Lokale wyborcze zamknęły się niemal w całej Polsce o godzinie 21, choć np. na warszawskiej Woli, czy w podwarszawskim Sulejówku kolejki wyborców wiły się w tym czasie przed siedzibami komisji. Jednak nic nie przebije komisji obwodowej na wrocławskim Jagodnie. O godz. 21 w kolejce do głosowania nadal czekało ponad tysiąc osób. Według informacji przekazanych przez "Gazetę Wyborczą" o północy do lokalu wyborczego zbliżali się dopiero ci, którzy w kolejce stanęli około godziny 18:30. Sytuację tę skomentowała szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak.
- Z informacji, które przekazała nam delegatura we Wrocławiu (...) wynika, że głosowanie trwało tam aż do po godziny drugiej w nocy. - podkreśliła podczas poniedziałkowej konferencji prasowej PKW szefowa Krajowego Biura Wyborczego. - W tej chwili już mają policzone głosy do Sejmu, zostały im jeszcze do Senatu i w referendum, także sprawnie im to idzie. Natomiast (...) z taką sytuacją jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia - przyznała Magdalena Pietrzak.
Szefowa KBW podkreśliła, że warunki, w których oczekiwać musieli wyborcy "były tragiczne".
Widzieliśmy, że było zimno, a wyborcy musieli czekać na zewnątrz. Najważniejsza rzecz, jaka powinna wybrzmieć: to nie PKW organizuje lokale i siedziby komisji. I nie PKW dowozi karty z rezerwy. One znajdują się w posiadaniu urzędów gmin i oczywiste jest, że zaskoczyła wszystkich frekwencja, ale wysoka frekwencja była też w innych miastach
- podkreśliła Pietrzak i przyznała, że mimo świadomości o ogromie zadań ciążących na komisji, musiało dojść do jakiegoś "niedociągnięcia".
Magdalena Pietrzak poinformowała, że w komisji doszło do błędów logistycznych w momencie, gdy zaszła potrzeba dowiezienia nowych kart z rezerw. Nieoficjalnie, samochody z kartami "utknęły w korkach". Szefowa KBW zwróciła uwagę na dodatkowy problem w postaci realnej liczby wyborców. Spis wyborców obejmował według meldunków około 2400 osób uprawnionych do głosowania. Do tej liczby trzeba było jednak doliczyć ponad 1600 osób z zaświadczeniami.
- W skali takiego obwodu to jest bardzo dużo, ale w całej Polsce były takie sytuacje - podkreśliła Pietrzak i dodała, że na wrocławskim Jagodnie był także problem lokalowy - Był bardzo mały lokal wyborczy, więc komisja w ogóle nie bardzo miała warunki, żeby obsługiwać wyborców - wyjaśniła. Zaznaczyła przy tym, że z tej sytuacji należy "wyciągnąć wnioski na przyszłość" ponieważ "nie może tak być, żeby wyborcy musieli w takich warunkach oddawać głosy".