Prof. Hartman: Cham to cham, a idiota to idiota. Będziemy to mówić na przekór lecącemu błotu i ślinie

Walicie nas, inteligentów, po gębach, bo to bezpieczne i nikt się nie odwinie. Troszkę pokory, wy, którzy ośmielacie się obrażać ludzi kulturalnych i oskarżać ich o pychę.
"Cham wszedł na salony i głosuje na PiS". "Polak pokazał mordę Edka". "Naród dał się kupić za 500 plus i ma w nosie państwo prawa". Kolejne wywiady z polskimi inteligentami - pisarzami, aktorami - pełne są takich wyznań. Czy to trafne diagnozy? A może wyraz frustracji i kompletnego oderwania elit od rzeczywistości? Po tekstach Rafała Wosia i Galopującego Majora poprosiliśmy o ostrą polemikę prof. Jana Hartmana, filozofa, działacza KOD. Wkrótce na gazeta.pl kolejne głosy

Zalewa nas fala hejtu. Nas, czyli ludzi kulturalnych i inteligentnych, a w dodatku mających odwagę publicznie piętnować faszyzm, agresję i ksenofobię. Podobno nie rozumiemy prostego człowieka, który poprzez ksenofobię manifestuje swoje słuszne poczucie wykluczenia z prosperity klasy średniej. Podobno zwykłymi ludźmi pogardzamy, nazywając ich „klasami niższymi”. Spektakularnym przykładem takiej połajanki jest artykuł Rafała Wosia.

Woś pisze: „Gdyby walący w PiS maczugą ksenofobii popatrzyli przez sekundę w lustro, to mogliby się samych siebie nielicho wystraszyć. Bo zobaczyliby tam inny rodzaj ksenofoba. To znaczy wojującego klasistę. Równie obrzydliwego, co rasista. Jeden powie, że >>murzyn<< i >>ciapaty<< są z natury głupsi i mniej cywilizowani. Drugi powie to samo o >>ciemnogrodzie<<, >>nieoświeconym plebsie<< czy >>kibolach<<”.

Jak rozumiem, dla Rafała Wosia wcale nie jest oczywiste, że osoby o ciemnym kolorze skóry nie są z natury głupsze od osób o jasnej karnacji, ani też nie jest oczywiste, że osoby noszące transparenty „Europa będzie biała albo bezludna” są mniej cywilizowane niż osoby protestujące przeciwko rasizmowi. Jeszcze chwila, a w swoim zapale do zwalczania „klasizmu” tak się Woś zapamięta, że zostanie ulubieńcem narodowców.

Hartmany i inne chamy

W tym samym duchu wypowiada się Galopujący Major. W artykule „Polski chamie, klęknij przed polskim panem” demaskuje inteligentów, którym figura „chama”pozwala poczuć się lepiej i ławo zrekompensować sobie własne frustracje.

Major: „Figura chama pozwala się dowartościować. Może i przegraliśmy władzę, może i demolują nam nasze Trzeciorzeczpospolitowe mieszkanko, ale nadal zostaną chamami. Figura chama pozwala też wziąć odwet za ciągłe batożenie prawdziwymi i urojonymi winami III RP”.

Czy z faktu, że „cham” jest jakimś toposem czy figurą dyskursu elit i że elity te są sfrustrowane i rozgoryczone, wynika że nie ma chamów, a frustracja i rozgoryczenie nie są słuszne i zrozumiałe? Albo że flirtowanie PiS z chamem nie służy utwierdzeniu antydemokratycznych posunięć władzy? Czy mam uwierzyć, że Galopujący Major, z pewnością inteligent, nie widzi wokół siebie chamstwa bądź z nim sympatyzuje? Po co więc ta cała zgrywa? Chyba tylko po to, by się powymądrzać, serwując nam figurę „chama-Hartmana” (Major zaczepia mnie w swoim artykule personalnie), który jest chamem prawdziwszym i bardziej godnym napiętnowania, bo prześladuje Bogu ducha winnego „chama wyimaginowanego”. No, na tym można dziś śmiało zrobić doktorat z socjologii. Proponuję tytuł „Hartmanizacja elit. Ukryte mechanizmy wykluczenia w dyskursie środowisk inteligencji wielkomiejskiej”. „Krytyka Polityczna” zapewne chętnie wyda to drukiem.

Idiota to idiota. Po co udawać?

No to teraz, pozwólcie, ja. Nawet bez „k…”, ale z akcentem na „ja”. Ja, Hartman, polski inteligent, gardzący chamstwem, jeden z wielu „chamów-hartmanów”. Przeczytajcie, co poniżej i starajcie się zrozumieć, pomimo całej dla mnie pogardy.

Chodzi po świecie cała masa idiotów i chamów, czyli ludzi pozbawionych wykształcenia, mało inteligentnych, a jednocześnie aroganckich, pewnych siebie, nieuczciwych i nieliczących się z uczuciami innych ludzi. Co więcej, takich ludzi jest znacznie więcej, niż osób szlachetnych, wykształconych, kulturalnych i inteligentnych. Idioci i chamy również głosują i najczęściej wybierają podobnych do siebie albo niewiele lepszych. Ich egoizm i chciwość pozbawione są skrupułów, a dobre samopoczucie, połączone z pogardą dla innych niż oni sami, niewzruszone. Prawda? Prawda. Nie ma z czym dyskutować. Każdy to wie, a jak udaje że nie wie, to robi z siebie idiotę.

Demokracja daje władzę większości, a większość jest, jak to większość, statystycznie mierna. Bardzo to frustrujące. Cóż, taka jest cena demokracji. Czy z tego powodu należy ją porzucić albo zrezygnować z polityki równości? Ależ skąd! Demokracja i równość mają niepodważalne podstawy moralne i żadne ich negatywne społecznie skutki nie mogą usprawiedliwiać dyskryminacji, autorytaryzmu ani uprzywilejowania (na szczęście istniejących jeszcze) elit społecznych. I to wcale nie dlatego, że nie ma takiej instancji, która mogłaby ocenić, kto jest głupi i zły, a kto mądry i uczciwy (to akurat nie jest wielka sztuka), lecz dlatego, że prostak i głupiec zasługuje na równe prawa z tymi wszystkimi, którymi sam pogardza, nauczony przez populistów szczekania na mądrzejszych od siebie. I jest rzeczą elit, aby wbrew pleniącej się bucie i prostactwu strzec wartości demokratycznych i społecznej równości, dając również chamom i prostakom kolejne szanse na kontakt z wiedzą i kulturą. Taka jest misja demokratycznych elit i muszą ją wypełniać, na przekór lecącemu błotu i ślinie. My, Hartmany, bierzemy to na siebie i wcale nie jest tak, że błoto i ślina spływa po nas jak po kaczkach. Jest nam przykro i smutno, gdy się nas obraża i wyszydza, bo szanujemy innych ludzi – także niemądrych i przemądrzałych. Ale będziemy robić swoje, a wy nadal nam mówcie, że jesteśmy pyszałkami i pogrobowcami pseudoelit. Nie jesteśmy – i nasi przyjaciele wiedzą to doskonale. To nam musi wystarczyć…

Walicie w elity, bo to bezpieczne

Słowo „elita” pisze się już dzisiaj niemal zawsze w cudzysłowie. Pogarda dla elit, negowanie wszelkich hierarchii społecznych, kulturalnych, intelektualnych i moralnych, stały się w naszych czasach nakazem moralności publicznej, a jedyną bodaj kategorią osób, które można publicznie obrażać i piętnować, wykluczać i poniżać, są ci, którzy mają czelność naruszyć egalitarne tabu i wspomnieć coś o elitach, o lepszych i gorszych (bez cudzysłowu).

Cała energia wykluczania i resentymentu skupia się dziś na inteligentach, którym wymsknie się niepoprawne słówko, wyrażające zniecierpliwienie, irytację czy frustrację. Zwłaszcza to ostatnie jest w oczach rycerzy antyelitaryzmu godne najwyższej pogardy, pogardy napawającej się własną bezkarnością, jak dawniej słodko bezkarny był rasizm i seksizm. W dodatku najbardziej zajadli w sekowaniu każdego sfrustrowanego „jajogłowego” są jego klasowi pobratymcy – to inteligencja przecież wymyśliła dogmatyczny, wojujący egalitaryzm, a jej ogólne tchórzostwo i drobnomieszczański oportunizm nauczyły ją kierować ostrze swojej złości na samą siebie – bo tak jest bezpiecznie.

Zaiste, wydrwiwanie zarozumiałych Hartmanów daje i satysfakcję, i pewność, że uzyskane tą drogą poczucie satysfakcji i świętej racji nie zostanie podważone. Poklask zapewniony – zwłaszcza pośród tych, którzy nie umieli zrealizować swych ambicji w inny sposób niż deprecjonując innych, którzy faktycznie coś osiągnęli. Mechanizm ten, zwany w filozofii społecznej resentymentem, już sto lat temu dokładnie opisali Nietzsche, Weber, Scheler i inni. Trochę wstyd być jego klinicznym przypadkiem.

Dudnienie nie jest filharmonią

Nie da się zakłamać różnic między ludźmi – ktoś ma dorobek i osiągnięcia, a ktoś jeszcze nie. Ktoś ma autorytet, a ktoś inny kompensuje sobie brak autorytetu i znaczenia pogardą dla autorytetów. Zresztą, co ja będę mówił… Każdy to wie, tak jak każdy wie, że nieuk i dureń nie jest mędrcem, rzępolenie i dudnienie nie jest filharmonią, partyjniactwo i kolesiostwo nie jest służbą publiczną, a pijackie ryki nie są kulturą osobistą, nawet „inną”.

Ci co mają gęby pełne frazesów o tolerancji i wolności od uprzedzeń najczęściej sami mają największe z tym kłopoty. Bo nie wiedzą, że egalitaryzm i otwartość nie może oznaczać nieodróżniania chamstwa od kultury, podłości od szlachetności, artyzmu od chałtury, nieuctwa od wykształcenia. I nie wiedzą, że wolność to także wolność nazywania rzeczy po imieniu – na przykład nazywania chama chamem.

Troszkę pokory, wy, którzy ośmielacie się obrażać ludzi kulturalnych i oskarżać ich o pychę.