Po publikacji listu pani Katarzyny ("Jestem urzędniczką. Zgłosiłam w pracy molestowanie i mobbing. Zrobiono ze mnie przestępcę") zalaliście nas wiadomościami - dziś publikujemy jedną z nich, przedstawiającą męski punkt widzenia. - Również przychodziłem przez mobbing, który zgłosiłem swoim przełożonym dwa razy - pisze Tomasz.
Jak skończyła się ta sprawa? - Za pierwszym razem usłyszałem "porozmawiamy z tym pracownikiem". Drugi raz, zostałem poproszony o podejście do biura przełożonej i usłyszałem "u mnie na dziale nie ma mobbingu, nie istnieje coś takiego". Nie wiedziałem co powiedzieć, szczególnie że również po chwili przyszła osoba, z którą miałem problem. Zaczęła obstawiać farsę: początkowo krzyczeć, że nie rozumie, o co mi chodzi, potem płakać, że ma ciężki los i czemu to jeszcze spotkało ją trafienie na dywanik "za niewinność". Lubię chodzić do teatru, ale po co mi to w pracy?
Usłyszałem również (od przełożonej), że może powinienem się zastanowić czy może nie mam problemów ze "stabilnością psychiczną". Warto dodać, że cała rozmowa wyglądała w ten sposób, że ze spokojem odpowiadałem na pytania i rzeczy, które mi niesłusznie narzucano, a druga osoba krzyczała.
Za mną stawili się pracownicy. Każdy stał po mojej stronie, tylko nie moje przełożone. Nie było nawet notatek z spotkania, a pracownikom zalecono o tym nie rozmawiać.
Zobacz także: "Jestem kobietą i mam gdzieś Czarny Protest. Mam nadzieję, że PiS nie odejdzie od władzy"
Chciałbym się też odnieść się do słów pani Katarzyny o tym, że "mężczyzna zawsze traktowany jest z szacunkiem".
To wcale tak nie jest, nie ma takiej zasady. Po prostu w wielu firmach w Polsce nadal istnieje kolesiostwo, niezależnie od płci. Po prostu zbyt wiele ludzi w tym kraju czuje się i jest bezkarnych.
***
Jakie są Wasze doświadczenia w pracy? Czekamy na opinie: listydoredakcji@gazeta.pl