W poniedziałkowym wydaniu "Porannej rozmowy Gazeta.pl" Marcin Kierwiński został zapytany o Marsz Miliona Serc. - Cieszę się z każdej osoby, która była na tym marszu, a było nas mnóstwo. Nie wiem, czy było nas milion, czy półtora miliona. To naprawdę nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Najważniejsze to, że ludzie ze sobą byli, że zobaczyli, że ludzi dobrej woli jest więcej - powiedział.
Poseł Platformy Obywatelskiej odniósł się też do komunikatu stołecznej policji, która poinformowała, że nie ujawni danych dot. liczby uczestników niedzielnej manifestacji. - Bardzo charakterystyczne jest to, że Komenda Stołeczna Policji - zresztą dziękuję bardzo, bo bardzo pomogli nam przy organizacji, bardzo profesjonalnie się zachowali i to trzeba podkreślać - mówi, że nie szacowała liczby uczestników, a dziwnym trafem szczujnia z Woronicza i organy prasowe PiS-u podały, że była nas garstka. Tak właśnie kłamie propaganda pisowska - zaznaczył polityk.
- Liczymy na efekt sondażowy, że cała opozycja zyska na tym marszu - stwierdził Kierwiński i dodał, że manifestacja ta nie była "w żaden sposób warszawskocentryczna". - Kiedy o 9:00 szedłem na pierwszą scenę dopilnować ostatnich przygotowań, mijali mnie ludzie z różnych miejsc w Polsce. Spotkałem ludzi z mojego okręgu wyborczego: z Płocka, z Gostynina... Oni przyjechali, bo wiedzieli, że ten marsz jest ważny, że wczoraj w Warszawie biło serce Polski, że działo się coś wielkiego - powiedział poseł i podkreślił:
Polacy mają dość złej, opresyjnej władzy PiS-u, mają dość kłamstw, którymi są codziennie raczeni przez telewizję publiczną, mają dość sztucznych przedstawień takich, jak to na Orlenie ostatnie - niby ceny spadają, niby jest dobrze, ale za chwilę tego paliwa zaczyna brakować.
Marcin Kierwiński mówił też o sondażach wewnętrznych PO. - One są rzetelne, bardzo uczciwe, bo przecież sami siebie nie chcemy oszukiwać. Ta różnica [między PiS a KO - red.] jest bardzo niewielka. Proszę na to spojrzeć zupełnie inaczej: PiS ma ok. 30, może 35 proc. poparcia, czyli 65 proc. Polaków mówi: mamy dość tej władzy, nie chcemy tej władzy. I to mimo że codziennie z mediów publicznych leje się ordynarna propaganda, że wszystkie te organy prasowe PiS-u za pieniądze podatników kłamią i oszukują. Ja jestem spokojny, że te 65 proc. osób powie "nie" tej władzy - stwierdził gość "Porannej rozmowy Gazeta.pl".
W niedzielę, dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, ulicami Warszawy przeszedł Marsz Miliona Serc. Według władz stolicy faktycznie wzięło w nim udział ok. miliona osób. Jeden z przedstawicieli stołecznego ratusza mówił nawet w rozmowie z TVN24, że było ich "dużo ponad milion". W czasie marszu Donald Tusk mówił, że "przeciwnik nie ma szans", jeśli "buduje się polityczną jedność".
Co oni mogą nam zrobić? Ponad milion ludzi. Może myśleli, że policję wyślą, a ja widziałem uśmiechniętych policjantów - tak trzymać. Sami zostaliście, panie Kaczyński. Ze swoją nienawiścią i pogardą, i partyjnymi towarzyszami. Sami jak palec. Uciekliście z Warszawy dzisiaj [na konwencję PiS w Katowicach - red.] i nie dziwię się. Ja też na waszym miejscu nie chciałbym zobaczyć tego, jak wygląda prawdziwa Polska, jak wyglądają dumne Polki, jak wyglądają dumni Polacy
- podkreślił. Były premier zaapelował też do osób niezdecydowanych, aby poszli na wybory "dla przyszłych pokoleń". - Jeśli nie będziemy skuteczni, to może być na lata nasze ostatnie głosowanie. Nie wstydzę się patosu - ja kocham Polskę i byłbym za nią gotów oddać życie dla moich dzieci i wnuków. Nie wstydzę się tego! - zapewnił lider PO. - Ślubuję wam, że zakończymy wojnę polsko-polską dzień po wyborach. (...) Ludzie mówią: rozliczcie ich. I rozliczymy - obiecał. - Przez te 8 lat oni pracowali nad tym, by nie było Polski i Polaków, tylko małe, skłócone, obrażone na siebie wspólnoty. To już jest cały podręcznik nienawiści, co Kaczyńscy i jego współpracownicy powiedzieli o Polakach. Nie będę cytować, żeby nie plugawić tego spotkania - stwierdził Donald Tusk. - 15 października mamy naprawdę niezwykłą szansę. To nie jest wysiłek pójść i zagłosować. (...) To my jesteśmy narodem, nas jest przygniatająca większość. I jest jakaś ponura władza, która dzisiaj uciekła ze stolicy. Ale wróci tu. I 15 października do nas należy zadanie sprawienia, by zniknęła stąd na dobre. To jest dla nas zadanie historyczne. Wasza miłość do dzieci, rodziny i Polski jest sto razy silniejsza od tej władzy PiS. Musicie przekonać resztę Polski, że możemy znowu być dumną wspólnotą. Idźcie i zwyciężajcie! - tymi słowami zakończył swoje wystąpienie były premier.