"Ja chciałem o hipokryzji. Ten temat już ostatnio był podnoszony. Rudnicki, Owsiak i tak dalej. Różne historie też zdarzyło mi się opowiadać o kobietach. Ale myślę, że nawet w najgorszych momentach zdawałem sobie sprawę, że nazwanie w żarcie obcej kobiety k****, albo innej obcej kobiecie sugerowanie seksu, jako remedium na różne problemy, może zostać odebrane jako buractwo (inaczej - to po prostu jest buractwo). I jako seksizm. I jako molestowanie. I porównywanie tego z żarcikami barowymi między dwójką znajomych jest nie na miejscu.
Nie trzeba mieć połowy intelektu pana Rudnickiego, żeby skumać, że bronienie takich zachowań, to strzelanie w stopę całemu ruchowi. To plucie w twarz osobom, które lata walczą o zmiany w postrzeganiu, w języku, w prawie, w zwyczajach. Ludziom, którzy walczą o równość i szanowanie drugiego człowieka.
I czy to takie wielkie halo, ten tekst Rudnickiego? Nie, żadne halo. Halo to dla mnie bronienie tego zachowania. W moim wyidealizowanym świecie sytuacja rozwiązałaby się w trzy sekundy. Oskarżony o molestowanie/seksizm powiedziałby: “Bardzo przepraszam. Zupełnie nie wyczułem wtedy granicy. W zasadzie nie miałem co wyczuwać - nie znaliśmy się. Zachowałem się źle, wyraziłem okropnie. To nie przystoi”. End of story. Inni kolesie niech się uczą. A co dostaliśmy? Prześmiewanie. Bronienie. Bo kolega. Bo inteligentny. Bo lubi żartować. Bo pisarz. Nie da się tego czytać.
Mierzcie, proszę, lewicowe poglądy tą samą miarą, co prawicowe. Nie zakrzywiajcie rzeczywistości na korzyść waszych autorytetów, kolegów, współpracowników. To prędzej czy później się zemści. I pamiętajcie: dobry przyjaciel, to nie ten, co poklepie po plecach, gdy źle robimy." - napisał Bartosz Mindewicz
Zobacz także: Obrończynie dobrego imienia Janusza Rudnickiego, stoicie po złej stronie [OPINIA]
listydoredakcji@gazeta.pl Gazeta.pl