Nasza Czytelniczka odpowiada na cykl "Klasa średnia chce się grodzić", w ramach którego dziś ukazał się kolejny już tekst.
***
Mieszkałam na jednym z mokotowskich "ekskluzywnych" osiedli. Miejsce na auto w garażu podziemnym, rowerownia, komórka lokatorska, piękne marmury i piaskowiec. Ochrona wita przy wejściu. Spełnienie marzeń? Nie do końca. Wcale nie czułam się tam dobrze. Bo tylko częściowo należałam do tamtejszego społeczeństwa. 60 proc. mieszkań na moim "ekskluzywnym" osiedlu było wynajętych. My się nie znaliśmy, nikt nie czuł takiej potrzeby. Lokatorzy w poszczególnych mieszkaniach zmieniali się po roku. Mówiliśmy sobie "dzień dobry" i szliśmy dalej. Ja chciałabym znać sąsiadów, czasem wypić z nimi herbatę, porozmawiać o filmach czy książkach i mieć kogoś, kto wpuści mnie do siebie, kiedy zgubię klucze, wracając do domu w nocy. Moje osiedle było prawie w centrum miasta, ale trochę tak na uboczu. Cała ulica ogrodzonych budynków, zaprojektowanych przez najbardziej znane biura projektowe i modna restauracja pośrodku. Wszyscy ludzie ubrani na jedną modłę, w te same markowe ciuchy.
Odwiedzając moją dobrą znajomą w kamiennicy na Ochocie usłyszałam od niej: "Lubię tutaj mieszkać, bo to takie połączenie patologii, intelektualistów i ludzi normalnych". Teraz - podobnie jak ona - mieszkam w kamienicy. Rodziny mieszkają tutaj od pokoleń. Wystarczy pójść na spacer do parku, aby zobaczyć, że ludzie się znają i rozmawiają ze sobą, a ich psy bawią się wspólnie. Klatki wcale nie są obsikane, a "lokalsi" nie ukradli mi komórki i portfela.
Dałam się nabrać na stereotyp wszędzie panoszącej się patologii. Dziwna Pani przeganiająca gołębie na balkonie obok nie jest patologią. Jest po prostu dziwna i dodaje miejskiego kolorytu. I podejrzewam, że jak znowu zgubię klucze, istnieje szansa, że ona mnie wpuści do siebie w środku nocy. Pierwszego dnia studenci z parteru, którzy słuchali Dawida Podsiadło zaprosili mnie na czerwone wino. Tzw. dres z zakładu fryzjerskiego pomógł z rowerem. I wcale go nie ukradł. Czy to jest ta patologia, której tak się bałam?
Aleksandra Szczerbań
Na Wasze opinie czekamy pod adresem listydoredakcji@gazeta.pl