Skwieciński do anty-PiS-u: Wiem, terrorystami nie zostaniecie

Krytykując hurtowo wszystko, co robi ta władza, utrwalacie wśród rządzących postawy radykalne, zaś osłabiacie umiarkowane i bardziej negocjacyjne - pisze dla Gazeta.pl Piotr Skwieciński.
Od redakcji: Poprosiliśmy publicystę prawicowego tygodnika „Sieci” Piotra Skwiecińskiego, aby napisał list do ludzi po drugiej stronie politycznej barykady. Kolejne części listu Piotra publikujemy co czwartek w Gazeta.pl. Jeśli chcecie z nim polemizować (albo się zgodzić), czekamy na Wasze listy-felietony pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl.

Zauważcie, że system polityczny, jaki wyłonił się z wprowadzanych przez PiS zmian (ten prawdziwy, realny, a nie ten ze snów o monstrualnym, wszechpotężnym pająku Kaczyńskim), zawiera realne ograniczenia wszechwładzy dominującej siły politycznej. Idzie mi tu przede wszystkim o prezydenta Dudę, który już parokrotnie wpłynął na proces polityczny, pacyfikując potencjalnie niebezpieczne i zbyt daleko idące pomysły. Mam na myśli rzecz jasna nie tylko lipcowe weta, ale też weto wcześniejsze – wobec ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych grożącej podporządkowaniem lokalnych samorządów władzy centralnej – a także kilka innych sytuacji, w której samo, czasem nawet niepubliczne, wyrażenie sprzeciwu i zasugerowanie możliwości weta przez prezydenta spowodowało złagodzenie projektów. Myślę również o jego wpływie na ostateczne odsunięcie od władzy Antoniego Macierewicza – polityka, którego, jak się domyślam, uważacie za personifikację najgorszych zagrożeń dla państwa i demokracji.

Dostrzeżcie też na przykład to, że PiS-owscy senatorzy ocalili przed aresztowaniem senatora Koguta. To oczywiście budzi kontrowersje, bo wystąpili w obronie oskarżanego o korupcję kolegi, i nie uważam tego za pozytywne. Ale przytaczam tę sytuację, bo sama w sobie pokazuje, że wizja wszechwładnej dyktatury Kaczyńskiego po prostu nie jest prawdziwa.

W PiS widać sporo pluralizmu

Zauważcie, że im mniej PiS czuje się zagrożony przez siłę opozycji, naciski Unii Europejskiej itd., tym więcej widać sygnałów, że rozmaici politycy partii rządzącej przestają się mieścić w ciasnych ramach żelaznej dyscypliny partyjnej. Szukają możliwości realizacji własnych pomysłów i ambicji. To może oczywiście momentami iść w kierunkach, które większości z was się nie podobają (zaostrzenie zakazu aborcji na przykład). Ale jest to przejaw pluralizacji obozu rządzącego. A siła pluralizująca się wewnętrznie jest w naturalny sposób mniej zdolna do dokonania ewentualnego zamachu na demokrację (znów: ja nie sądzę, żeby takie plany i pomysły w ogóle rodziły się w głowach rządzących, ale piszę dla was, a wy, jak rozumiem, macie takie podejrzenia).

„Ale przecież to wszystko ściema, podział ról, ustawka dla naiwnych” – powiedzą niektórzy z was. Nic na to nie poradzę, ale przypomina mi to głosy niektórych na prawicy, gdy Palikot odszedł z Platformy. Mówili wtedy, że to jest ukartowane, że tak to zaplanował demoniczny Tusk, żeby już wszystko zakulisowo opanować i ostatecznie dobić siły Dobra...

Doskonale rozumiem, że wszystkie powyższe ograniczenia monowładzy są dla was niewystarczające. I ja nie uważam ich za perfekcyjne. Chciałbym jednak, żebyście zauważyli, że one naprawdę istnieją i – jak widać – działają.

Możecie ich, oczywiście, nie dostrzegać. Tylko zauważcie, że przynosi to skutek przez was niezamierzony. Otóż traktując tak samo wszystko, co robi władza, nie dostrzegając, że w wielu momentach rządzący starają się wyjść naprzeciw zaniepokojonym, złagodzić proponowane rozwiązania, a w innych – wręcz zrobić coś, co niektórzy z nastrojonych opozycyjnie powinni przyjąć z uznaniem, przyczyniacie się do utrwalenia wśród rządzących postaw radykalnych i osłabienia umiarkowanych, tych bardziej negocjacyjnych.

Ludzie władzy są bowiem przekonani, że niezależnie od tego, co zrobią, i tak z waszej strony nie będzie rzeczowej krytyki, tylko erupcja histerii i nienawiści. A jeśli tak, to… po co wewnątrz naszego obozu proponować jakieś rozwiązania kompromisowe? Chroniące wrażliwość drugiej strony? Przecież ta druga strona nigdy tego nie tylko nie doceni, ale wręcz nie zauważy, tylko jak zwykle porówna nas do Stalina, Moczara albo Gomułki. A wtedy tym bardziej po naszej stronie uznają nas, umiarkowanych, za podejrzanych mięczaków i naiwniaków – myślą sobie rozmaici ministrowie i posłowie.

Terrorystami nie zostaniecie…

Parę miesięcy temu, po samobójczej śmierci Piotra Szczęsnego, Iwan Krastew, bardzo znany na świecie politolog, liberał i przeciwnik „fali populizmu”, do której zalicza też PiS, wezwał, aby nie demonizować tych, skądinąd ostro krytykowanych przez niego, rządów. Napisał, że co bardziej radykalni wrogowie „populistów” wpadają w intelektualno-emocjonalny błąd podobny do tego, który w latach 70. popełniła zachodnioniemiecka ultralewica. Formacja ta tak bardzo chciała zobaczyć w niecierpianej przez siebie Republice Federalnej Niemiec reinkarnację nazistowskiej Trzeciej Rzeszy, że zasadniczo pomyliła się w ocenie rzeczywistości, przez co skończyła jako ugrupowanie terrorystów i wrogów demokracji.

Ja dodam od siebie, że po drodze straciła też całkowicie kontakt z ogromną większością swojego społeczeństwa, które nawet jeśli bywało krytyczne wobec różnych aspektów republiki bońskiej, to jednak nie potrafiło dostrzec w Brandcie czy Schmidcie nowych Hitlerów.

Terrorystami – wiem – oczywiście nie zostaniecie. Ale sądzę, że na wyścigi przybliżacie się do tego drugiego zagrożenia.

Piotr Skwieciński (1963) pracował w „Życiu Warszawy”, „Życiu”, „Rzeczpospolitej”, był szefem Polskiej Agencji Prasowej, współpracował z „Gazetą Polską” i tygodnikiem „Uważam Rze”. Obecnie jest dziennikarzem tygodnika „Sieci”. W latach 80. działacz NZS, z wykształcenia historyk

W ramach cyklu „Suma waszych strachów” ukazały się już: 

Czekamy na listy-felietony Czytelników pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl

Wybory po rosyjsku. Władimir Putin po raz kolejny został prezydentem Rosji