Galopujący Major: PiS nie chodzi o żadne wyrównywanie nierówności, tylko o to, żeby oni teraz byli górą

Wbrew marzeniom Rafała Wosia i całej lewicy wyborcy PiS wcale nie chcą tu żadnej progresywnej Skandynawii. Nie chcą uzwiązkowienia i - broń Boże - wyższych podatków. Oni chcą III RP, tyle że dla siebie

Rafał Woś w Gazeta.pl napisał już dwa teksty, w których chwali PiS za rzekomą postępowość w sprawach ekonomicznych (chodzi o teksty „W ekonomii PiS jest bardziej nowoczesny niż Nowoczesna" oraz „Anty-PiS to skrajna konserwa"). Woś twierdzi, że PiS-owcy – w przeciwieństwie do radykalnie konserwatywnych liberałów z opozycji – przynajmniej przeczytali książki ekonomiczne, które dyskutowane są na Zachodzie.

Przyznam się, że nie wiem, co i czy cokolwiek czytali Brudziński, Błaszczak, Karczewski, Ziobro i Jarosław Kaczyński. Wiem natomiast, że kto czytał „Co z tym Kansas?” Thomasa Franka, ten doskonale rozumie kategorię politycznego backlashu. I na naszych oczach taki właśnie backlash się dzieje. Sprowadza się do smutnej konstatacji, że antyelitaryzm PiS (i retoryczna krytyka neoliberalizmu) jest nie żadną jutrzenką postępowej zmiany, ale parawanem, za którym PiS zrealizować może swoje największe marzenie: zostać III RP w wersji 2.0. Przecież cała ta partia, od Jarosława Kaczyńskiego przez Dudę, Glińskiego, Jakiego po Gowina, opiera się nie na heroldach lewicowej zmiany, ale politykach kiedyś odrzuconych przez tzw. salon. Ich myślenie wcale się nie zmieniło, tak jak nie zmieniło się myślenie premiera Morawieckiego dobrze zakotwiczonego zarówno u Tuska, jak i u Kaczyńskiego. Przedstawiona przez Rafała Wosia koncepcja postępowego w kwestiach ekonomicznych PiS i konserwatywnej opozycji kompletnie zawodzi, zwłaszcza po dwóch latach tych rządów, gdy widać, że przełamanie imposybilizmu wcale nie musi oznaczać progresywnej, wosiowej zmiany. A jedynie zamianę aktorów i dekoracji.

Polska jako jedna wielka strefa ekonomiczna

Że PiS nie jest progresywny widać już jak na dłoni. Czasami pęd ku władzy popycha ich ku rzeczywistej dobrej zmianie, czasami ku zmianie dobrej, ale tylko dla własnej, właśnie formowanej elity. Znamienne, że w dwóch felietonach red. Woś nie potrafił wymienić tych wielu, rzekomo postępowych działań PiS. Stanęło jak zawsze na 500+, a więc na projekcie sprzed ponad dwóch lat, i repolonizacji banków. Tyle że owa repolonizacja oznacza nic innego jak zapłacenie grubych milionów zagranicznym spółkom w momencie, gdy te akurat potrzebowały sprzedać aktywa, a nikt nie się nie zgłaszał. Z punktu widzenia puli stanowisk i reklam w partyjnych mediach być może coś to zmieniło, ale z punktu widzenia polskiego klienta banku – niewiele. Podatek bankowy solidarnie przerzuciły na niego banki i polskie, i zagraniczne.

Miała być pomoc frankowiczom, a jest propozycja zrobienia z Polski jednej wielkiej strefy ekonomicznej. Miały być konkursy na stanowiska, a jest PiS-owska szarańcza oplatająca spółki i spółeczki. Miały być sądy szybsze i bardziej sprawiedliwe, a jest Ziobrowska kasta koleżanek i kolegów. Poza 500+ partia Kaczyńskiego niczego nie poprawiła, potrafiła nawet odmówić wypłaty dodatków opiekunom osób niepełnosprawnych, nie mówiąc o pomysłach pozbawienia tychże niepełnosprawnych głosu.  

Ba, w niektórych obszarach jest nawet gorzej. Pal licho katastrofę w polityce zagranicznej, ale wyrzucanie związkowców z polskiego radia za niepartyjne poglądy czy najnowsze projekty osłabiania lokalnych związków zawodowych to tylko przykłady pierwsze z brzegu. Zwiększanie czasu pracy, prawo do opóźnianie wypłaty nadgodzin to z kolei niektóre pomysły komisji kodyfikacyjnej, pracującej pod nadzorem nie byle kogo, bo wiceministra tego rządu. O nękaniu zwykłego obywatela przez aparat władzy aż przykro pisać, wystarczy poczytać jak najbardziej postępowego Rzecznika Praw Obywatelskich.

Żebyśmy teraz my byli górą

Nepotyzm, krótkowzroczność, zachłanność, pogarda, ignorancja i kłamstwa – wszystkie te grzechy III RP są przez obecny rząd twórczo rozwijane, bo przecież, podobnie jak rząd Tuska, nie mają z kim przegrać. Widzą to już nie tylko obiegowi (i nudni) krytycy rządu, ale też dawni PiS-owscy towarzysze jak Marcin Mastalarek. Nie widzi tego tylko redaktor Woś toczący wojnę z dawno pokonaną już Nowoczesną. Przecież 500+ przyjął już do programu nawet Schetyna. 

Ktoś powie, że przecież wyborcom to się podoba. No właśnie! Jak pokazują głośne badania Gduli w Miastku, ci wyborcy – wbrew marzeniom Rafała Wosia i całej lewicy – wcale nie chcą tu żadnej progresywnej Skandynawii. Nie chcą uzwiązkowienia i – broń Boże – wyższych podatków. Oni chcą III RP, tyle że dla siebie. Owszem, postrzegają III RP jako kraj niesprawiedliwości społecznej i tak, chcą nowego i sprawiedliwego rozdania. Tyle że postrzegają sprawiedliwe rozdanie nie jako progresywne reformy, ale jako przejęcie przywilejów tych, którzy ich symbolicznie gnębili. Chodzi więc nie o żadne wyrównywanie nierówności, tylko o to, żebyśmy my teraz na moment byli górą, a oni dołem.

PiS to doskonale odczytał, i to nie z żadnych książek, ale tych setek godzin spotkań z wyborcami, dla których lewactwo i komunizm oznaczają wszelkie, wciąż nieuświadomione, nie tylko neoliberalne krzywdy.

Byliśmy głupi – mówią dziś ojcowie III RP, wspominając swoje niedociągnięcia i zaniechania. Oby za kilka lat niektórzy nie musieli za nimi powtarzać, wstydząc się kredytu zaufania, który swoim autorytetem w ciemno podżyrowali obecnemu rządowi. 

Frasyniuk: Nie wolno się bać. Prokuratorzy stanu wojennego zapisali się źle w historii, obecni funkcjonariusze też odejdą w niesławie

Więcej o: