"Studentów uczą ludzie z doświadczeniem w branży, a nie teoretycy". Rozmowa z absolwentką Buckinghamshire New University

O studiach na niespotykanym w Polsce kierunku dziennikarstwo modowe opowiada Amanda Ciechańska, absolwentka Buckinghamshire New University.

Jakub Łukaszewski: Nie chciałaś studiować w Polsce?

Amanda Ciechańska, studiowała dziennikarstwo modowe w Buckinghamshire New University: - Początkowo chciałam, ale w klasie maturalnej naszą szkołę – czyli XVI Liceum w Krzesinach - odwiedzili wykładowcy i studenci angielskiego Buckinghamshire New University. Przedstawili ofertę tej uczelni, mówili o możliwościach, o kierunkach, że studiowanie w Anglii nie jest skomplikowane. To wtedy usłyszałam o kierunkach, których w Poznaniu nie było.

Jakich?

Sprofilowane dziennikarstwo – np. skonkretyzowane na modę czy sport. W Poznaniu było dziennikarstwo, ale jak próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej nikt nie chciał ze mną rozmawiać, odsyłano mnie do strony internetowej. A jak tylko skontaktowałam się z uniwersytetem w Buckinghamshire od razu przysłali mi katalogi, sami oddzwaniali. Widać było, że im na mnie zależy. Takie zachowanie zburzyło moje dotychczasowe plany. A gdy jeszcze wyjazd do Anglii poparli rodzice to już wiedziałam, że chcę tam studiować.

No tak, ale chyba wcześniej trzeba było zdać jakieś egzaminy?

- I to na dobrym poziomie. Akurat moja uczelnia wymagała niemal 100 proc. z rozszerzonego angielskiego i 90 proc. z języka ojczystego studenta, czyli w moim przypadku z języka polskiego. Na studiach dziennikarskich liczył się też dobry wynik z wiedzy o społeczeństwie.

Jakoś specjalnie się przygotowywałaś?

- Zmieniłam tylko przedmiot na maturze – zamiast planowanej historii zdawałam WOS. Z angielskim na maturze nie miałam kłopotów, bo chodziłam do anglojęzycznej szkoły podstawowej i dwujęzycznego liceum. Ale równie istotny jak wyniki z matury był też list motywacyjny. W nim musisz wytłumaczyć władzom uczelni dlaczego wybierasz akurat ten kierunek i przedstawić się z jak najlepszej strony. Po prostu pokazać, że ci zależy.

I co tam napisałaś?

- Prawdę. Że we wszystkich moich szkołach byłam redaktorką naczelną gazetek szkolnych, że hobbystycznie fotografuję modę, i że chcę obie te pasje połączyć studiując dziennikarstwo modowe.

Wiele osób przy pisaniu listu korzysta z podpowiedzi firm, które pomagają polskim maturzystom dostać się na studia w Anglii?

- Można i tak. Takie firmy podpowiadają co napisać, ale doświadczenia za ciebie nie zdobędą. Firmy załatwiają też wszystkie formalności związane z aplikowaniem na studia, w staraniach o kredyt na czesne czy akademik. Ja akurat wszystko robiłam sama z domu przez internet. Ale jeśli ktoś jest mniej zorganizowany, a chce mieć gwarancję, że o niczym nie zapomni i wszystkie dokumenty złoży na czas – to firmy pośredniczące dają poczucie takiego komfortu i bezpieczeństwa.

Studia na Wyspach nie są tanie.

- Klika lat temu, gdy ja studiowałam, czesne kosztowało 3 tys. funtów na rok. Teraz jest już 9 tys. funtów. Ale jeśli są to twoje pierwsze studia to bez problemu dostaniesz rządowy kredyt, który całkowicie pokrywa wydatki na czesne. Taki kredyt oddajesz po studiach, ale tylko wtedy gdy dużo zarabiasz. Można powiedzieć, że z tym kredytem scenariusz zawsze jest dobry. Zarabiasz mniej – nie oddajesz, zarabiasz więcej – oddajesz, bo cię już na to stać.

Czesne to nie wszystkie wydatki. Utrzymanie w Anglii też jest drogie.

- Na I roku uczelniany akademik był obowiązkowy. Kosztował 60 funtów na tydzień za pokój jednoosobowy ze wspólnym salonem, kuchnią i łazienką. A sam plan zajęć był tak skonstruowany – zajęcia odbywały się maksymalnie od godz. 10 do 15 – że bez problemu można było sobie dorabiać. Ja już w pierwszym miesiącu studiów znalazłam pracę w kawiarni.

A jak wyglądało samo studiowanie?

- Atmosfera była super. Każdy miał przydzielonego opiekuna, aby się nie zagubić. Przez pierwszy tydzień cały czas odbywały się imprezy integracyjne. Co ciekawe, w mojej 20-osobowej grupie byli sami Anglicy, jedna Irlandka i trzy Polki – wszystkie z Poznania. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Ale sama nauka to jednak był skok na głęboką wodę.

Dlaczego?

- W Polsce wydawało mi się, że dobrze znam język angielski. Teoretycznie tak było, bo gramatykę miałam w małym palcu. Tyle, że studia dziennikarskie są specyficzne – trzeba szybko mówić i szybko pisać. Okazało się, że z tym jest problem.

Rzuciłaś te studia?

- Nie, choć po pierwszych zaliczeniach i egzaminach miałam taki zamiar. Zdałam je, ale miałam kiepskie oceny. Poszłam do mojego opiekuna i mówię mu, że jestem załamana i chcę zrezygnować. On uświadomił mi, że z angielskiego nigdy nie będę tak dobra jak rodowici Anglicy, dlatego powinnam się skupić na tym co wychodzi mi najlepiej – montażu filmów, operowaniu kamerą, wideoprodukcji. I tak zrobiłam. Dziś reżyseruję i produkuję reklamy.

A sam sposób studiowania w Anglii różni się od tego w Polsce?

- Myślę, że bardzo. Podam ci jeden przykład z pierwszego dnia. Idziemy na salę wykładową, czekamy, ja jeszcze kompletnie nie wiem co się dzieje. Nagle przychodzi jakiś facet i pyta, co my robimy na sali wykładowej. My, że czekamy na zajęcia. Patrzy na nas zdziwiony i mówi, że 10 minut temu w centrum miasta zderzyły się ciężarówki. Na pewno będą korki, mieszkańcy tym żyją. Wygnał nas z sali i kazał przyjść z notatkami, które posłużą do artykułu. To nie był taki tradycyjny wykładowca akademicki, ale pracownik BBC.

Kazał wam iść na miasto, a sam miał spokój.

- Tam po prostu tak jest. Stawia się na praktykę i projekty, a nie na słuchanie wykładów. Studentów uczą ludzie z doświadczeniem w branży, a nie teoretycy.

Te praktyki pomagają w znalezieniu pracy?

- Pod koniec studiów jednym z moich projektów na zaliczenie była reklama pewnej poznańskiej firmy. I tej firmie tak się to spodobało, że od razu chcieli ze mną współpracować. W Buckinghamshire New University byłam w samorządzie studenckim. Dzięki temu dostałam też pracę na Uniwersytecie Przyrodniczym, gdzie zajmowałam się obcokrajowcami z całego świata, którzy przyjeżdżali na UP na studia anglojęzyczne.

Nie kusiło cię żeby zostać w Anglii?

- Nie. Jestem osobą, która lubi często zmieniać pracę i otoczenie. W międzyczasie jeszcze pojechałam do Włoch, gdzie okazało się, że z tym moim angielskim nie jest aż tak źle (śmiech – red.), bo uzyskałam uprawnienia TEFL do nauczania zawodowo tego języka jako 'native speaker'.

A teraz co robisz?

- Jako 'zawodowe hobby' reżyseruję reklamy telewizyjne dla zaprzyjaźnionych firm. Na co dzień prowadzę razem z przyjaciółką firmę Place for Dress, gdzie projektujemy i szyjemy sukienki na wymiar. Zajmuję się też reklamą i marketingiem w mediach społecznościowych dla polskich oraz zagranicznych firm. I stać mnie na to, żeby spłacać brytyjski kredyt na czesne. Co miesiąc zabierają mi 8 proc. dochodu.

Amanda Ciechańska, absolwentka Buckinghamshire New UniversityAmanda Ciechańska, absolwentka Buckinghamshire New University Fot. mat. pras.

Więcej o: