- Jarosław ma energię, by znów być premierem. Ale nie ma powodów - mówi dla Gazeta.pl jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości pytany o perspektywę przejęcia przez Jarosława Kaczyńskiego teki premiera.
"Zderzaki" prezesa
Prezes ponadto nie ma chęci, by brać na swoje barki ciężar codziennej rządowej orki i użerać się z drobnostkami czy sprawami administracyjnymi albo celebrą władzy. Jarosław Kaczyński zwyczajnie nie lubi tych elementów władzy, które nie są władzą realną.
Prezes PiS - używając słów Lecha Wałęsy - ma swoje "zderzaki" w postaci premier Beaty Szydło i ministrów. A sam prezes najbardziej lubi stawać w pozycji kierownika projektu. Lubi wskazywać cele, recenzować wykonawców i przesuwać albo strącać figury na szachownicy.
Prezes dyscyplinuje
Teraz prezes PiS chce te figury wziąć w swoją garść i mocno je ścisnąć, by na nowo wprowadzić dyscyplinę w swoim obozie. - Takie sygnały o zmianie szefa rządu to sposób na dyscyplinowanie ludzi: pani premier i ministrów - nie ma wątpliwości rozmówca Gazeta.pl z władz partii. Ale dodaje: - Nie ma teraz sensu zmieniać premiera ani robić większej rekonstrukcji. Byłoby to bezsensowne, bo notowania samej partii i Beaty Szydło są wysokie.
Wedle jednego z ostatnich sondażów PiS poszybowało do 40 proc. poparcia, a średnia z badań utrzymuje się na poziomie wyniku partii w wyborach 2015 r. Z kolei wedle wyników CBOS 38 proc. badanych mówi, że "rząd dobrze dobie radzi". Pozytywnie premier Beatę Szydło ocenia z kolei około połowa badanych. Po prawie dwóch latach rządów w gorączkowej temperaturze, to dobre wyniki. Wpływ niezbornej reakcji rządu na klęskę żywiołową na Pomorzu nie jest jeszcze odnotowywana w sondażach.
Patrząc dekadę wstecz mimo popularnego szefa rządu Jarosław Kaczyński i tak zdecydował się na jego zmianę. - Ale Beata Szydło nie jest Kazimierzem Marcinkiewiczem - słyszymy od polityka PiS. To fakt, bo Nowogrodzka cały czas nie straciła sterowności nad panią premier.
Dlatego nasz rozmówca z szeregów PiS mówi, że choć w każdej chwili może się zdarzyć niewielka rekonstrukcja bez znaczenia dla całego obozu, to tąpnięcia w rządzie akurat teraz nie należy się spodziewać.
Czarna lista ministrów, których prezes PiS gani, jednak jest znana: szef MSZ Witold Waszczykowski, minister budownictwa Andrzej Adamczyk, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, minister środowiska prof. Jan Szyszko. Minister energetyki Krzysztof Tchórzewski w dyskusjach o dymisjach w rządzie pojawia się, ale z powodów prywatnych. Dymisje ławą byłyby wstrząsem, ale pojedyncze rozstanie z którąś z tych osób to już tylko korekta.
Straszenie rekonstrukcją to stały element dyscyplinowania ekipy rządowej. W najważniejszych ostatnio swoim przemówieniu (w czerwcu na kongresie partii w Przysusze) J. Kaczyński mówił o weryfikacji dokonań ministrów na jesieni. A więc na półmetku. Okrągła data to dobry moment na ogłaszanie nowego otwarcia, a jego elementem - najlepiej poprzedzającym - powinny być nowe twarze i pozbycie się tych zużytych.
A sama zmiana premiera? Prezes w fotelu szefa rządu to dla PiS dużo większe ryzyko na zniweczenie jego własnych marzeń o wygranych wyborach parlamentarnych w 2019 r.
Spodziewana nawałnica
Dlaczego teraz takie dyskusje o możliwych dymisjach i to nie tylko wśród ministrów ale i na stanowisku premiera? Bo wakacyjny spokój to jedynie zapowiedź zbliżającej się nawałnicy w polityce.
Nieprzypadkowo doniesieniom o rozważaniach w PiS o powrocie Jarosława Kaczyńskiego na fotel premiera towarzyszą inne: o burzliwej jesieni, w czasie której PiS powróci do wdrażania swojej rewolucji. A ma ona dwa główne punkty. Pierwszy: ponowna próba przeorania Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa - realizacja tego zamierzenia to dla J. Kaczyńskiego jeden z najważniejszych projektów i marzeń w polityce. Drugi: dekoncentracja mediów - wobec nich prezes PiS ma głęboki uraz, który może wręcz przesłonić chłodny rachunek zysków i strat.
