Myślałem, że idę do muzeum, a trafiłem na wiec PiS-u

"Ta przestrzeń muzealna jest przemyślana i dopracowana w każdym calu". Tak w każdym razie mówił minister Gliński. PiS z rozmachem otworzył pustomuzeum i porównał wcześniejsze narracje historyczne do propagandy zaborców i stalinistów - pisze po otwarciu Muzeum Historii Polski Jan Wąsiński z Gazeta.pl.
Zobacz wideo Fragment debaty Gazeta.pl. Pytanie czytelniczki o ochronę zdrowia

Na dwa tygodnie przed wyborami, dokładnie w miniony czwartek, PiS z wielką pompą zwodowało swój okręt flagowy – monumentalne Muzeum Historii Polski zlokalizowane na terenie warszawskiej Cytadeli. Prezydent, premier i minister kultury łajali politycznych oponentów i podkreślali zasługi swojej formacji. Wzniosłym słowom nie było końca. Przemówienia trwały cztery razy dłużej niż oprowadzanie po jedynej istniejącej obecnie wystawie czasowej. Na wystawę stałą, która jest istotą muzeum, poczekamy jeszcze trzy lata.

Podręczniki i muzea mówią nam dużo o ich autorach i świecie, w jakim są zanurzeni. Natomiast bardzo mało mówią nam o przeszłości. To zdanie z tekstu historyka idei Piotra Laskowskiego dla Gazeta.pl nigdy nie było prawdziwsze niż tu i teraz, jesienią 2023 roku, na okazałej inauguracji gmachu MHP.

W centrum prasowym pachnącego nowością muzeum znalazłem prąd, internet, kawę i okolicznościowe krówki, a potem ekskluzywny poczęstunek, m.in. pierogi z borowikami. W torbie z prezentami dla ludzi mediów: pamiątkowa filiżanka ze spodkiem, pocztówka, notes i długopis. Dziennikarze i goście na pewno mogli poczuć się co najmniej "zaopiekowani". Konferencji prasowej jednak żadnej nie przewidziano. To był festiwal wzniosłych przemówień polityków, a nie czas pytań i dyskusji. A szkoda, bo ze sceny wspaniałego audytorium padło sporo skandalicznych słów, o które warto zapytać. 

Muzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - minister Piotr Gliński i dyrektor MHP Robert KostroMuzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - minister Piotr Gliński i dyrektor MHP Robert Kostro Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Pytanie 1: O sens otwarcia 

Sam budynek można było podziwiać z zewnątrz i potem z dachu. Pogoda dopisała, piękna panorama z widokiem na Wisłę i całą Warszawę naprawdę jest grzechu warta. W środku budynku zdecydowana większość miejsc jest niedostępna. Wystawy głównej nie ma – powstanie za trzy lata. Wystawa czasowa, którą zainaugurowano działalność muzeum, wzbudziła spore wątpliwości wśród niektórych zwiedzających: eksponaty nie powalały na kolana, nie tworzyły też spójnej całości, fajerwerków technologicznych też jeszcze zabrakło. Był za to frak mundurowy por. Kazimierza Leopolda z czasów Księstwa Warszawskiego, skrzydło z bramki Stoczni Gdańskiej, pasy słuckie, arrasy, numizmaty, cykl obrazów Bractwa św. Łukasza, poszatkowana kulami karoseria ukraińskiego samochodu, piłka z Euro 2012 w Polsce, konsola Agnieszki Romaszewskiej-Guzy z konspiracyjnym schowankiem, wiślane znaleziska z czasów potopu szwedzkiego, itd. "To jest największa inwestycja państwa polskiego w dziedzinie kultury" – mówił minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński - i w pewnym sensie się nie myli, jego muzeum pochłonęło już bowiem miliard złotych - jak podkreślała NIK, ponad trzykrotnie więcej niż w planach. "Ta wystawa ma opowiedzieć, że już jesteśmy" - dodawał jeden ze współkuratorów wystawy w rozmowie z PAP. "Zobaczymy wystawę, którą pomieściłby niejeden miejski dom kultury" – ripostował w mediach społecznościowych Michał Kobosko, polityk Trzeciej Drogi i uczestnik niedawnej debaty wyborczej Gazeta.pl o "prawdziwych problemach Polaków".

Muzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - wystawa czasowaMuzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - wystawa czasowa Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Muzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - wystawa czasowaMuzeum Historii Polski w Warszawie tuż przed oficjalnym otwarciem (26.09.2023) - wystawa czasowa Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Pytanie 2: O równy dostęp do mediów publicznych 

Czy otwarcie wielkiego gmachu muzeum z niewielką wystawą – ale nomen omen wystawnie – również zaliczylibyśmy do Polaków prawdziwych problemów? Najwyraźniej tak, sądząc po doborowym gronie obecnym na otwarciu. Prezydent Rzeczpospolitej Polski Andrzej Duda z Pierwszą Damą Agatą Kornhauser-Dudą; Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki; minister kultury Piotr Gliński; minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak; pełniąca obowiązki prezeski Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska i w końcu prezes PiS Jarosław Kaczyński. To tylko niektórzy z polityków obecni na inauguracji muzeum. W tak gorącym czasie przedwyborczym wszyscy chcieli się pokazać w świetle kamer TVP, która transmitowała uroczystość.

"Tak powinno wyglądać miejsce, które będzie mieścić w sobie opowieść o tysiącu z górą lat historii Polski i Polaków, państwa i narodu" – zachwycał się minister Gliński, przemawiając w nowej siedzibie Muzeum Historii Polski, w mogącym pomieścić ponad pół tysiąca gości nowiutkim audytorium. Potem skupił się na właśnie na liczbach: 45 tysięcy m kw. powierzchni, w tym prawie 9 tys. m kw. powierzchni wystawienniczych, 800 pomieszczeń muzeum, a do tego autopromocja PiS-u: "ponad 300 projektów muzealnych i prawie osiem tysięcy inwestycji w kulturze zrealizowanych w ciągu ostatnich niespełna ośmiu lat". Krótkie filmy promocyjne również podkreślały skalę liczb związanych z MHP. Zdecydowanie więcej było o parametrach technicznych gmachu MHP niż o wystawie i eksponatach. A najwięcej - o wiekopomnym znaczeniu nowego muzeum (które tak naprawdę może zyskać takie znaczenie dopiero od 2026 roku) i o dokonaniach partii Kaczyńskiego w dziedzinie kultury w minionych dwóch kadencjach.

Uroczystość transmitowała m.in. Telewizja Polska, więc potencjalnie miliony odbiorców i odbiorczyń miały okazję usłyszeć z ust przedstawicieli partii rządzącej o jej wielkim sukcesie i o grzechu zaniechania ze strony oponentów politycznych. Czy ten czas wlicza się do podziału czasu antenowego dla różnych komitetów wyborczych? To byłoby jedno z pytań, jakie zadałbym na konferencji prasowej, której nie było.

Pytanie 3: o uprawianie polityki na otwarciu obiektu kultury 

Zaczął prezydent Andrzej Duda, wzniośle: "Takie będą rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Szybko jednak wróciliśmy na ziemię. - Nie chcę tutaj mówić o trudnych kolejach tego muzeum, jego siedziby - zaczął. Ale zaraz dodał: - Dzięki Bogu od 2015 roku, dzięki zmianom, które nastąpiły w Rzeczypospolitej z woli obywateli, dzięki bardzo wytężonej pracy pana profesora Piotra Glińskiego, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, wicepremiera w rządach Zjednoczonej Prawicy, to muzeum stało się faktem. 

