Choroby psychiczne spowodowane są przez czynniki zewnętrzne, jak i również genetyczne. Zaburzenia psychiczne dotykają głównie osoby nadwrażliwe, nieprzystosowane społecznie, które maja problem z adaptacją. Choroba psychiczna wpływa na percepcję. Zniekształca obraz świata, a co najważniejsze obraz samego siebie. Perspektywa ta zaniża samoocenę. Młody człowiek czuje się bezwartościowy, odrzucony. W ostatnim czasie coraz częściej choroby psychiczne dotykają studentów.
Dla większości z nas, czas studiów to przede wszystkim okres zmian. Brak najbliższych, nowe otoczenie może diametralnie wpłynąć na nasze samopoczucie. Przekonali się o tym, Jacek, Agnieszka, Karolina oraz Paweł.
Znasz to uczucie, kiedy nie masz siły, żeby wstać z łóżka? Ja mam tak ciągle. Cały czas nic mi się nie chce. Każdą sytuację widzę w najciemniejszych barwach. Po co mam się uczyć na egzamin skoro i tak nie zdam. Najgorsze jest to poczucie winy...że zawiodłem, że nie spełniłem nadziei, które we mnie pokładano. Moje problemy zaczęły się w momencie, kiedy opuściłem miasto rodzinne, żeby kontynuować naukę w jednym z większych miast studenckich. Zawsze studia kojarzyły mi się z okresem beztroskiej zabawy i nowych fascynujących znajomości.
Na początku tak było. Imprezy, kumple, ciągła zabawa. Aż do momentu, kiedy dowiedziałem się o ciężkiej chorobie mojego taty. Szpital, dom, uczelnia i tak "w kółko Macieju". Do tego doszła jeszcze sesja. Wzmożony stres spowodowany sytuacją w domu i jeszcze egzaminy, które decydowały o moim być albo nie być. Jeden egzamin niezaliczony, drugi...Wydawało mi się, że już wyczerpałem limit.
Zauważyłem, że zacząłem mieć problemy z koncentracją, moja aktywność znacznie zmalała. Najchętniej przeleżałbym cały dzień w łóżku przy zasłoniętych żaluzjach. W końcu mój współlokator namówił mnie na wizytę u psychologa. Pani psycholog przypisała mi leki antydepresyjne. Do tej pory depresja kojarzyła się mi się z ludźmi w średnim wieku, bez żadnych perspektyw. Tym większe było dla mnie zaskoczenie, że dotknęła mnie młodego człowieka, przed którym świat stoi otworem. Otrzymałam zaświadczenie od psychologa, które miało mi pomóc w przedłużeniu sesji. Odpowiednie dokumenty złożyłem w dziekanacie.
Najgorsze jest to, że pani w dziekanacie mój wniosek potraktowała jako żart. Gdy powiedziałem jej, że zmagam się z dolegliwościami natury psychicznej, z uśmiechem na twarzy zwróciła się do mnie słowami: "wariat? Jak wariat może studiować?". Od tamtej pory zdecydowałem się nie mówić o mojej chorobie.
Obecnie raz w tygodniu uczęszczam na terapię. Moje oceny może nie są satysfakcjonujące, ale najważniejsze, że nadal mam status studenta. O mojej chorobie wiedzą moi rodzice, przyjaciele i oczywiście mój psycholog. Boję się, że z powodu mojej choroby będę źle spostrzegany na uczelni. Dlatego wolę korzystać z pomocy prywatnej.
Mój problem polegał na tym, że bałam się ludzi. Z tego powodu miałam trudności z chodzeniem na zajęcia, z rozmawianiem z wykładowcami (ponieważ wykładowcy mieli nade mną władzę), ze zdawaniem egzaminów, z załatwieniem czegoś w dziekanacie. Kolejna rzecz to jest zagubienie i nieumiejętność załatwienia różnych rzeczy, chociażby znalezienia czegoś w bibliotece. Nie utrzymywałam kontaktów z innymi studentami i zawsze byłam wyizolowana z powodu nadmiernej wrażliwości emocjonalnej i niezrozumienia przez tak zwanych ludzi normalnych.