Najważniejsze: przeorać KRS i SN
W pierwszej kwestii niemal wrogiem jest dziś prezydent Andrzej Duda, który wbrew Nowogrodzkiej chce łagodzić czystkę w Sądzie Najwyższy. A to ryzyko dla spoistości i rządu, i większości sejmowej. W PiS nikt nie ma dziś pewności, w jak ostrej kontrze głowa państwa będzie stawać wobec partii - tym bardziej prezes dyscyplinuje swoje wojsko.
Realną presję na prezydencie, by z wyczekiwanej przez PiS rewolucji w sądownictwie nie czynił jedynie kosmetyki, może wywrzeć tylko twarda postawa rządu i Nowogrodzkiej. Wobec propozycji prezydenta - a są one tworzone w tajemnicy - jakiekolwiek by one nie były, klub PiS nie może się podzielić. A takie ryzyko istnieje: Polska Razem Jarosława Gowina wsparła bowiem weta prezydenta. Stanowisko PR (a ma ona mająca w Sejmie dziewięciu posłów) wobec ustaw Andrzeja Dudy może podzielić zresztą i Polską Razem - wówczas Gowin pozostałby nawet bez tak skromnego oddziału.
Dla PiS najważniejszą kwestią do rozwiązania niezmiennie pozostaje przeoranie SN i KRS - polityka na jesieni będzie się koncentrować właśnie wokół tego. Dynamika konfliktu prezydenta z Nowogrodzką o kształt zawetowanych później ustaw była zawrotna - teraz może być podobnie. Zwłaszcza, że centrala PiS nie wie, co zaproponuje prezydent.
Po drugie: media pod topór
W drugiej kwestii, która zdominuje jesień, nieunikniony wydaje się ogromny opór - polskich mediów, zagranicznych koncernów, instytucji międzynarodowych, Brukseli i organizacji pozarządowych. Jeśli PiS pojedzie wobec mediów po bandzie - a sygnały z rządu na to wskazują - to w konsekwencji kolejne społeczne protesty mogą wylać się na ulicę "w obronie wolnych mediów". Tak jak wcześniej na transparentach pisano o "obronie demokracji" (gdy PiS odbijało Trybunał Konstytucyjny) i "obronie sądów" (gdy chciano przeorać SN i KRS).
W światku mediów od dawna mówi się o przejęciu "Rzeczpospolitej" przez biznes bliski PiS, albo spółki skarbu państwa. Podobnie - i to jeden z celów dekoncentracji - odbicie gazet regionalnych z rąk dominującego na tym rynku niemieckiej grupy Polska Press. Zapisy ustawy dekoncentrujących mają być zaopatrzone w algorytmy - one same mogą być skomplikowane, ale efekt będzie prosty: koncerny medialne będą musiały stracić gazetę, kanał TV bądź portal.
Inne projekty PiS planowane na nowy sezon - np. reforma służb specjalnych i systemu dowodzenia armią - nie zogniskują większej uwagi wyborców. Podobnie zmiany w ordynacji samorządowej - PiS wycofało się już bowiem z najbardziej kontrowersyjnego zapisu o ograniczeniu liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast do dwóch liczonych wstecznie.
"Grzechy" kierują prezesem
Tu warto wrócić do słów samego Jarosława Kaczyńskiego z kampanii 2015 r. Wówczas w swobodnej atmosferze życzliwego mu Klubu Ronina (założonego przez jednego z niewielu przyjaciół J. Kaczyńskiego - Józefa Orła) stwierdził on: "Chciałaby dusza do nieba, ale grzechy nie pozwalają". Tak odpowiadał na kolejne pytanie o to, czy po wyborach 2015 zostanie premierem.
Wówczas Jarosław Kaczyński nie miał na myśli swoich grzechów. Mówił o grzechach, które przykleiły do niego... media, a z tymi prezes nigdy nie miał lekkiego życia. J.Kaczyński ma ponadto bardzo głęboki uraz związaną z tym, jak media obchodziły się z jego bratem - Lechem Kaczyńskim. W jego ocenie zmarłego prezydenta niszczył "przemysł pogardy".
Wiceminister kultury Jarosław Sellin zapowiadał, że gotowy projekt przedstawi "wczesną jesienią, w połowie września". Najostrzejsza nawet rozprawa - zwana dekoncentracją - z mediami nie odpuści prezesowi tych "grzechów". Zapisy projektu cały czas nie są dopięte na ostatni guzik. Droga do "nieba" - czyli fotela premiera - i z tego powodu wygląda na zamkniętą.
Podobnie projekty Andrzeja Dudy ws. Sądu Najwyższego i KRS dopiero są pisane. Prezes PiS już jednak dyscyplinuje swoich żołnierzy, by nie dezerterowali. A zwłaszcza, żeby to premier Beata Szydło nie weszła na ścieżkę Andrzeja Dudy.
Zobacz także. Prezydent Andrzej Duda na Święcie Wojska Polskiego: To nie jest armia prywatna!