Po prezydencie, który powinien być ponad podziałami partyjnymi i reprezentować polskie społeczeństwo niezależnie od afiliacji politycznych, na podest wszedł premier Mateusz Morawiecki, którego przemówienie przebiło tego dnia wszystko i wszystkich:

- Być może ci, którzy boją się historii Polski, ci, którzy opierali się o inne założenia, robili wszystko, aby to muzeum tak naprawdę nie powstało; żeby królowała propaganda tak mocno widoczna w czasach III Rzeczypospolitej, a właściwie nie tak mocno różniąca się od tej propagandy, którą posługiwał się Fryderyk, Katarzyna, Bismarck czy Stalin*: umniejszania roli Polski, upadlania Polski, brania przez Polskę cudzych win na swoje sumienia, mikromanii narodowej i tego, co obejmujemy wspólnym pojęciem ‘pedagogika wstydu’. […] Dlaczego tak długo – można powiedzieć: dłużej, niż trwa wolna Polska – trzeba było czekać, aby powstało to miejsce tak ważne dla wszystkich Polaków?" – dramatycznie pytał premier, najwyraźniej sugerując, że "wolną Polskę" można liczyć tylko od przejęcia władzy przez PiS, nie od roku 1989. Czy to muzeum, które tak naprawdę dopiero rodzi się w bólach, rzeczywiście jest tak ważne dla wszystkich Polaków - o to nie spytał. 

Występujący po premierze Piotr Gliński grał na tę samą kampanijną nutę: - Mimo przełomu roku 1989 to najważniejsze nasze polskie muzeum zostało powołane do życia dopiero w 2006 roku, za czasów pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości, i przez kolejnych dziewięć lat jego budowa pozostawała co najwyżej w sferze niejasnych projektów i planów. Dopiero rząd Zjednoczonej Prawicy [rozpoczął prace - red.], nawiązując wprost do wspominanej tutaj już polityki historycznej śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Warszawy i Polski. […] Nie wiemy, dlaczego nasi poprzednicy tego nie zrobili [nie postawili gmachu – red.], dlaczego sprzeniewierzyli się także i temu obowiązkowi wobec naszej ojczyzny. Dla nas nowy gmach Muzeum Historii Polski zawsze miał wielkie znaczenie.

Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego premier i inni dygnitarze państwa polskiego na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi na uroczystości otwarcia największego muzeum nadużywają swoich uprawnień, myląc ceremonię publiczną z wiecem politycznym? To byłoby trzecie pytanie, jakie zadałbym na konferencji prasowej, gdyby do niej doszło.

Muzeum widmo, duchy ojców i dziadów

Dyrektor muzeum Robert Kostro wychodził na scenę dwa razy, przed i po politykach Zjednoczonej Prawicy. Nie odniósł się do partyjnej propagandy zaserwowanej przez najważniejszych państwowych urzędników, którym od 17 lat zawdzięcza posadę w muzeum-widmie. Dyrektorem został w 2006 roku, mianowany przez PiS, wcześniej poza działalnością naukową był m.in. politykiem Koalicji Konserwatywnej i szefem gabinetu politycznego prawicowego ministra kultury Kazimierza Michała Ujazdowskiego, doradcą w konserwatywnym skrzydle europarlamentarnym i kandydatem na radnego Warszawy z listy PiS. 

- Historia bywa przedmiotem sporów, czasem łączy, ale też czasem dzieli - mówił dyrektor muzeum, a potem wytłumaczył, jak to rozumie: - Chcemy, żeby to miejsce było przedmiotem naszej dumy i opowieścią o naszych wspaniałych osiągnięciach. Ale chcielibyśmy, żeby ten spór prowadzić w taki sposób, o jakim mówił święty Jan Paweł II na swoim kazaniu w Gdyni w 1987 roku: "powiedziałem: solidarność musi iść przed walką, dopowiem: solidarność również wyzwala walkę, ale nie jest to nigdy walka przeciw drugiemu". