- Kiedy do nas przyjechał miał 13 lat - grzeczne, cichutkie dziecko - wspomina pani Agnieszka Raczyńska, kierownik Internatu Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 w Krakowie. - Ale muszę powiedzieć, że dał radę, bo wyobrażam sobie w jakiej sytuacji jest 13-letnie dziecko, kiedy musi się odnaleźć w dużym mieście i poradzić sobie ze wszystkim. Jak dojechać na trening, jak wszystko pogodzić, jak sobie wyprać, wyprasować kiedy trzeba. Oczywiście my jesteśmy od tego żeby w tym pomagać, ale jednak nasza młodzież musi być bardzo samodzielna. I Bartek był właśnie bardzo samodzielny.
- Na pewno Bartek był i nadal jest bardzo lubiany. Mieszkał u nas w pokoju 108 - opowiada pani Katarzyna Rajska-Szamraj, wychowawczyni w Internacie Zespołu Szkół Elektrycznych nr 2 w Krakowie. Podobnie jak Kapustka pochodzi z okolic Tarnowa. Mimo że pomocnik w reprezentacji był jej podopiecznym tylko przez rok, pozostają w bliskich relacjach. - Cały czas utrzymuje kontakt ze swoimi kolegami. Jest bardzo przyjacielski.
- W tym roku była taka sytuacja, że Józek, jego kolega z czasów gimnazjalnych i z liceum, piłkarz Hutnika Kraków, doznał którejś z kolei kontuzji. I Bartek mimo tego, że już wtedy miał powołanie do kadry, uczył się w i miał mnóstwo zajęć w Cracovii, włączył się w akcję zbierania pieniędzy na rehabilitację dla Józka. Chłopcy poprosili mnie, żeby nasz internat przyłączył się do pomocy, ale to Bartek był koordynatorem całej akcji, jej twarzą. Był pierwszym, który przyjechał do szpitala i zostawił swoją koszulkę - to było po meczu z Gibraltarem, koszulka z numerem 10. Bartek z Józkiem publikowali od razu te zdjęcia na Instragramie. Bartek wszystko nadzorował, ale już nie zdążył odebrać zebranych pieniędzy, bo dostał powołanie. Odebrali chłopcy. To było pierwsze powołanie, które dostał.
- Te znajomości, które zawarł w czasach gimnazjum są cały czas żywe. Kolejny przykład - mimo tego, że Bartosz jest już gwiazdą, to ostatniego sylwestra spędzał z przyjaciółmi jeszcze z gimnazjum. I to jest właśnie cały on.
- Ostatnio zapytałam go, czy zgodziłby się zrobić spotkanie ze znaną osobą, a Bartek mi tak szczerze powiedział: "Pani Kasiu, ja jestem przecież jednym z was, ja nie czuję się jakiś inny, ja mogę coś opowiedzieć, mogę dać koszulkę, ale nie czuję się inny". Tak że jest bardzo skromny, koleżeński, i takiego go jeszcze w tym roku ostatni raz przed powołaniami do kadry widziałam.
Jakim uczniem był Kapustka w czasach gimnazjum i liceum?
- Nie pamiętam, jakie zbierał oceny, ale w szkole nie miał problemów. Zawsze był bardzo pilny. Chłopcy codziennie musieli wcześnie wstawać, o 7 mieli śniadania w szkole, a wiadomo - młodzi chłopcy niekoniecznie chcą zrywać się tak wcześnie. On akurat był w tej grupie, której nie trzeba było z łóżek zrywać. Bo on wiedział, że jest śniadanie, że jest trening. On po prostu wiedział, po co tu jest. W tym nastawieniu dużą rolę odegrał jego tata, który często tutaj przyjeżdżał.
- Czy Bartek tęsknił za domem? Wydaje mi się, że w początkowych latach w gimnazjum na pewno. O tym też świadczy ta sympatia, która się zrodziła do mojej osoby, mimo tego, że wtedy nie mieszkał tutaj, tylko w internacie obok. Fakt, że ja też z tamtych okolic pochodzę przypominał mu o rodzinnych stronach, mogliśmy sobie porozmawiać o Tarnovii. Potem był już tak pochłonięty treningami, że było na to mniej czasu. Ale często jeździł do domu. Nie był z tych, którzy jak tylko mogą to zostają, korzystają z tego, że nie muszą jechać. Bartek jeździł. Tęsknił, dzwonił, zwłaszcza do taty - to taka więź: i sportowa, i ojca z synem. Ten kontakt na pewno był super.
- Zawsze mówił z wielkim szacunkiem o swoich rodzicach. Do tej pory są dla niego wielkim autorytetem - dodaje pani Agnieszka Raczyńska.
Czy opiekunowie Kapustki podejrzewali, że chłopak znajdzie się na ustach piłkarskiego świata w tak młodym wieku?
- U nas Bartek był tylko jeden rok, w trakcie 1 klasy liceum, ale już wtedy wiedział, że będzie przechodził do Cracovii. Wiedzieliśmy, że klub go zauważył, że będzie grał w lidze. I to nie w drugim składzie, tylko wejdzie natychmiast do pierwszego. I wszyscy jego koledzy to podkreślali - co też jest potwierdzeniem, że Bartek jest niesamowicie lubiany przez kolegów i znajomych - że Bartek ma talent, że on potrafi. Że Kapi - bo tak wszyscy tutaj na niego mówią - to może dużo. Często się śmialiśmy, chłopcy mówili: "Jeszcze pani zobaczy, że ten podpis będzie kiedyś wiele kosztował i wiele znaczył" - bo tutaj mamy takie zeszyty, w których uczniowie zwalniają się np. do domu i w nich podpisują. I tak w przypadku Bartka faktycznie się stało. Od początku się na to zapowiadało - on ma dużo siły, samozaparcia, wiedział, co chce osiągnąć. I to realizuje.
- U nas nie mówi się o niczym innym w tej chwili, tylko Bartosz i Bartosz - mówi pani Agnieszka Raczyńska. - Ja myślę, że to bardzo dobry przykład dla chłopców, którzy są w szkołach sportowych: że jednak warto się poświęcić swojej pasji i robić to całym sercem, żeby osiągnąć tyle co Bartek. A przy tym być takim skromnym - bo Bartek do tej pory pozostał skromny. Proszę sobie wyobrazić, że odpisuje na SMS-y po meczach, tak że to naprawdę bardzo sympatyczny chłopak.
- Jeszcze w tym roku w styczniu Bartek dzwonił do mnie, wysyłał życzenia urodzinowe. Pamięta o nas cały czas. Ale już teraz nie mam śmiałości zawracać mu głowy. Mam nadzieję, że kiedy wróci do Polski i będzie miał czas odpocząć, to wtedy się zobaczymy - dodaje pani Katarzyna Rajska-Szamraj.
Dawni opiekunowie Kapustki to też jego zagorzali kibice.
Pani Katarzyna Rajska-Szamraj: - Jasne, że kibicuję! W niedzielę wychodziłam na 20 do pracy, na szczęście mieszkam blisko, spóźniłam się 10 minut. Wyszłam w 88. minucie meczu, kiedy Bartek zszedł z boiska i śmiałam się, że muszę do niego wysłać wiadomość kiedy wróci do Polski, że przez niego spóźniłam się do pracy. Do pracy idę 15, spóźniłam się 10 - dla Bartka.
Tak było przed ostatnim meczem:
- Na szczęście mecz z Niemcami jest dopiero o 21. Młodzież nie będzie mogła nawet nigdzie wyjść, nie puścimy ich! (śmiech). Na sto procent będziemy razem oglądać. To jest oczywiste.
Kibicowanie przybrało już formę małej rywalizacji.
- Tutaj są dwa internaty obok siebie - nasz, Zespołu Szkół Elektrycznych, i drugi na Osiedlu Szkolnym 19 - wyjaśnia pani Katarzyna Rajska-Szamraj. - Tam Bartek był 2 lata, jeszcze jako uczeń gimnazjum. Z internatem nr 19 ostatnio przekrzykujemy się nawzajem, czyj jest Bartek - czy bardziej ich, czy bardziej nasz. Pewnie bardziej ich, bo tam był 2 lata, a u nas tylko rok. Być może nas trochę bardziej lubił - mówił, że tutaj czuje się bardziej jak w domu, ale tam był mimo wszystko dłużej. Ostatecznie powinniśmy razem oglądać jego mecze i już wszystko jedno, czy jest ze Szkolnego 17 czy 19 - jest po prostu nasz wspólny (śmiech). Więc na pewno będziemy wszyscy mu kibicowali.