Syn dzieli się wiedzą z dziećmi, które nazywacie "klasą niższą". W zamian słyszy "zjeżdżaj, inteligencie". A ja tłumaczę [LIST]

W odpowiedzi na nasz cykl "Klasa średnia chce się grodzić", pani Agnieszka z Łodzi pisze: "Mam mieszane uczucia. Z jednej strony macie rację, na pewno w wielu miejscach tak to właśnie wygląda, z drugiej - ja tego nie widzę wokół siebie." I opowiada własną historię.

W naszym cyklu "Klasa średnia chce się grodzić" dyskutujemy o tzw. miksie społecznym. Dziś ukazał się tekst, dotyczący polskiej szkoły: "Klasa średnia próbuje wypchnąć ze szkół "gorsze" dzieci To wszystkim zaszkodzi". Pani Agnieszka odpowiada na na niego.

***

Dzień dobry,

Jestem mamą dwójki przedszkolaków, typową pracownicą korporacji na szczeblu managerskim, żoną programisty powoli rozkręcającego własny biznes. Oboje pochodzimy z rodzin inteligenckich, gdzie rodzice i dziadkowie przynajmniej z jednej strony u każdego z nas są magistrami, inżynierami, doktorami.

Mieszkamy w sypialnianej dzielnicy Łodzi, w wieżowcu, w mieszkaniu na kredyt, spłacanym regularnie, bez większych trudności. Dzieciaki chodzą do najbliższego przedszkola, bawią się na lokalnym placu zabaw. Są ciekawskie, fascynują je dinozaury, ludzkie ciało, ekosystem, zjawiska atmosferyczne - słowem wszystko, co nas otacza. Zadają miliony pytań, a my szukamy zawsze jak najlepszych odpowiedzi, które będą dla nich zrozumiałe. Ostatnio ich konikiem jest mitologia nordycka w wersji light, bez bebechów, jedynie oszustwa Lokiego. Efekt? Sześcioletni syn opowiada o swoich odkryciach kolegom na placu zabaw, równolatkom, zdecydowanie ze środowiska, które nazywacie "klasą niższą", a w zamian słyszy "zjeżdżaj, inteligencie". Potem moją rolą jest wytłumaczyć dziecku, że ma rację, inteligent to ktoś mądry, a nie obelga.

Pomimo takich scenek, zachęcamy dzieciaki do zabawy z każdym, bez względu na kolor skóry czy pochodzenie społeczne. Wiemy, że w grupach naszych bąbli są takie dzieci, które nie zawsze mogą sobie pozwolić na każdą dodatkową atrakcję, więc zadeklarowaliśmy opiekunkom, że gdyby nie wystarczyło pieniędzy na czyjś udział, to dołożymy. Pracujemy w dobrych firmach, więc czemu nie? Dla nas to nie są zawrotne kwoty, a jakieś dziecko będzie mogło wziąć udział w kolejnym przedstawieniu, nauczyć się czegoś i nie czuć się odrzucone.

Mamy w okolicy dwie szkoły podstawowe. Wybierzemy większą, państwową, bo ma basen i kilka sal sportowych,a poza tym dobrą kadrę. Absolutnie nie bierzemy pod uwagę szkoły prywatnej, bo nie chcemy wychować dzieci w przekonaniu, że pieniądze dają im wyższą pozycję i prawo poniżania osób, których rodzice również ciężko pracują, ale mają inne kompetencje i niższą pensję.

Ba, mamy psa ze schroniska, marzymy o drugim, również adoptowanym, wyglądem odległym od jakiejkolwiek rasy poza swoją własną. Jeździmy samochodem z salonu, ale nie z górnej półki, tylko takim, który daje rozsądny stosunek ceny do jakości. Tego uczymy dzieci - nie szpanuj kasą, tylko myśl, wyciągaj wnioski, zadawaj pytania, szanuj swoją i cudzą pracę, szanuj innych.

Prawdę mówiąc mam bardzo mieszane uczucia wobec Waszych tekstów - z jednej strony macie rację, bo na pewno w wielu miejscach tak właśnie wygląda obecna sytuacja, z drugiej ja tego nie widzę wokół siebie. Dzieci moich znajomych też chodzą do zwykłych przedszkoli i szkół, też się mieszają bez większego problemu. Jeśli trafiają do dobrych szkół, to zdecydowanie do państwowych, dzięki ciężkiej pracy i wiedzy.

Z pozdrowieniami

Agnieszka

***

Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl