Od Czarnego protestu mija równo rok. Polki obroniły swoje prawa, jednak 'obrońcy życia' nie składają broni. W Sejmie znów znalazł się projekt zakazujący aborcji. Dlatego kobiety znów wyszły na ulice. Chcą w ten sposób jasno zasygnalizować: "nie odpuszczamy, nie składamy parasolek". My z kolei pytamy nasze Czytelniczki, o to jak żyje się Polkom w 2017 roku. Tym razem swoimi uwagami podzieliła się pani Anna:
Mam 41 lat, od 12 lat jestem wdową. Samotną matką, która ciągle ma w tym kraju pod górkę. Pracuję. Nie umiem żyć na koszt państwa, a ono też nami się nie interesuje.
Mieszkam w Warszawie, zarabiam 2500 zł brutto, z tego muszę utrzymać nas i mieszkanie. ZUS nie przyznał renty rodzinnej synowi (mąż w chwili śmierci był nieubezpieczony, miał zawieszoną działalność gospodarczą). Przez rok brałam zasiłek dla samotnej matki. Później moje dochody trochę wzrosły i przekroczyłam próg.
I tak przekraczam go do dzisiaj. Nic mi się nie należy, 500 plus też, bo i po co, skoro "sobie radzę". Takie jest chyba myślenie wszystkich na ten temat.
Nikogo też nie interesuje to, że żyję w mieszkaniu komunalnym, z elektrycznym ogrzewaniem. Rachunki za zimę równają się z moją pensją. Syn rośnie i też ma swoje potrzeby. Trzeba żyć od kredytu do kredytu, trochę przy pomocy rodziny.
Rząd spycha takich rodziców - jak ja - na margines społeczny. Nawet nie uznaje nas za rodzinę.
Moje dziecko jest widocznie gorszego sortu. Ale tak po prostu ułożyło się nasze życie.
- kończy swój list pani Anna.
***
Chcesz podzielić się z nami swoją opinią na temat tego, jak żyje się kobietom w Polsce w 2017 roku? Na mejle czekamy pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl.