Słoik w wielkim mieście

Słoik- duże szklane naczynie, zazwyczaj o owalnym kształcie, służące do przechowywania żywności w hermetycznym zamknięciu, w celu przedłużenia jej przydatności do spożycia. Z tą definicją każdy się zgodzi. Jednak rzecz staje się mniej oczywista gdy słoikiem nazwiemy studenta wyższej uczelni, lub słoikami całą studencką grupę społeczną.

Słoik...czyli kto?

O ile większość z nas nie spotkała się nigdy z takim określeniem, w większych miastach - a szczególnie w Warszawie bije ono obecnie rekordy popularności. Kogo możemy nazwać słoikiem? Odpowiedź jest prosta - każdego, kto spoza stolicy pochodzi. Czyli...jakieś 4/5 żyjącej tu na co dzień ludności. Konkretniej - słoik to osoba pochodząca ze wsi, mniejszego, lub nieco większego miasteczka, która przeniosła się do dużego, obcego miasta w celu kontynuowania własnej edukacji. Czemu akurat 'słoik'? Nic prostszego - nazwa ta pochodzi od przywożonego w słoikach jedzenia maminego wyrobu (kiedyś zwanego "wałówką").

Problemów, z którymi borykają się słoiki jest co niemiara. Szczególnie trudne okazują się początki. Bo ledwo człowiek zdoła zdać maturę, jeszcze z sianem w głowie (młodość durna i bzdurna daje się we znaki), a tu musi już podjąć poważne decyzje. Musi stać się raptem dorosły i odpowiedzialny oraz, co najgorsze, spakować walizki i opuścić rodzinne ciepłe gniazdko.

Jak sobie poradzić w wielkim mieście i nie dać się porwać nagłemu zgiełkowi, mnogości rozrywek czy rosnącym cenom? Jako najprawdziwszy, dumny ze swojej słoikowatości słoik spróbuję Wam udzielić tych odpowiedzi.

Jak żyć?

Dość problematyczną kwestią może okazać się samo przytłaczające swoją wielkością, zgiełkiem i ruchliwością miasto. Pierwsza rada - w razie wędrówek zaopatrzcie się w mapę i - błagam! - nie bójcie się zapytać warszawiaka o drogę. Nie odgryzie wam palca, gwarantuję. Proponuję też ustawić sobie na laptopie zakładkę strony 'jakdojade.pl' i regularnie z niej korzystać. Każda podróż w nieznane wyda nam się dziecinną fraszką igraszką. Jeśli chodzi o rozkłady jazdy środków komunikacji miejskiej pomocna jest strona 'ztm.waw.pl'. I życie staje się prostsze.

Klika wyrażeń ze słowniczka, które musimy przyswoić, żeby uniknąć zbędnych wędrówek. Jeśli usłyszymy - spotkajmy się przy rotundzie (a usłyszymy nie raz na pewno) kierujemy się do centrum miasta. Rotunda jest to bardzo charakterystyczny okrągły budynek w samym centrum, siedziba banku PKO, położony obok domów handlowych. Tak, tak. Tego wielkiego pasażu. Gdy słyszymy, że coś lub ktoś czeka 'przy pekinie', bez paniki, oznacza to przy Pałacu Kultury i Nauki. Natomiast hasło 'na patelni' oznacza: na dolnym placu przy głównych wejściach do metra.

Warszawa na pierwszy rzut oka wydaje się pochłaniającym potworem, którego nie da się polubić, a jedynie w którym można zgubić siebie i swoje poglądy. Nie uprzedzajmy się jednak - jest ona bardzo przyjazna studentom. Po kilku miesiącach ;)

Gdzie żyć?

Wybór dzielnicy i miejsca zamieszkania jest kluczową kwestią. Aby znaleźć 'fajną' miejscówkę niestety trzeba się nabiegać. Problem z głowy jeśli masz zaklepany akademik. Jeśli jednak szukasz stancji na własną rękę, na początku proponuję odrzucić wszelkie ogłoszenia dotyczące mieszkania z osobami starszymi, czy z małymi dziećmi w pokoju obok. Nawet gdy jest kilka złotych taniej, długo ze sobą nie wytrzymacie. Najlepiej mieszka się ze studentami - zrozumiecie swoje problemy, wybryki, jak i potrzebę ciszy w czasie sesji.

Uwaga, uwaga. Mieszkania w starych blokach, choć przytulne i urokliwe, niestety często posiadają zsypy w klatkach, co równa się karaluchy . Zwróćcie na to uwagę.

Jaka dzielnica? Najważniejsze jest, żeby było dobre połączenie komunikacyjne z uczelnią, do której (prawie;)) codziennie będziesz dojeżdżał. Mieszkania "pięć minut spacerkiem" do metra są najbardziej pożądane, jednak każde połączenie blisko przystanku autobusowego lub tramwajowego też jest w cenie. Przestaw swój tok myślenia, w Warszawie godzinny dojazd do celu nie jest żadną tragedią. Nie ma się też czego bać, gdy chodzi o takie dzielnice jak Praga Północ, Południe, czy Saska Kępa. Historie o wielkim czyhającym na człowieka za każdym zaułkiem niebezpieczeństwie, są mocno przesadzone. Dzielnice mieszczące się po prawej stronie Wisły obecnie są bardzo w modzie, dojazd do centrum jest naprawdę sprawny, a dodatkowo można znaleźć coś w dobrej cenie.

Nieco odleglejsze dzielnice mają też swoje inne plusy. Można odpocząć od zgiełku i się wyciszyć wychodząc na własny balkon, zdecydowanie więcej w nich zieleni i czystszego powietrza.

Czy da się oszczędzać?

Warto wspomnieć o możliwości zaoszczędzenia kilku złotych na komunikacji. Obowiązkowy dla studenta jest zakup karty miejskiej, bilety jednorazowe potrafią pochłonąć naprawdę spore sumy. Jeśli kupujemy kartę miejską, to najlepiej od razu na trzy miesiące. Wtedy zamiast co miesiąc 50-ciu złotych, wydamy raz na trzy miesiące 125. Rachunek jest prosty - 25 zł mamy w kieszeni, chociażby na ksero.

Oszczędności ciąg dalszy. Starajmy się nie kupować w sklepach osiedlowych! Wydaje się głupie? A ceny tam naprawdę potrafią zaskoczyć. Najlepiej jest wybierać się raz na tydzień na większe zakupy do hiper- czy supermarketu. W Warszawie pełno jest Lidlów, Biedronek, a w każdej większej galerii znajduje się Carrefour. Ceny są tam normalne, a także często można trafić na jakąś fajną promocję typu: kup trzy piwa, a kufel otrzymasz gratis. Przyznacie, że kuszące? ;)

Nie dajcie też sobie wmówić, że sklep typu Biedronka to w wielkim mieście obciach. W wielkim mieście obciachem jest dać sobie wmówić, co to jest obciach. A w najgorszym wypadku zostaniecie posądzeni o hipsterstwo.

Gdzie się bawić i jak się bawić?

Gdy mowa o rozrywkach - legendy wcale nie kłamią. W Warszawie można się dobrze bawić, a nawet trzeba, niekoniecznie za horrendalne pieniądze. Rada od doświadczonej w tej kwestii studentki - polubcie kilka fanpejdżów klubów na facebooku, a będziecie wiedzieli zawsze na bieżąco gdzie, co i kiedy. Dodatkowo na stronach znajdziecie informacje o wszelkich fajnych promocjach, czy to o wejściach do klubu za free "na hasło", czy o promocjach na barze. Czasem można się załapać nawet na darmowe drinki.

Niezaprzeczalnie najbardziej rozrywkową ulicą w Warszawie jest Mazowiecka, gdzie w weekendy spotkacie więcej studentów skupionych w jednym miejscu niż przez wszystkie lata na uczelni. Zdecydowanie można się tam polansować.

Kolejna rada jak zaoszczędzić? Bardzo prosta - nie zabierajcie ze sobą na imprezy kart płatniczych! W ferworze dobrej zabawy kupowanie w klubie kolejnych shotów może się nie kończyć, w przeciwieństwie do naszych pieniędzy. Po wyjściu z klubu, nawet gdy jesteśmy bardzo zmęczeni, NIGDY nie wsiadajmy do taksówek stojących tuż przed klubem. Ich taryfa może być nawet kilka razy droższa niż pozostałych.

Powroty z imprez nocnymi autobusami, tzw. Nkami (odjeżdżającymi z dworca centralnego równo co pół godziny) też są do przeżycia. Krążą wokół nich co prawda i mnożą się historie, że hołota, gangsterka, monar i napady z bronią. Trzeba je traktować jednak z przymrużeniem oka. O ile nie szukamy na siłę zaczepki, nic nam się złego stać nie powinno. Oczywiście, bardzo prawdopodobne jest, że przyklei się do nas jakiś nietrzeźwy jegomość i nie będzie chciał odczepić, dopóki nie poczęstujemy go papierosem. Jednak na tym moje doświadczenia się kończą.

Podróżując po Warszawie transportem miejskim, szczególnie nocą, możemy poznać również inną subkulturę, tzw. Legionistów. Wbrew pozorom nie są to takie złe chłopaki, o ile oczywiście głośno nie manifestujemy swojej miłości do Lecha Poznań. Jeśli mamy szczęście to umilą nam czas chóralnym śpiewem lub uraczą piwem. Bywają też osobniki agresywniejsze, gdy widzimy, że sytuacja robi się nieciekawa, nie panikujmy i czym prędzej zawiadommy o tym kierowcę/maszynistę.

Jak nie podpaść warszawiakowi?

Aby nie być przegranym od samego początku musimy pamiętać, aby:

1. Nie krytykować miasta, którego na dobrą sprawę nawet nie znamy. Warszawiacy mają alergię, gdy przyjezdni w kółko smęcą że stolica a to brzydka, a że szara, bez perspektyw, wszędzie brudno i drogo. Kupią wam bilet powrotny do domu, albo zaczną omijać szerokim łukiem. Trudno się im dziwić.

2. Stać zawsze po prawej stronie ruchomych schodów, chodzić lewą. Wydaje się, że drobnostka? Przejedziecie się kilka razy w tę i z powrotem, sami zrozumiecie.

3. Pozwalać ludziom najpierw wyjść z autobusów/metra/tramwajów, dopiero później wchodzić. Chyba nikt nie chcecie dostać parasolką od podirytowanej babci...

4. Być sobą. Nie zgrywać na siłę wielkomiejskiego pana, ale też nie wstydzić się swoich korzeni! Warszawiacy są dumni z bycia warszawiakami? My bądźmy dumni że pochodzimy "z Sokółki"!

Co najważniejsze, szanujmy kulturę i historię miasta, w którym przyszło nam studiować i żyć. Nikt nie wie jak potoczą się nasze losy - może znajdziemy w Warszawie miłość/pracę/dom swojego życia i zostaniemy tu na stałe? Oczywiście, bądźmy dumni ze swojej słoikowatości, ale nie zamykajmy się na amen i spróbujmy się z czasem trochę odkręcić ;)