J. Kaczyński znów bierze rząd w swoją garść. "Ma energię". Co kryje się za przeciekami?

Jacek Gądek
Przed półmetkiem rządów PiS sączą się przecieki, że Jarosław Kaczyński może objąć fotel premiera. Sam prezes PiS mawiał, że "chciałaby dusza do nieba, ale grzechy nie pozwalają". Teraz już nie chce, ale sugestie w mediach tylko dyscyplinują mu rząd - tak bierze go w garść.

- Jarosław ma energię, by znów być premierem. Ale nie ma powodów - mówi dla Gazeta.pl jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości pytany o perspektywę przejęcia przez Jarosława Kaczyńskiego teki premiera.

"Zderzaki" prezesa

Prezes ponadto nie ma chęci, by brać na swoje barki ciężar codziennej rządowej orki i użerać się z drobnostkami czy sprawami administracyjnymi albo celebrą władzy. Jarosław Kaczyński zwyczajnie nie lubi tych elementów władzy, które nie są władzą realną.

Prezes PiS - używając słów Lecha Wałęsy - ma swoje "zderzaki" w postaci premier Beaty Szydło i ministrów. A sam prezes najbardziej lubi stawać w pozycji kierownika projektu. Lubi wskazywać cele, recenzować wykonawców i przesuwać albo strącać figury na szachownicy.

Prezes dyscyplinuje

Teraz prezes PiS chce te figury wziąć w swoją garść i mocno je ścisnąć, by na nowo wprowadzić dyscyplinę w swoim obozie. - Takie sygnały o zmianie szefa rządu to sposób na dyscyplinowanie ludzi: pani premier i ministrów - nie ma wątpliwości rozmówca Gazeta.pl z władz partii. Ale dodaje: - Nie ma teraz sensu zmieniać premiera ani robić większej rekonstrukcji. Byłoby to bezsensowne, bo notowania samej partii i Beaty Szydło są wysokie.

Wedle jednego z ostatnich sondażów PiS poszybowało do 40 proc. poparcia, a średnia z badań utrzymuje się na poziomie wyniku partii w wyborach 2015 r. Z kolei wedle wyników CBOS 38 proc. badanych mówi, że "rząd dobrze dobie radzi". Pozytywnie premier Beatę Szydło ocenia z kolei około połowa badanych. Po prawie dwóch latach rządów w gorączkowej temperaturze, to dobre wyniki. Wpływ niezbornej reakcji rządu na klęskę żywiołową na Pomorzu nie jest jeszcze odnotowywana w sondażach.

Patrząc dekadę wstecz mimo popularnego szefa rządu Jarosław Kaczyński i tak zdecydował się na jego zmianę. - Ale Beata Szydło nie jest Kazimierzem Marcinkiewiczem - słyszymy od polityka PiS. To fakt, bo Nowogrodzka cały czas nie straciła sterowności nad panią premier.

Dlatego nasz rozmówca z szeregów PiS mówi, że choć w każdej chwili może się zdarzyć niewielka rekonstrukcja bez znaczenia dla całego obozu, to tąpnięcia w rządzie akurat teraz nie należy się spodziewać.

Czarna lista ministrów, których prezes PiS gani, jednak jest znana: szef MSZ Witold Waszczykowski, minister budownictwa Andrzej Adamczyk, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, minister środowiska prof. Jan Szyszko. Minister energetyki Krzysztof Tchórzewski w dyskusjach o dymisjach w rządzie pojawia się, ale z powodów prywatnych. Dymisje ławą byłyby wstrząsem, ale pojedyncze rozstanie z którąś z tych osób to już tylko korekta.

Straszenie rekonstrukcją to stały element dyscyplinowania ekipy rządowej. W najważniejszych ostatnio swoim przemówieniu (w czerwcu na kongresie partii w Przysusze) J. Kaczyński mówił o weryfikacji dokonań ministrów na jesieni. A więc na półmetku. Okrągła data to dobry moment na ogłaszanie nowego otwarcia, a jego elementem - najlepiej poprzedzającym - powinny być nowe twarze i pozbycie się tych zużytych.

A sama zmiana premiera? Prezes w fotelu szefa rządu to dla PiS dużo większe ryzyko na zniweczenie jego własnych marzeń o wygranych wyborach parlamentarnych w 2019 r.

Spodziewana nawałnica

Dlaczego teraz takie dyskusje o możliwych dymisjach i to nie tylko wśród ministrów ale i na stanowisku premiera? Bo wakacyjny spokój to jedynie zapowiedź zbliżającej się nawałnicy w polityce.

Nieprzypadkowo doniesieniom o rozważaniach w PiS o powrocie Jarosława Kaczyńskiego na fotel premiera towarzyszą inne: o burzliwej jesieni, w czasie której PiS powróci do wdrażania swojej rewolucji. A ma ona dwa główne punkty. Pierwszy: ponowna próba przeorania Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa - realizacja tego zamierzenia to dla J. Kaczyńskiego jeden z najważniejszych projektów i marzeń w polityce. Drugi: dekoncentracja mediów - wobec nich prezes PiS ma głęboki uraz, który może wręcz przesłonić chłodny rachunek zysków i strat.

Najważniejsze: przeorać KRS i SN

W pierwszej kwestii niemal wrogiem jest dziś prezydent Andrzej Duda, który wbrew Nowogrodzkiej chce łagodzić czystkę w Sądzie Najwyższy. A to ryzyko dla spoistości i rządu, i większości sejmowej. W PiS nikt nie ma dziś pewności, w jak ostrej kontrze głowa państwa będzie stawać wobec partii - tym bardziej prezes dyscyplinuje swoje wojsko.

Realną presję na prezydencie, by z wyczekiwanej przez PiS rewolucji w sądownictwie nie czynił jedynie kosmetyki, może wywrzeć tylko twarda postawa rządu i Nowogrodzkiej. Wobec propozycji prezydenta - a są one tworzone w tajemnicy - jakiekolwiek by one nie były, klub PiS nie może się podzielić. A takie ryzyko istnieje: Polska Razem Jarosława Gowina wsparła bowiem weta prezydenta. Stanowisko PR (a ma ona mająca w Sejmie dziewięciu posłów) wobec ustaw Andrzeja Dudy może podzielić zresztą i Polską Razem - wówczas Gowin pozostałby nawet bez tak skromnego oddziału.

Dla PiS najważniejszą kwestią do rozwiązania niezmiennie pozostaje przeoranie SN i KRS - polityka na jesieni będzie się koncentrować właśnie wokół tego. Dynamika konfliktu prezydenta z Nowogrodzką o kształt zawetowanych później ustaw była zawrotna - teraz może być podobnie. Zwłaszcza, że centrala PiS nie wie, co zaproponuje prezydent.

Po drugie: media pod topór

W drugiej kwestii, która zdominuje jesień, nieunikniony wydaje się ogromny opór - polskich mediów, zagranicznych koncernów, instytucji międzynarodowych, Brukseli i organizacji pozarządowych. Jeśli PiS pojedzie wobec mediów po bandzie - a sygnały z rządu na to wskazują - to w konsekwencji kolejne społeczne protesty mogą wylać się na ulicę "w obronie wolnych mediów". Tak jak wcześniej na transparentach pisano o "obronie demokracji" (gdy PiS odbijało Trybunał Konstytucyjny) i "obronie sądów" (gdy chciano przeorać SN i KRS).

W światku mediów od dawna mówi się o przejęciu "Rzeczpospolitej" przez biznes bliski PiS, albo spółki skarbu państwa. Podobnie - i to jeden z celów dekoncentracji - odbicie gazet regionalnych z rąk dominującego na tym rynku niemieckiej grupy Polska Press. Zapisy ustawy dekoncentrujących mają być zaopatrzone w algorytmy - one same mogą być skomplikowane, ale efekt będzie prosty: koncerny medialne będą musiały stracić gazetę, kanał TV bądź portal.

Inne projekty PiS planowane na nowy sezon - np. reforma służb specjalnych i systemu dowodzenia armią - nie zogniskują większej uwagi wyborców. Podobnie zmiany w ordynacji samorządowej - PiS wycofało się już bowiem z najbardziej kontrowersyjnego zapisu o ograniczeniu liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast do dwóch liczonych wstecznie.

"Grzechy" kierują prezesem

Tu warto wrócić do słów samego Jarosława Kaczyńskiego z kampanii 2015 r. Wówczas w swobodnej atmosferze życzliwego mu Klubu Ronina (założonego przez jednego z niewielu przyjaciół J. Kaczyńskiego - Józefa Orła) stwierdził on: "Chciałaby dusza do nieba, ale grzechy nie pozwalają". Tak odpowiadał na kolejne pytanie o to, czy po wyborach 2015 zostanie premierem.

Wówczas Jarosław Kaczyński nie miał na myśli swoich grzechów. Mówił o grzechach, które przykleiły do niego... media, a z tymi prezes nigdy nie miał lekkiego życia. J.Kaczyński ma ponadto bardzo głęboki uraz związaną z tym, jak media obchodziły się z jego bratem - Lechem Kaczyńskim. W jego ocenie zmarłego prezydenta niszczył "przemysł pogardy".

Wiceminister kultury Jarosław Sellin zapowiadał, że gotowy projekt przedstawi "wczesną jesienią, w połowie września". Najostrzejsza nawet rozprawa - zwana dekoncentracją - z mediami nie odpuści prezesowi tych "grzechów". Zapisy projektu cały czas nie są dopięte na ostatni guzik. Droga do "nieba" - czyli fotela premiera - i z tego powodu wygląda na zamkniętą.

Podobnie projekty Andrzeja Dudy ws. Sądu Najwyższego i KRS dopiero są pisane. Prezes PiS już jednak dyscyplinuje swoich żołnierzy, by nie dezerterowali. A zwłaszcza, żeby to premier Beata Szydło nie weszła na ścieżkę Andrzeja Dudy.

Zobacz także. Prezydent Andrzej Duda na Święcie Wojska Polskiego: To nie jest armia prywatna!

Więcej o: