tak więc, nawet jeśli wprowadzimy do prawa wszystkie postulaty lewicy - równość orientacji seksualnych, małżeństwa jednopłciowe, dodamy parytety płciowe w zarządach prywatnych spółek - ale nie zadbamy o podstawę, czyli o większą równość ekonomiczną, to cały ten egalitaryzm pozostanie jedynie na papierze.
Będziemy mieli do czynienia z egalitaryzmem teoretycznym, pozwalającym feministkom na Kongresie Kobiet pogratulować sobie wygranej wojny kulturowej z prawicą, ale mającym małe przełożenie na życie zwykłych ludzi.
Jeśli natomiast zadbamy o zmniejszenie nierówności dochodowych, to porządek egalitarny zacznie się tworzyć także w innych obszarach życia - kobiety będą bardziej niezależne od mężczyzn, a pochodzenie z dołów społecznych nie zamknie drogi do rozwoju. Żadna polska partia w XXI wieku nie zrobiła tyle dla wprowadzenia równości ekonomicznej co PiS. I da się to pokazać na liczbach.
Oczywiście najwięcej dla zmniejszenia nierówności dochodowych w naszym kraju zrobiło wprowadzenie programu „Rodzina 500+”. Przede wszystkim świadczenie o takiej samej wysokości skierowane do wszystkich grup dochodowych procentowo w większym stopniu zwiększa dochód mniej zarabiających. Według szacunków Ministerstwa Finansów przeciętny udział 500+ w dochodzie gospodarstw domowych z najniższego decyla (10 proc. Polaków o najmniejszym dochodzie) wynosi 39 proc., a z drugiego decyla - 18 proc. Tymczasem w dziewiątym decylu udział 500+ to jedynie 4,4 proc., a w dziesiątym - tylko 2,7 proc. Według tych samych szacunków 500+ otrzymywać miała mniej więcej połowa gospodarstw domowych z dwóch dolnych decyli, a z dwóch górnych decyli - jedynie ok. 5 proc.
500+ wpłynęło też na wzrost presji płacowej, co zaskakująco dobrze widać po danych Eurostatu. Do II kw. 2016 r. płace w Polsce rosły w tempie ok. 3 proc. rok do roku, tymczasem od III kw. 2016 r. (a więc wtedy, kiedy program na dobre zaczął funkcjonować) wzrost płac wyraźnie przyspieszył do 4,7 proc., a w IV kw. wyniósł aż 7 proc.
Presja płacowa występowała szczególnie wśród mniej zarabiających, dla których świadczenie było bardziej konkurencyjne wobec ich niewysokich pensji. Zresztą krótko po wprowadzeniu programu mieliśmy do czynienia z serią głośnych podwyżek w marketach - w Lidlu, Biedronce czy Ikei.
Powyższe zjawiska spowodowały wyraźny spadek nierówności dochodowych w 2016 r. Według GUS współczynnik Giniego (0 to pełna równość dochodów, a 100 to pełna nierówność) spadł w 2016 r. z 32,2 do 30,4 co było najwyższym jednorocznym spadkiem co najmniej od 2004 r. (najwcześniejszy wykazany rok). Z kolei według Eurostatu wskaźnik Giniego (mierzony nieco inną metodą) spadł z 30,6 do 29,8 (co było najwyższym spadkiem co najmniej od 2006 r.).
Idźmy dalej. W 2016 r. zanotowaliśmy bardzo wysoki spadek stopy ubóstwa relatywnego, która również jest dobrym wskaźnikiem nierówności. Poniżej tej granicy w 2016 r. żyło 13,9 proc. gospodarstw domowych, tymczasem jeszcze rok wcześniej - 15,5 proc., a więc mieliśmy do czynienia z największym jednorazowym spadkiem co najmniej od 2008 r. Poza nierównościami dochodowymi i wydatkowymi spadły również nierówności płacowe. Podawana przez GUS struktura wynagrodzeń w 2016 r. wyraźnie się spłaszczyła w stosunku do roku 2014 (dane podawane są co dwa lata). W 2016 r. 17,5 proc. zatrudnionych zarabiało mniej niż 50 proc. średniego wynagrodzenia, tymczasem dwa lata wcześniej było to 19 proc.
I jeszcze jedna ważna informacja: według danych Komisji Europejskiej w 2016 r. po raz pierwszy od lat wyraźnie wzrósł udział płac w naszym PKB - z 47,2 proc. do 47,9 proc., co było najwyższym wzrostem od 2008 r.
W 2017 r. wprowadzono kolejne rozwiązania, które bez wątpienia wpłyną na spadek nierówności ekonomicznych. PiS podwyższyło płacę minimalną do 2 tys. zł (z 1850 zł), czym przebiło nawet żądania związków zawodowych (to chyba pierwsza taka sytuacja w historii). W 2018 r. wzrosła ona o kolejne 100 zł, a więc w latach 2016-18 w sumie wzrosła o 13,5 proc.
Obecnie polska płaca minimalna (oczywiście licząc parytetem siły nabywczej) jest nie tylko najwyższa w regionie, ale też wyższa od portugalskiej i greckiej oraz niewiele ustępuje hiszpańskiej. Choć z drugiej strony wysokość miesięcznej płacy minimalnej w Polsce już od lat była najwyższa w regionie. Problemem polegał na tym, że była ona omijana z powodu rozpowszechnienia umów-zleceń, których przepisy o płacy minimalnej nie dotyczyły. W 2017 r. rząd PiS wprowadził najważniejszą oprócz 500+ reformę, czyli godzinową stawkę minimalną na poziomie 13 zł dla umów śmieciowych. Bez wątpienia wpłynie to na podniesienie płac najmniej zarabiających, a więc przełoży się też na zmniejszenie nierówności w 2017 r., z którego dane jeszcze nie są dostępne.
Na koniec można jeszcze odnotować podwyższenie kwoty wolnej od podatku dla osób o najniższych dochodach, jednak reforma ta ma niewielką skalę, więc jej wpływ na nierówności będzie minimalny.
Oczywiście można podnosić dwa rodzaje zarzutów. Po pierwsze, PiS-owi sprzyja koniunktura gospodarcza oraz sytuacja na rynku pracy. Jednak mieliśmy już do czynienia w III RP z szybkim wzrostem PKB i płac, ale nigdy nie towarzyszył temu wyraźny spadek wszystkich wymiarów nierówności ekonomicznych.
Po drugie, rozwiązania wprowadzane przez PiS są niedoskonałe - 500+ nie trafia do wielu samotnych matek z jednym dzieckiem, które minimalnie przekraczają próg dochodowy, podnoszenie kwoty wolnej jest robione aptekarsko, a przepisy o godzinowej stawce minimalnej bywają obchodzone. Zapewne te zarzuty są prawdziwe, tylko że inne ugrupowania miały lata na zrobienie tego lepiej i nawet się specjalnie do tego nie zabierały. Chodzi nie o to, że PiS wprowadza idealnie zaprojektowany egalitaryzm, tylko o to, że w ogóle to robi. Jako pierwszy w III RP. Osoby o lewicowej wrażliwości powinny to przynajmniej doceniać.
Piotr Wójcik jest publicystą „Gazety Polskiej Codziennie” i REO.pl. Publikuje również w "Przewodniku Katolickim" i "Dzienniku Gazeta Prawna"
Na Wasze opinie czekamy pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl