Listy od czytelników publikowane w Gazeta.pl nie odzwierciedlają stanowiska redakcji. Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl
Mam 34 lata, za sobą studia stacjonarne na państwowej uczelni, podyplomowe oraz kursy. Myślę, że poziom mojego wykształcenia jest na poziomie wykształcenia nauczyciela, chociaż nie bałabym się stwierdzić, że na wyższym. Jako studentka uniwersytetu pamiętam, że wszyscy uważali studia pedagogiczne za jedne z łatwiejszych. A na studia typu filologia polska, matematyka, fizyka szli najgorsi abiturienci liceum.
Tyle tytułem wstępu. Zarabiam obecnie ok. 2800 zł netto, pracując ok. 180 godzin miesięcznie, ponieważ w każdym miesiącu mam nadgodziny. Praca z trudnym klientem, praca z różnym szczeblem pracowników. Urlopu mam dwa tygodnie w roku. W pozostałym okresie na urlop nie chodzę, bo kończyłoby się to zaległościami w pracy, do których nie możemy dopuścić. Nie choruję z tych samych powodów. Jestem zmęczona i zestresowana. Zmiana pracy nie uleczy sytuacji, ponieważ wszędzie tak jest, wszędzie ludzie zarabiają w granicach 2500 zł.
Dlatego mam żal do nauczycieli. Są oderwani od rzeczywistości. Co oni sobie wyobrażają? Że tylko oni mało zarabiają i że tylko ich praca jest potrzebna społeczeństwu? Niestety tak wygląda praca w Polsce, w każdej grupie zawodowej. Nauczyciele mają luksus, bo mają związki zawodowe za sobą, a ja u "prywaciarza" mogę sobie pomarzyć o strajku. Mam żal, bo wiem, że jak zadzwonię do pracodawcy z informacją, że przedszkole zamknięte i nie mam z kim dziecka zostawić, to odpowie "nie interesuje mnie to". Mam żal, że uważają, że im się należy więcej za pracę. Wszystkim się więcej należy, ale inni mogą sobie pomarzyć o takiej formie protestu. Tu jest Polska, tu się tyle pracuje i tyle zarabia. Jesteśmy ciężko pracującym narodem. Jasne, że wszyscy możemy rozpocząć strajk. Nauczyciele będą sobie mogli strajkować, a mnie zwolnią.
A drugim powodem, dla którego mam żal do nauczycieli, jest fakt, że sama chodziłam do szkoły i niestety w całej mojej edukacji przez 12 lat (podstawówka plus liceum) trafiłam tylko na jednego nauczyciela z prawdziwego zdarzenia. Reszta to byli słabeusze z wiecznym fochem, wyżywający się na swoich uczniach, bez empatii oraz prawdziwe nieroby. Nie wspomnę o tym, że niedouczeni.
Mam do tego stopnia złe wspomnienia ze szkoły, że gdy wchodzę na jej teren odebrać dziecko, to mam ciarki na całym ciele. Byłam dobrą uczennicą, ale słabą psychicznie, typem ofiary, co wykorzystywali uczniowie, a nauczyciele nie reagowali. Ci sami nauczyciele uczą do tej pory i wątpię, że nagle zmienili się w wielkich wychowawców narodu, młodego pokolenia.
Dlatego nie popieram tego strajku, nie dałabym im złamanego grosza więcej. Jestem w stanie wymienić kilka grup zawodowych, którym lepsza płaca należy się bardziej niż nauczycielom. Poza tym, co zmieni 1000 zł więcej? Pracy ubędzie, uczniowie będą bardziej grzeczni, rodzice będą lepiej współpracować?