To pociągało za sobą osamotnienie i że nie miałam od kogo pożyczać notatek, nie wiedziałam o zmianach w planie i różnych innych rzeczach związanych ze studiami (bo nikt się do mnie nie odzywał). Jeśli chodzi o wykładowców to nie chwaliłam im się, że mam lęki albo, że jestem nieśmiała, chociaż gdyby byli dobrymi pedagogami to by się domyślili, że nie odzywam się na zajęciach (nawet wtedy, gdy mnie o coś pytali) z powodu nieśmiałości, lękiem przed wyśmianiem, niepewności. Nikogo chyba nie obchodziło to, że student ma problemy psychiczne. Ale jak już się chwaliłam, że mam problemy psychiczne to zdarzyło się, że dostałam dodatkowy termin na zdawanie.
Pod koniec studiów promotor rozmawiał ze mną po zajęciach z seminarium, bo się domyślił, że mam trudności z odzywaniem się w grupie. Nie było też problemów z przedłużaniem sesji, jeśli przynosiłam zaświadczenia od psychiatry. Ale nieraz wykładowcy myśleli, że nie nauczyłam się dlatego, że jestem leniwa i mi się nie chciało.
Nie wszyscy wykładowcy byli wyrozumiali, musiałam ukrywać swoje problemy i udawać, że jestem taka jak wszyscy, raz zostałam potraktowana jak histeryczka, a ja bałam się wykładowcy i się denerwowałam, że nie mogłam się nauczyć, nie mogłam zaliczyć przedmiotu, nie wierzyłam w swoje możliwości. Problemy z nauką, z koncentracją, zaburzenia myślenia utrudniające opanowanie materiału, niedotrzymywanie terminów w związku z tym - to są problemy studentów z nerwicą, depresją, z zaburzeniami osobowości.
Ataki paniki i objawy wegetatywne powodowały ucieczki z zajęć, a później wykładowcy robili problemy, że nie chodziłam na zajęcia, bo według nich robiłam to specjalnie, że mi się nie chciało. Odzywanie się na zajęciach, wystąpienia publiczne - to było czymś strasznym dla mnie. Oczywiście, pomimo dość wysokiego ilorazu inteligencji (IQ=115) i zdolności, osiągałam wyniki znacznie poniżej swoich możliwości, co oczywiście wywoływało frustrację i ogromny stres. Kiedy studiowałam nie wiedziałam nawet, czy jest jakiś psycholog dla studentów, ale to wynikało raczej z mojego ogólnego zagubienia w nowej rzeczywistości, jaką były studia na uniwersytecie.
Ja potrzebowałam przyjaznej atmosfery, a na wielkiej uczelni były duże grupy i nie mogłam się w tej rzeczywistości odnaleźć. Czułam, że i tak nikogo nie obchodzi, że ktoś może mieć problemy psychiczne, nikt nie ma czasu ani chęci się tym przejmować i każdy musi sobie radzić sam albo zrezygnować ze studiowania.
Problemy osób z nerwicą są zupełnie inne niż ze schizofrenią, bo schizofrenicy mają swoje objawy, ale nie mają zaburzonej osobowości i nie przejawiają zaburzonego zachowania. Jeśli chodzi o sposób funkcjonowania to nerwica jest gorsza od schizofrenii. Nerwica bardziej upośledza społeczne funkcjonowanie. Z powodu mich zaburzeń, ostatecznie nie napisałam pracy magisterskiej i studiów nie ukończyłam.
Media kreują wizerunek pięknych, szczupłych dziewczyn, które bazując na swojej urodzie mogą podbić świat. Ja też taka chciałam być. Moje problemy zaczęły się odkąd poszłam na studia. Cała winę za moje problemy w relacjach z innych zrzuciłam na mój wygląd. Bo kto będzie chciał się zadawać z brzydką, a w dodatku grubą dziewczyną? Wszystkie dziewczyny były ładniejsze, zgrabniejsze. Zaczęło się dosyć niewinnie: najpierw zrezygnowałam z pieczywa, słodyczy. Jadłam dwa posiłki dziennie: śniadanie iobiad.
Gdy przyszły pierwsze sukcesy - kilka kilogramów mniej, moja motywacja wzrosła. Do diety dorzuciłam ćwiczenia. Wielu znajomych podkreślało, że schudłam i że dobrze wyglądam. Kiedyś współlokatorka z akademika zapytała się mnie, czy nie mam problemów z odżywieniem. Strasznie mnie to zezłościło, ponieważ ówczesny tryb mojego życia uznawałam za zdrowy.
Kiedy zorientowałam się, że coś jest nie tak? Kiedy zaczęłam unikać wspólnych posiłków zarówno z rodziną, jak i znajomymi. Najgorszy okazała się czas sesji. Owładnięta kultem ciała nie byłam w stanie skoncentrować się na nauce. Teraz myślę, że wynikało to również z głodu, braku podstawowych składników odżywiania. Przy 170 cm wzrostu ważyłam raptem 43 kg. Momentami nie miałam siły wstać z łóżka. Moje wychudzone ciało ukrywałam pod grubymi swetrami z wełny. Do problemów żywieniowych doszedł stres związany z sesją.
Można powiedzieć, że byłam wrakiem człowieka. Na jednym z egzaminów doszedł do mnie wykładowca, zapytał się, czy dobrze się czuję. Odpowiedziałam, że wszystko dobrze, tylko się trochę denerwuję. Poprosił mnie, żebym została po egzaminie. Gdy wszyscy opuścili salę, podeszłam do wykładowcy. Powiedział mi, że od dłuższego czasu mnie obserwuje i że niepokoi go mój wygląd. Oczywiście próbowałam się tłumaczyć, że to stres, zmęczenie...Polecił mi BON (Biuro ds. Osób Niepełnosprawnych). Obecnie korzystam z pomocy psychologa i staram się racjonalnie odżywiać.
Zawsze bardzo dobrze się uczyłem: same świadectwa z czerwonym paskiem, najlepszy uczeń w szkole średniej i w gimnazjum. Rodzice byli ze mnie dumni. A ja wciąż dążyłem do tego, żeby być jak najlepszym. Na studia dostałem się bez problemu - byłem laureatem olimpiady przedmiotowej. Wybrałem studia prawnicze. Całe noce spędzałem na nauce przygotowując się do kolejnego kolokwium. Również na studiach musiałem być najlepszy, ocena dostateczna to była dla mnie porażką. Im gorsza ocena tym więcej czasu spędzałem na nauce. Moje życie towarzyskie ograniczało się do wyjścia na uczelnię. Nie miałem znajomych.
No bo jak? Moi rówieśnicy spędzali czas na imprezach, w pubach, w pełni korzystali z uroków życia studenckiego. Stałem się odludkiem, zresztą nawet ludzie z mojej grupy zaczęli mnie spostrzegać jako odmieńca. Nie chciałem się z nikim przyjaźnić. Miałem wrażenie, ze każdy czeka na moje małe potknięcie. Często towarzyszyło mi poczucie lęku i zagrożenia ze świata zewnętrznego. Co w efekcie prowadziło do wycofania i zamknięcia się we własnych czterech ścianach. Nie potrafiłem z nikim zamienić jednego prostego zdania. Mimo, że nie miałem problemów z nauką, moja osobowość przeszkadzała mi w funkcjonowaniu w społeczeństwie.
Kiedy nie mogłem czegoś zrozumieć, wpadałem w niepohamowana złość. Świadkiem jednego z takich incydentów był mój brat. Oczywiście powiadomił moich rodziców o moim zachowaniu. Zaniepokojeni zaprowadzili mnie (wręcz siłą) do znajomego psychologa. Po kilku wizytach zdiagnozował on u mnie schizofrenię.
Obecnie jestem pod stałą opieką psychologa oraz zażywam leki psychotropowe. Uczelnia również została powiadomiona o stanie mojego zdrowia. Na szczęście nie mam z tego powodów problemów.
Wielu ludzi nie wie, jak zachowywać się w towarzystwie osób dotkniętych chorobą psychiczną. O najczęstsze dolegliwości natury psychicznej i o problemy będące ich konsekwencjami, zapytaliśmy panią Katarzynę Mikę, psychoterapeutkę oraz doktorantkę w Klinice i Katedrze Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, pracującą w Centrum "Po Zmianę".
Katarzyna Mika: Oczywiście, że się zgłaszają, jednak stanowią ok. 20% wszystkich osób przychodzących do naszego centrum. Studenci to normalne osoby dorosłe, które na pewnym etapie życia (zakładam, że średnio między 19. a 25. rokiem życia) cierpią z powodu objawów związanych z ich życiem emocjonalnym, towarzyskim, rodzinnym czy zawodowym. Specyfika tej grupy osób jest o tyle ciekawa, że oprócz zmagań z życiem studenckim, osoby te przechodzą również ewolucyjnie nieunikniony kryzys między adolescencją a wejściem w dorosłość.
Doświadczają kilku rozwojowo ważnych konfliktów wewnętrznych, jak intymność a budowanie bliskich relacji, indywidualność a zależność, wybór ścieżki zawodowej. Mam taką intuicję, w oparciu o doświadczenie pracy z młodymi dorosłymi, że studenci znacznie częściej niż inne osoby w podobnym wieku zgłaszają się na leczenie w związku z powyższymi problemami życiowymi. Przyczyn tego stanu może być kilka. Być może m.in. mniej boją się stygmatyzacji, kierują się własną opinią lub stylem życia płynącym z zachodnich granic, mają większe przyzwolenie wewnętrzne na pracę ze swoją psychiką, a może system edukacji wzmaga trudności z radzeniem sobie. Dodatkowo osoby te różnią się między sobą rodzajami zaburzeń i głębokością objawów.
-Nie sposób określić, które z zaburzeń dominuje w tej grupie. W warunkach polskich brakuje statystycznych badań epidemiologicznych z tego zakresu, choć pewne prace w tym kierunku zostały już podjęte, chociażby w środowisku wrocławskim. Przypuszczam, że podobnie jak w całej populacji na pierwsze miejsce wysuwać się będą zaburzenia nastroju, zaburzenia lękowe i nadużywanie substancji psychoaktywnych. Jednak należy podkreślić również, że części zaburzeń psychicznych towarzyszą dolegliwości somatyczne (m.in. choroby skóry, jak atopowe zapalenie skóry, trądzik, astma, ataki paniki, kołatanie serca, płytki oddech, mutyzm, niedowłady kończyn), które mogą być najbardziej widoczne dla samej osoby cierpiącej jak i dla otoczenia.
- Im więcej wymieniłabym czynników, tym zapewne trafniej opisałabym podłoże tych zaburzeń. Jednak, jak rozumiem, niewiele wniosłoby to dla konkretnej osoby, czytającej ten artykuł. Ponieważ nie ma uniwersalnej przyczyny. Każdy cierpiący potrzebuje doszukać się własnej kombinacji czynników przyczynowo - skutkowych aktualnego stanu. W dodatku nie sposób osiągnąć całkowitej pewności w tej materii. Należałoby jednak podać - niczym truizm - kombinację następujących czynników: wyposażenia genetycznego z mechanizmami wewnątrzpsychicznymi, zabarwioną doświadczeniami społecznymi, w tym środowiskiem rodzinnym, ważnymi relacjami i pewnymi czynnikami kulturowymi.
- Z nowa formą życia i przyswajania wiedzy, tak różną od modelu edukacji wcześniejszej, często poza miejscem zamieszkania, która stwarza konieczność podejmowania nowych obowiązków. Dodatkowo problemu dostarczają ogromne ambicje i oczekiwania związane z charakterystycznie polskim podejściem do edukacji wyższej.
Mam wrażenie, że istnieje niepisana norma społeczna, aby młody "szanujący się" Polak posiadał wykształcenie wyższe, bo inaczej nie znajdzie "dobrej" pracy. Tymczasem uważam, że jest to całkowite kłamstwo, pozbawiające tysiące młodych ludzi inicjatywy, kreatywności i radości z odkrywania siebie.
Z badań wynika, że osoby, które dobrze radzą sobie na studiach (przy aktualnym systemie edukacji), to introwertywni neurotycy. Aby dobrze przyswoić teoretyczny materiał z kilku, czy kilkunastu egzaminów, potrzeba zahamować ogromną część własnej energii życiowej. Energii życiowej i chęci nabycia nowych umiejętności nie brak młodym Polakom, jednak po 5 latach życia od sesji do sesji, często tracą z oczu własną inicjatywę. A model życia, w którym ciągle podlega się zewnętrznym wytycznym i ocenie, staje się modelem funkcjonowania w dalszej dorosłości. Czy to nie smutne?
Przedstawiłam tu sytuację dotyczącą wszystkich studentów, również osób ze zdiagnozowanym zaburzeniem psychicznym. Jednak te ostatnie osoby będą tym bardziej narażone na arbitralne wymogi systemu edukacji, w kwestii terminów zaliczania kursów, zakresu materiału, lękowego systemu weryfikacji zdobytej wiedzy czy umiejętności (egzaminy na czas, testy wielokrotnego wyboru, itp.). Nie można również zapomnieć, że wykładowcy są również ludźmi, którzy tak samo mogą cierpieć na zaburzenia psychiczne, a przynajmniej na zmiany nastrojów, czy doświadczać trudnych zdarzeń w życiu.
- Uważam, że ważne, aby głośno powiedzieć, że pomocy chorym psychicznie udzielają specjaliści. Nie można wymagać od rodziny, znajomych, czy grona pedagogicznego, aby udzielali pomocy tym osobom. Wręcz nie powinni. Natomiast, to co można zrobić w codziennym życiu, to być w otwartym kontakcie z taką osobą. Jest to taki sam priorytet jak w każdej innej relacji. Otwartość na wyrażanie emocji, w tym na wyrażanie sprzeciwu, kiedy czujemy, że coś nam nie odpowiada, oraz otwartość na przyjęcie i akceptację odmienności.
- Studenci ci wymagają, tak samo jak każdy inny student, indywidualnej uwagi, otwartego kontaktu, ustalenia wzajemnych zasad względem realizacji założeń uczelnianych. Zaburzenie psychiczne nie jest równoznaczne z upośledzeniem umysłowych. Studenci ci wykazują taką samą, a czasem nawet wyższą inteligencję.
Bywa tak, że potrafią realizować ponadprzeciętne osiągnięcia w jednej specjalizacji, która ich interesuje, przy czym zupełnie nie interesować się inną, przez co ją zupełnie zaniedbywać. Ale czy właśnie nie na tym polega rozwój własnych kompetencji?
Należy jeszcze podkreślić, że w sytuacjach ostrych, kiedy student staje się agresywny lub autoagresyny, albo traci zdolność testowania rzeczywistości, tzn. wypowiada treści urojeniowe, ma halucynacje, traci orientację co do miejsca, czasu lub własnej osoby - należy bezzwłocznie wezwać Pogotowie Ratunkowe. Są to sytuacje kryzysowe, które zdarzają się bardzo rzadko i tylko w kilku zaburzeniach psychicznych.
- W ośrodkach państwowych - wówczas nieodpłatnie, w ramach ubezpieczenia studenckiego - np. w Poradniach Zdrowia Psychicznego, przy szpitalach, przy ośrodkach zdrowia, ale też czasami przy uczelniach w Akademickich Poradniach Zdrowia Psychicznego.
W gabinetach prywatnych, których z roku na rok przybywa na rynku polskim. Osoby z zaburzeniami psychicznymi, jak i osoby z płytszymi dolegliwościami emocjonalno-psychicznymi, mogą wybierać spośród licznych form pomocy: farmakoterapii u psychiatry, psychoterapii indywidualnej lub grupowej u psychoterapeuty, konsultacji u psychologa, zajęć psychoedukacyjnych, terapii zajęciowej (muzykoterapii, psychorysunku, relaksacji, psychoterapii tańcem i ruchem) oraz osteopatii.