Eliza Istynowicz: Dobrze jest rozumieć, że wyprowadzenie się dziecka, samo w sobie jest stresorem, czyli innymi słowy sytuacją wprowadzającą zmianę w życiu całego systemu rodzinnego. Trudności które mogą pojawić się takim momencie, w terapii nazywamy kryzysem adaptacyjnym.
I tu w nieco innej sytuacji są dzieci wkraczające w nowe środowisko i stojące na progu dorosłego życia, nowych wyzwań i oczekiwań, a innej rodzice, którzy symbolicznie tracą swoją pozycję autorytetu i czasami pozostają w poczuciu bycia nieważnymi, bądź przynajmniej nie najważniejszymi dla swoich pociech.
W szczególnej sytuacji są kobiety, które nierzadko poświęcają np. swoją aktywność zawodową, na rzecz wychowania potomstwa, dzięki czemu bardzo silnie identyfikują się z rolą matki, więc po "odejściu" dziecka pozostają niekiedy w poczuciu utraty części swej tożsamości.
Badania pokazują, że częściej na tzw. syndrom pustego gniazda zapadają osoby, których związki partnerskie nie są satysfakcjonujące, co wydaje się zrozumiałe kiedy uświadomimy sobie, że dwoje ludzi przez wiele lat funkcjonowało głównie w roli rodziców. Trudniej z odejściem dzieci radzą sobie również ojcowie posiadający przekonania, że za mało czasu poświęcali dzieciom.
Piotr Goc: Wiele zależy od relacji jaka łączy rodziców i dziecko, od umiejętności adaptacji do nowych warunków, a także od cech osobowości. Każda ze stron przeżywa rozłąkę na swój sposób. Kiedy relacja rodzic-dziecko jest dojrzała, zbudowana na silnych fundamentach, zarówno jedna, jak i druga strona będą traktować wyjazd na studia jako kolejny, w pełni naturalny, etap w życiu rodziny.
Na wyjeździe z dala od domu dziecko uczy się samodzielności, nabiera pewności siebie i choć taka szkoła życia nie zawsze jest łatwa, na pewno procentuje w przyszłości. Z kolei rodzice muszą poradzić sobie z syndromem pustego gniazda, pogodzić z faktem, że kontakt z dzieckiem prawdopodobnie już nigdy nie będzie tak intensywny jak dotychczas. Dla obu stron rozstanie nie jest sytuacją prostą, jednak przy właściwym nastawieniu może wnieść wiele dobrego.
Eliza Istynowicz: Odpowiedź na to pytanie nastręcza pewną trudność, ponieważ należałoby w pierwszej kolejności ustalić definicję "nadopiekuńczości". Każda rodzina ma nieco inny styl i poziom akceptowanej bliskości i granic.
To nad czym warto się zastanowić, to chociażby po czym rozpoznałbym własną nadopiekuńczość a co uznałbym za pozostawienie dziecka samego? Jak dotąd wspierałem i wyrażałem swoje zainteresowanie jego sprawami i jak ono życzyłoby sobie, aby nasze relacje kształtowały się w przyszłości.
Innymi słowy, znowu warto po pierwsze pomyśleć, porozmawiać i wspólnie wynegocjować, co w ramach naszego systemu rodzinnego, postrzegamy jako zachowania kojarzące się z nadopiekuńczością, a co umiejscowilibyśmy na przeciwnym krańcu tego kontinuum. Kiedy wykonamy już taką wspólna pracę, jedyne o czym musimy pamiętać, to aby trzymać się środka skali i unikać skrajności.
Piotr Goc: Na pewno nie należy traktować wyjazdu dziecka w kategoriach katastrofy czy myślenia typu "wszystko albo nic", czyli "albo jesteś przy nas całe życie albo tracimy cię na zawsze".
I tu znów wrócę do relacji. Jeśli jest ona prawidłowa, oparta na wzajemnym zrozumieniu i zaufaniu, to tak naprawdę nie potrzeba do wyjazdu wielkich przygotowań, w sensie mentalnym. To naturalne, że dziecko staje się dorosłe, wchodzi w kolejny etap życia, usamodzielnia się. Zazwyczaj rodzice z takim podejściem dość szybko adaptują się do nowej sytuacji.
Natomiast kiedy rodzice nie pozwalają dziecku dorosnąć, nie chcą odciąć pępowiny i żyją w przekonaniu, że dziecko samo nie da sobie rady, wyjazd z domu rodzinnego zawsze będzie problemem, źródłem konfliktów i rozczarowań. W takiej sytuacji, żadne przygotowanie nie pomoże. Wyjazd będzie traktowany w kategoriach "końca świata" i wielkiej utraty.
Im bardziej rodzic jest spełniony, realizuje własne pasje i marzenia, ma grono znajomych i przyjaciół, którzy będą w stanie wypełnić chwilową pustkę, tym szybciej zaakceptują wybór dziecka i przyzwyczają się do nowej sytuacji. Również i dziecku tego typu nastawienie ze strony rodziców da poczucie wsparcia i pozwoli w pełni cieszyć się nowymi możliwościami, jakie oferuje wyjazd. Jeśli dziecko będzie widziało, że rodzice potrafią być szczęśliwi, również i ono szybciej i chętniej rozwinie skrzydła.
Piotr Goc: Najważniejszy jest umiar. Warto czuwać, obserwować, wspierać, jednak nie należy być zbyt nadopiekuńczym czy nachalnym w kontakcie. Musimy dać naszemu dziecku, studentowi, odrobinę wolności. Nie kontrolujmy każdego jego ruchu. Niech będzie odpowiedzialny za siebie, swoje czyny i wybory. Oczywiście, nie zostawiajmy go samego a wprost przeciwnie wspierajmy go. Nie dawajmy gotowych rozwiązań, ale starajmy się naprowadzać, dyskutować tak, aby młody człowiek miał poczucie, że to on sam, z naszym wsparciem, kształtuje swoje życie. Nie oceniajmy, ale pomagajmy w podejmowaniu lepszych decyzji.
Eliza Istynowicz: W psychologii poznawczej przyjmujemy założenie, że od tego, jakie znaczenie nadajemy sytuacji, zależy nasza ocena i reakcja emocjonalna. Innymi słowy to, co myślisz, warunkuje to, jak odczuwasz. Dobrze więc wprowadzać porządek do swego myślenia.
Co mam na myśli? Otóż np. dobrze jest sprawdzić jakie są moje przekonania na temat rodzicielstwa. Czego najbardziej obawiam się w związku z tą zmieniającą się sytuacją? Czy żyłam/em dotąd w przeświadczeniu, że moje dziecko zostanie ze mną na zawsze? Jaką rolę odgrywa w moim życiu moje potomstwo? Czy pełni ono funkcję mediatora w moim małżeństwie? Czy ma ono wobec mnie jakieś obowiązki? Czy w mojej obawie, pod lękiem nie skrywa się aby "tyle dla ciebie poświęciłam a teraz mnie opuszczasz?"
Jeżeli tak , to jest to dobry moment na zastanowienie się i przedefiniowanie. Jeśli nie, to znakomicie, oznacza to bowiem że prawdopodobnie powinnam/powinienem, po pierwsze pogratulować sobie doskonale wykonanej pracy. Tak, udało ci się wychować tego człowieka na jednostkę samodzielną na tyle, aby mogła pójść w świat i dalej rozwijać się już bez twojej pełnej opieki, choć wciąż przy twoim szczerym, empatycznym wsparciu.
To co należy zrobić w takim momencie to zauważyć, że w nasze życie wpisana jest zmiana, a ta jest kolejną naturalną konsekwencja tego, że dziecko przestało ssać pierś, nosić pieluszkę, chodzić do przedszkola itd., Następnie należy przeżyć stratę, być może ją opłakać. Czasem przyjmuje to postać żałoby, trzeba sobie na to pozwolić, pamiętając, że stawianie oporu zmianie i emocjom, które ona przynosi, pogłębia cierpienie i powoduje, że trwa ono dłużej.
"Odejście" dziecka z domu nie musi oznaczać dla rodziców bolesnej straty, może być również szansą wkroczenia w nowy, fascynujący etap życia. Kiedy jeśli nie właśnie teraz jest pora na odświeżenie młodzieńczych marzeń i pasji? Ponowne umówienie się na randkę z własnym mężem? Nauczenie nowego języka? Realizowanie potrzeb na które nie było dotąd przestrzeni?
Spróbujcie zrobić z tego wydarzenia radosny rytuał przejścia, ustalcie jak chcielibyście aby wasze życie wyglądało, sprawdźcie co możecie zrobić. I cieszcie się bo za wami kawał dobrej roboty!
***
Eliza Istynowicz - psycholożka, psychoterapeutka, ukończyła Wydział Psychologii Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie; pracuje w nurcie poznawczo-behawioralnym. Obecnie jest w trakcie szkolenia w Szkole Psychoterapii Centrum CBT rekomendowanym przez Polskie Towarzystwo Terapii Poznawczej i Behawioralnej (PTTPB), które jest członkiem European Association for Behavioural and Cognitive Therapies (EABCT).
Ma doświadczenie w pracy z osobami doznającymi lęku uogólnionego oraz napadowego, PTSD. Pracuje z osobami dorosłymi i młodzieżą znajdującymi się w kryzysie, doświadczającymi wypalenia zawodowego, mierzącymi się na co dzień z depresją, zaburzeniami odżywiania czy poczuciem nieadekwatności i obniżoną samooceną.
Związana z Kliniką Stresu
Piotr Goc - założyciel Strefy Myśli . Psychoterapeuta poznawczo-behawioralny. Teolog. Prowadzi psychoterapię w nurcie CBT. Specjalizuje się w pracy z osobami dorosłymi, które szukają pomocy w rozwiązaniu swoich problemów, m.in. zmagającymi się z depresją lub stanami obniżonego nastroju, niską samooceną, zaburzeniami lękowymi (w tym fobie) , zaburzeniami osobowości a także terapia par i małżeństw.
Zajmuje się również treningiem umiejętności społecznych. Kształcił się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz w Szkole Psychoterapii Poznawczo-Behawioralnej w Warszawie.
Obecnie doskonali swoje umiejętności w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Aktywnie zgłębia wiedzę dotyczącą terapii opartej na akceptacji i zaangażowaniu. W pracy terapeutycznej szczególnie ceni sobie otwartość i wzajemne zaufanie, a także obustronne zaangażowanie w proces terapeutyczny.