Sam posadził na działce lasek. Gdy przyjechał po miesiącach nieobecności, drzewa były wycięte w pień

Policja szuka sprawców za "usiłowanie kradzieży", a leśnik wycenił straty na 900 zł. Jednak dla właściciela działki, na której ktoś wyciął drzewa bez jego zgody, straty są nieodwracalne - opisuje "Gazeta Wyborcza".

Właściciel działki nad jeziorem Ślesińskim w Wielkopolsce kupił ją prawie trzy dekady temu. Wraz z żoną obsadził wtedy "gołą" działkę drzewami. Na początku marca 60-latek wybrał się odwiedzić posesję po kilku miesiącach choroby. Miejsce było nie do poznania - czytamy w "Gazecie Wyborczej".

Okazało się, że ktoś pod nieobecność właściciela wyciął prawie 160 drzew, głównie brzóz. Drewno było przygotowane do wywiezienia, na miejscu została jeszcze nawet drabina. Mężczyzna zgłosił sprawę na policję. Ponieważ drewna nie zabrano, funkcjonariusze ocenili, że doszło jedynie do "usiłowania kradzieży". Wg leśnika drewno jest warte ok. 900 zł.

Jednak dla 60-letniego właściciela drzewa miały zupełnie inną wartość. - Gdybym znowu posadził z żoną takie drzewa, to już nie dożyjemy do tych 27 lat - mówi "Gazecie Wyborczej". Strata ma też wymiar finansowy - jeśli mężczyzna postanowi sprzedać działkę, bez drzew jej wartość będzie znacznie niższa.

Czytaj więcej na poznan.wyborcza.pl>>>

Więcej o: