W zeszłym tygodniu trzech warszawskich inwestorów (dwie uczelnie i spółka) przejęło Wyższą Szkołę Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu. Spółka Eduscientia, właściciel i założyciel tej jednej z najlepszych uczelni niepublicznych w kraju, była zadłużona na 17 mln zł.
- Władze uczelni tłumaczą, że na kłopoty ze spłatą zadłużenia złożyły się dwa czynniki - mówi rektor uczelni Krzysztof Pawłowski. - Ze względu na niż demograficzny zaczęła spadać liczba studentów. Poza tym do tej pory bardzo atrakcyjnym dla studentów był amerykański dyplom Bachelor of Science in Management, który nasi studenci (poza polskim dyplomem magistra) mogli otrzymywać dzięki ścisłej współpracy uczelni z National Louis University w Chicago. Po wejściu do UE straciliśmy dużą grupę studentów, którzy zaczęli wybierać uczelnie zagraniczne - tłumaczy rektor.
Pawłowski będzie rektorem w Nowym Sączu do sierpnia 2012 roku, potem zostanie honorowym prezydentem.
Jeden z inwestorów w Nowym Sączu Jarosław Gerard Podolski, nowy prezydent WSB-NLU, dodaje, że jak wynika z jego obserwacji, a także niezależnych badań w 2025 r. spośród ponad 330 uczelni niepublicznych na rynku pozostanie 50 najlepszych.
- Pierwsza fala niżu uderzy w uczelnie prywatne na peryferiach ośrodków akademickich. Ale pozostałe nie mogą się czuć bezpiecznie, bo niż do nich też przyjdzie - twierdzi ekonomista Bartłomiej Gorlewski, współautor raportu ''Demograficzne tsunami'' opublikowanego na stronie Instytutu Rozwoju Kapitału Intelektualnego im. Sokratesa, na co dzień pracownik SGH w Warszawie.
Dlaczego? Bo w latach 2008-20 liczba osób w wieku 18-24 lata, a więc w tradycyjnym wieku studenckim spadnie o ok. 1,5 mln. A jeśli tzw. wskaźniki skolaryzacji utrzymają się na obecnym poziomie, to do 2020 roku możliwy jest spadek liczby studentów nawet o 600-800 tys. - podaje ''Strategia rozwoju szkolnictwa wyższego w Polsce do 2020 r.'' (na zlecenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przygotował Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową oraz Ernst & Young Business Advisory).
Spadek liczby studentów może uderzyć najbardziej w uczelnie niepubliczne - w listopadzie 2010 r. studiowało w nich ponad 580 tys. osób - blisko 32 proc. wszystkich studentów. Wszystkich studentów było ponad 1,8 mln osób.
Największe oblężenie uczelnie przeżyły w roku akademickim 2005/06 (prawie 2 mln osób bez studentów cudzoziemców). Później z każdą rekrutacją liczba studentów spadała. - Za kilka lat prognozowana liczba wszystkich studentów będzie niższa od obecnie studiujących na uczelniach publicznych. Innymi słowy: w 2020 roku wszyscy studenci pomieszczą się na uczelniach publicznych - potwierdza Gorlewski.
Dlatego uczelnie niepubliczne stają na głowie, by przyciągnąć młodych. Np. Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego uruchomiła w tym roku akademickim aż 11 nowych kierunków. A i tak spadek liczby studentów jest znaczny.
- Mieliśmy ok. 560 kandydatów mniej niż w rok temu - przyznaje prof. Zbigniew Maciąg, współzałożyciel uczelni.
Wyższa Szkoła Europejska im. ks. Józefa Tischnera, która odnotowała 5-proc. spadek kandydatów w ciągu ostatnich trzech lat, tegoroczną rekrutację planuje rozszerzyć na inne kraje, m.in. Ukrainę i Chiny. Wrocławskie uczelnie już pięć lat temu wraz z władzami miasta wyruszyły po studentów na Ukrainę. - ''Teper Wrocław'' - to akcja, z którą byliśmy w 12 największych miastach ukraińskich. Dzięki niej w październiku 2007 roku przyjechała do nas pierwsza dwudziestka młodych Ukraińców. W kolejnych latach zainteresowanie rosło, teraz drugi rok z rzędu mamy setkę nowych studentów z Ukrainy - mówi dr Marek Zimnak, szef stowarzyszenia PR i promocji uczelni polskich PRom, na co dzień pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że najlepsze uczelnie powinny przetrwać, ale to będzie zależało od nich samych. - Wspieramy uczelnie niepubliczne, inwestując w najlepsze. To jednak głównie od kompetencji władz i kadry uczelni niepublicznych zależeć będzie, jak przetrwają kryzys finansowy i demograficzny. Inwestowanie w jakość na pewno pomoże - mówi Bartosz Loba, rzecznik resortu nauki. I dodaje: - Do tej pory w uczelnie niepubliczne zainwestowaliśmy ponad 1 mld zł ze środków strukturalnych. Uczelnie niepubliczne, które są naprawdę dobre, na pewno sobie poradzą.
Niż odczuwają też uczelnie publiczne, mniej chętnych jest przede wszystkim na płatne studia niestacjonarne. Uczelnie walczą o studentów, a najzdolniejsi są wręcz rozchwytywani. Maturzyści biorą pod uwagę tylko najlepsze uczelnie publiczne, a zaproszenia z prywatnych wyrzucają. - Dostałem zaproszenie z jakiejś prywatnej uczelni poznańskiej. Zostaję w Krakowie, bo Uniwersytet Jagielloński ma największe osiągnięcia w konkursach informatycznych - przyznaje Wiktor Kuropatwa, laureat olimpiady informatycznej, uczeń klasy 3a z V LO w Krakowie.
Uczelnie niepubliczne, by przetrwać, będą być może obniżały czesne. To dobre dla studentów, ale czy dla jakości kształcenia?
Za semestr politologii stacjonarnej w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego trzeba zapłacić 1,9 tys. zł. Jak usłyszeliśmy od założycieli uczelni, to cena, której nie można już obniżyć. Tu zaczyna się ostra rywalizacja o studentów z sektorem publicznym, gdzie często zostają wolne miejsca na studiach stacjonarnych.
- Sektor publiczny i prywatny toczą nieustającą walkę o studentów. Oba za wszelką cenę chcą ich zatrzymać, dlatego uatrakcyjniają oferty i tworzą nowe, często zawodowe kierunki, które odbiegają od ich podstawowego profilu. Ale próby zatrzymania studentów przez uczelnie za wszelką cenę mogą też doprowadzić do obniżenia poziomu nauczania - ostrzega Zdanowski.