Major do Skwiecińskiego: Zazdroszczę panu beztroski, ale niektóre pająki jednak gryzą

Wybory zakończą się nie fałszerstwem, ale organizacyjnym skandalem. I trzeba będzie znaleźć winnego, którym zostanie oczywiście Państwowa Komisja Wyborcza. Wtedy PiS wypuści z klatki Piotrowicza

"Życie w rzeczywistości, w której czyha na ciebie pająk wielkości smoka, musi być czymś bardzo przykrym" - pisze w Gazeta.pl Piotr Skwieciński i wyśmiewa wyolbrzymione strachy anty-PiS-u. Tyle że życie w nieświadomości, że niektóre pajęczaki mogą jednak gryźć i przenosić groźne choroby, jest z kolei czymś lekkomyślnym.

Trochę redaktorowi Skwiecińskiemu zazdroszczę. Może nie tyle argumentacji, ile ufności w zbiorową siłę i rozsądek własnego obozu politycznego. Oto bowiem czytam u pana redaktora, że po jego stronie barykady nie ma przyzwolenia na fałszowanie wyborów, nie wsparłaby tego „przeważająca większość prawicowego elektoratu”. Nie jestem pewien, czy gdzieś tego nie czytałem kilka lat temu, gdy straszono, że PiS będzie przejmował sądownictwo, na co prawica odpowiadała, że "elektorat prawicowy na pewno na to nie pozwoli". Nie jestem też pewien, czy chodzi o ten sam elektorat, który miał nie pozwolić na wymianę Beaty Szydło. Mam za to wrażenie, że elektorat (każdy) może zmieniać zdanie, podążać za liderem, a także być przez lidera uwiedziony i namówiony do rzeczy, na które "na pewno elektorat miał nie pozwolić".

Komisarze od Brudzińskiego

Redaktor Skwieciński twierdzi, że żadne fałszerstwo nie jest możliwe, bo nasz system wyborczy po zmianach "jest najzupełniej w spektrum systemów w pełni demokratycznych". Na pewno? Weźmy chociaż komisarzy wyborczych. Dotychczas było to 50 sędziów, teraz będzie to 100 prawników wskazywanych de facto przez MSWiA, czyli przez pana Brudzińskiego. I ci właśnie komisarze będą ustalać okręgi i obwody do głosowania. Słowem: w rękach ludzi Brudzińskiego będzie decyzja, czy zostawić, jak jest, czy może mały okręg, gdzie PiS zawsze przegrywał, połączyć z okręgiem większym, w którym PiS zwykle wygrywa. Fachowo nazywa się to gerrymandering i PiS przez komisarzy dostał do rąk właśnie takie narzędzie. Komisarzy mają wspierać urzędnicy wyborczy, którzy z kolei… muszą być pracownikami administracji rządowej i samorządowej. Jak dotąd na 5 tysięcy miejsc zgłosiło się całe 70 osób, co oznacza, że pewnie pójdzie prikaz z góry, że dobrze widziane jest przez ministrów, aby podlegli im urzędnicy zgłosili się do obsługi wyborów. Jak państwo myślą, zgłoszą się ci bardziej czy mniej ulegli i podatni na wpływy?

Ważniejsza jest jednak zmiana w Sądzie Najwyższym. Otóż po każdych wyborach zgłaszane są protesty wyborcze. I te protesty rozpatruje Sąd Najwyższy, który może unieważnić wybór danego kandydata czy doprowadzić do powtórki głosowania. O ile jednak do niedawna mieliśmy Sąd Najwyższy, o którego sympatiach politycznych nie wiedzieliśmy prawie nic, o tyle teraz będzie to sąd jak najbardziej PiS-owski, tak jak PiS-owskie są Trybunał Konstytucyjny czy KRS. Mam nadzieję, że chociaż w tym aspekcie kadrowym możemy się zgodzić z red. Skwiecińskim. I teraz ten PiS-owski Sąd Najwyższy będzie rozstrzygał, czy wybór kandydata X albo Y jednak był ważny, czy może raczej powtórzyć głosowanie, bo członkowie Klubu „Gazety Polskiej” zgłosili protesty. 

Drobne fałszerstwa zamiast jednego dużego

Wszystkie powyższe przykłady nie oznaczają oczywiście, że PiS wybory absolutnie sfałszuje, że dorzuci ileś ton nowych głosów. Owszem, władza, która nie potrafi zmienić opon w limuzynie albo wrzucić do netu filmiku z przetłumaczonym przemówieniem premiera, raczej powszechnie wyborów nie sfałszuje, bo to ją po prostu przerasta. Ale w pojedynczych przypadkach jest w stanie zmienić pod siebie okręgi do głosowania. Unieważnić wybór nielubianego polityka tylko po to, by zaraz postawić mu zarzuty karne. Powtórzyć wybory, gdy te są minimalne przegrane, bo upojony sondażami elektorat PiS akurat nie stawił się przy urnach. 

Wreszcie oddzielnym kazusem jest sprawa PKW. Przy tej skali zmian (choćby owych 28 tysiącach kamer do nagrywania) jest dość prawdopodobne, że wybory zakończą się organizacyjnym skandalem. I będzie trzeba znaleźć winnego, którym zostanie, rzecz jasna, Państwowa Komisja Wyborcza. A stąd już tylko krok do piotrowiczowego "przywracania ładu konstytucyjnego", czyli obsadzania PKW swoimi funkcjonariuszami. A gdy ma się już PKW i jednocześnie Sąd Najwyższy, to ma się też najważniejszy bat na wszystkie partie polityczne w Polsce, czyli przyjmowanie i odrzucanie sprawozdań finansowych. A to, zwłaszcza dla niewygodnych dla PiS tuż-ponad-progowych partii być albo nie być.

PiS przypomina trochę drużynę piłkarską, która najgłośniej krzyczy, że mecz jest sprzedany, chociaż sama ma sprzyjającego jej sędziego. A gdy ktoś to podniesie, różni Skwiecińscy gardłują, że o co chodzi, przecież sędzia nie strzela bramek. Owszem, nie strzela, ale ma gwizdek i to on podnosi chorągiewkę.

Od redakcji: W ramach cyklu "Suma waszych strachów" Piotr Skwieciński, publicysta prawicowego tygodnika "Sieci", dekonstruuje lęki obozu anty-PiS-owskiego. Kolejne odcinki publikujemy w czwartki. I cały czas czekamy na Wasze listy-felietony i polemiki pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl

Hermeliński pokazuje niebezpieczną zmianę, która może wpłynąć na wyniki wyborów

Więcej o: