Media fałszują obraz zamachów terrorystycznych - ale nie tak, jak myślisz

Patryk Strzałkowski
Zdarzyło ci się pomyśleć, że media nie opisują ataków terrorystycznych tak, jak powinny? Masz rację. Badania udowadniają, że w mediach istnieje stronniczość... przeciwko muzułmanom. Popełniane przez nich akty terroru są opisywane pięciokrotnie częściej, niż inne. Co ma bardzo groźne konsekwencje.

Donald Trump chętnie zarzucał mediom, że ukrywają informacje o atakach dżihadystów, aby zmanipulować realny obraz sytuacji. Naukowcy postanowili  przyjrzeć się temu zagadnieniu. I rzeczywiście - okazało się, że amerykańskie media nieproporcjonalnie informują o zamachach. Tyle, że dokładnie odwrotnie, niż sugerował Trump.

Okazało się, że media nie ukrywają wiadomości o islamistycznych atakach. Z badania Georgia State University wynika, że jeśli sprawca zamachu był muzułmaninem, to na temat ataku powstawało 449 proc. więcej artykułów niż w innym przypadku. Ujmując to inaczej: choć w USA w badanym okresie (2011-2015) muzułmanie popełnili 12 proc. wszystkich ataków, to wśród wszystkich artykułów o tych zamachach aż 41 proc. dotyczyło ataków z udziałem muzułmanów. Więcej pisze się też o atakach w państwach Zachodu niż o tych, do których dochodzi w Azji czy Afryce. To zupełnie fałszuje obraz problemu terroryzmu w oczach czytelników. 

Badanie dotyczyło mediów w USA, nie w Polsce. Jednak choć w naszym kraju nie doszło do żadnego zamachu, którego sprawcą byłby muzułmanin, to widać, że media działają w taki sam sposób. - Choć podwórko mamy zdecydowanie mniejsze, to widać, że mechanizmy są podobne - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Anna Wilczyńska, absolwentka arabistyki i twórczyni bloga Islamistablog.pl. Poza tym, jak podkreśla, "jesteśmy systemem naczyń połączonych" i to, co dzieje się w USA, wpływa też na nas.

Ignorancja rodzi strach

W badaniu z Georgia State University nie pada pytanie o konsekwencje takiego stanu rzeczy. Jednak możemy na ich temat wnioskować patrząc na inne badania.

Każdy z nas może intuicyjnie zgadywać, że to, co czytamy w mediach, wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. Jednak ten wpływ jest często bardzo bezpośredni. Naukowcy z University of Michigan pokazywali trzem grupom uczestników badania nagrania, w których muzułmanów przedstawiano w różnych kontekstach: pozytywnym, neutralnym i negatywnym. Ta ostatnia grupa bezpośrednio po pierwszej części eksperymentu pisała w kwestionariuszu, że jest gotowa poprzeć ostre, nawet niekonstytucyjne działania wymierzone w wyznawców islamu.

Podwójne standardy widać wyraźnie w internetowych komentarzach. Pod artykułami o atakach przeprowadzanych przez muzułmanów przeważają wpisy antyislamskie. Zaś pod tekstem o ataku białego Brytyjczyka na ludzi przed meczetem dużo jest głosów usprawiedliwiających czy nawet pochwalających zamach. Podobnie było z atakiem w Charlottesville, gdzie mężczyzna wjechał w protestujących przeciwko białym nacjonalistom. Media (także polskie) nie pisały o "zamachu", lecz akcie "szaleńca".

Innym przykładem jest sprawa zabójstwa 21-latka w Ełku. Sprawcą był Tunezyjczyk. Sprawa wywołała ogromne oburzenie w internecie i protesty w mieście - zupełnie nieproporcjonalne do reakcji na inne zabójstwa (do których dochodzi w Polsce ponad 500 razy w ciągu roku, a więc średnio codziennie lub częściej). 

Kto najczęściej pada ofiarą dżihadystów? 5 faktów o terroryzmie, które cię zaskoczą>>>

Dlaczego Barcelona jest ważniejsza

Karol Wilczyński, współtwórca bloga i dziennikarz portalu DEON.pl, ocenia, że w Polsce wyniki takiego badania byłyby podobne.

- Ameryka czy Europa zachodnia mają w pewnym sensie łatwiej. Po pierwsze, wychowanie medialne jest tam na zupełnie innym poziomie - mówi Wilczyński. - Oni tematy islamu i wielokulturowości przerabiają od kilkudziesięciu lat. Polacy mieli zaś na to kilka tygodni, kiedy ogłoszono tzw. kryzys migracyjny w Europie. W tej sytuacji bardzo łatwo nami manipulować - zaznacza

Drugą kwestią jest fakt, że w Polsce żyje wielokrotnie mniej muzułmanów niż w krajach Europy Zachodniej czy USA (w Polsce 0,1 proc, w Niemczech 5,8 proc., we Francji 7,5 proc.). - Tam muzułmanie są widoczni i każdy może na ulicy dostrzec, że to normalni ludzie. Tę atmosferę strachu da się gasić przede wszystkim przez osobiste doświadczenie - ocenia Wilczyński. Jednak - jak dodaje - ponieważ u nas muzułmanów praktycznie nie ma, ludzie mogą być jeszcze bardziej podatni na wpływ mediów.

- To, jak media piszą o jakichś tematach, ma przełożenie nie tylko na osobiste oceny, ale też na decyzje polityczne - mówi z kolei Wilczyńska. Jej zdaniem w debacie medialnej za mało jest specjalistów od islamu i Bliskiego Wschodu. - Brakuje obiektywnego głosu nauki, głosu rozsądku - podkreśla.

- Media powinny częściej wykorzystywać ekspertów - których mamy - niż np. osoby typu Miriam Shaded - ocenia Wilczyński. Shaded komentuje w mediach m.in. terroryzm, jednak nie ma wykształcenia związanego ani z bezpieczeństwem, ani ze światem arabskim. Co prawda jej ojciec pochodzi z Syrii, jednak ona sama urodziła się w Warszawie. Shaded "znana" jest z antyislamskich (często nieprawdziwych) twierdzeń.

Wilczyński wskazuje, że nie tylko media, ale też czytelnicy powinni wykazać się większą dociekliwością i obiektywizmem, szczególnie kiedy udostępniają niesprawdzone informacje.

Co mogą zaś zrobić media? - Nie chodzi o to, żeby mniej pisać, ale pisać proporcjonalnie. Wiadomo, że jak zdarzy się atak w Barcelonie, to wyląduje to na pierwszej stronie. Ale jak będzie atak białego rasisty lub dżihadystów w Afganistanie, to też o tym napiszmy na pierwszej stronie. Dlaczego Barcelona jest ważniejsza niż te dwa inne ataki? - mówi Wilczyński.

Im więcej artykułów, tym więcej ataków

Nieproporcjonalna skala opisywania zamachów przez media może mieć jeszcze jeden efekt, groźniejszy nawet od fałszowania obrazu rzeczywistości i zmiany nastrojów społecznych.

Zdarza się, że krótko po ataku terrorystycznym słyszymy o kolejnym zamachu lub przynajmniej próbie jego dokonania. Może się wydawać, że media i odbiorcy są wtedy po prostu bardziej wyczuleni na takie informacje. Jednak w rzeczywistości poświęcanie przez prasę uwagi atakom może powodować, że będzie ich więcej. 

Obszerne badanie z 2014 roku pokazuje, że większa liczba publikacji dotyczących zamachu jest związana z większym prawdopodobieństwem kolejnego ataku. Tylko jeden artykuł na łamach "New York Times'a" dot. zamachu zwiększa o nawet 15 proc. prawdopodobieństwo, że terroryści zaatakują ponownie w tym samym kraju. To napędza spiralę: więcej ataków i ofiar to więcej publikacji; więcej publikacji (na których przecież terrorystom zależy) to więcej zamachów.

Jak wygrywają terroryści

Zarówno media jak i ich odbiorcy w przypadku terroryzmu powinni pamiętać przede wszystkim o jednym. Z definicji celem terrorystów nie są ich bezpośrednie ofiary, lecz ci, którzy słyszą i czytają o atakach w mediach. Zamachowcy nie są w stanie wygrać militarnie. Mogą jednak wygrać bitwę o "serca i umysły", przekonując nas, że powinniśmy żyć w strachu i obawiać się naszych sąsiadów - muzułmanów.

To prowadzi do spirali wzajemnego strachu i przemocy. Dlatego proporcjonalne i rzetelne pisanie, a nawet słynne "pisanie kredą po chodnikach" może zrobić więcej w walce z terroryzmem, niż wszystkie antyislamskie teksty i komentarze razem wzięte.

Więcej o: