Żyję, mając świadomość, że za ścianą siedzi sobie niepracująca rozkoszna Wanessa, matka Dżesiki [LIST]

W naszym cyklu "Klasa średnia chce się grodzić" dyskutujemy o tzw. miksie społecznym. Pani Joanna odpowiada na tekst Grzegorza Sroczyńskiego.

***

Dzień dobry!

Tekst pana Sroczyńskiego o klasie średniej skłonił mnie do napisania do Państwa, ponieważ dawno nie widziałam tekstu tak jednostronnego i utrwalającego szkodliwe stereotypy.

Przyznam szczerze, że od dawna denerwuje mnie moja własna przynależność do tej nieszczęsnej klasy średniej, która w zasadzie ma jedynie obowiązki, natomiast żadnych praw, nawet – jak się okazuje na podstawie listu pana Sroczyńskiego – do wyboru miejsca zamieszkania. Pracujący i odprowadzający podatki w stolicy przedstawiciel średnio zamożnej klasy średniej w zasadzie należy do grupy przegranych. Dojnych krów i dostarczycieli podatków. Na spokojne życie jesteśmy za biedni, na jakąkolwiek pomoc ze strony Państwa – za bogaci. Becikowe mi się nie należało, bo jestem zbyt bogata. W rekrutacji do żłobka moje dziecko było na 590 miejscu na 60 możliwych, ponieważ mieszkałam wówczas na warszawskim Targówku, a pierwsi w kolejce są dzieci rodzin ubogich i zagrożonych patologią, nawet jeśli matka nie pracuje i mogłaby się sama opiekować swoim dzieckiem. Czy dostałam wsparcie z tytułu Warszawskiego Bonu Żłobkowego? Jak możecie się domyślać – jestem zbyt bogata. Na 500+? Jestem zbyt bogata.

Tym samym od 2 lat borykam się z wiązaniem końca z końcem, aby opłacić prywatny żłobek i dodatkowo opiekunkę, która przychodzi awaryjnie, gdy mąż wyjeżdża, a ja pracuję do 21. Żyję, mając świadomość, że gdy ja wychodzę z domu o 7, wlokąc biedne dziecko do żłobka, za ścianą siedzi sobie niepracująca rozkoszna Wanessa, matka Dżesiki. Dla której dziecka znalazło się miejsce w państwowym żłobku, bo przecież są ubodzy i „niewydolni opiekuńczo”.

Obecnie czekam na wyniki rekrutacji do przedszkola państwowego. Na podstawie kryteriów wychodzi mi 56 punktów plus jakieś 0,2-0,3 za kryterium dochodowe. Szanse na przyjęcie mamy więc czysto iluzoryczne, zwłaszcza że liczbę miejsc i tak już żałosną uszczupliło dodatkowo pozostawienie w przedszkolach 6-latków (dziękujemy PiS), i ponieważ nadal jestem w kolejce za wszystkimi „samotnymi” matkami. Należy zatem pogodzić się z kolejnymi latami opłacania przedszkola prywatnego, przynajmniej do chwili, aż moje dziecko szczęśliwie dostanie się do podstawówki. Już na tym okropnym i inkryminowanym Miasteczku Wilanów.

Gdzie nie wybierałam mieszkania pod kątem wysokości płotu, ale pod kątem tego, że jeśli moje dziecko nie dostanie się do przedszkola, to przynajmniej dlatego, że zarabiam 50 złotych więcej niż inni rodzice. A nie dlatego, że mieszkają w lokum komunalnym, które utrzymują za zapomogi, nie pracują i nadal blokują miejsca w państwowych przedszkolach biednym, ciężko pracującym ludziom.

I naprawdę nie dziwcie się tym, którzy nie chcą, by ich dziecko przesiadywało w jednej ławce z dzieckiem, które rodzice nauczyli, że ciężko pracują tylko frajerzy, a nam się należy. Dzieci osób, które nie muszą oszczędzać przez rok na wakacje, bo ich dzieci zostaną wysłane za darmo na kolonie w ramach jakiejś akcji społecznej. Które dostaną za darmo wyprawkę, szlachetną paczkę, 500+ i kilka jeszcze innych świadczeń. A później w szkole będą prezentować postawę: „Co ja się będę uczyć, a moim rodzicom to źle?”.

Pozdrawiam,

Joanna