W ostatniej chwili z 240. odcinka serialu "Ojciec Mateusz" wycięto fragmenty dotyczące wyznania i narodowości sprawcy wybuchu - informuje wrocławska "Gazeta Wyborcza".
Wycięto sceny, o których producent serialu Krzysztof Grabowski opowiadał w sobotnim wydaniu wrocławskiej "Gazety Wyborczej". Chodziło o sceny, w których pochodzący z Syrii muzułmanin miał podłożyć ładunek wybuchowy na placu zabaw. Miał to zrobić w ramach zemsty na pracowniku firmy jego teścia, który będąc Arabem ochrzcił swoją córkę.
Jak czytamy w tekście "Gazety Wyborczej", z powodu skrótów widzowie przez chwilę mogą nie wiedzieć o co chodzi, jednak w dalszej części odcinka wszystko staje się jasne.
Propozycję zagrania Szihaba, muzułmanina, który miał być sprawcą zamachu, odrzucił Mikołaj Woubishet, aktor wrocławskiego teatru "Capitol".- To historia, która gra na strachu wobec uchodźców. I uprawomocnia nieprawdziwą tezę: że uchodźcy mogą być, byle chrześcijańscy, bo muzułmanie podkładają ładunki na placach, gdzie bawią się polskie dzieci - tłumaczył we wrocławskiej "Gazecie Wyborczej".
Po zmianach wizerunek postaci Szihaba został złagodzony. Mężczyzna został przedstawiony jako uchodźca z Bliskiego Wschodu, a nie z konkretnego kraju. Jednak zdaniem senatora Marka Borowskiego, wydźwięk serialu jest jasny: że lepiej uchodźców nie przyjmować. "Paskudne" - skomentował polityk.
Obejrzałem „Ojca Mateusza”. Jeden Arab (córkę ochrzcił, sam chyba też katolik) - dobry. Drugi (przywiązany do islamu) - zły bardzo. O. Mateusz robi co może, ale wydźwięk filmu jest jasny: lepiej nie przyjmować uchodźców, bo dwóch będzie ok, ale trzeci na pewno bombkę zmajstruje. Paskudne.
- napisał senator na Twitterze.
Odcinek "Bezpieczna odległość" zaczyna się od informacji, że w Sandomierzu powstanie dom dla uchodźców, w którym docelowo zamieszka 15 rodzin. Pomysł upada z powodu wybuchu na placu zabaw, który wzbudza lęk przed obcymi. Ostatecznie sytuację łagodzi Ojciec Mateusz, a historia kończy się happy endem.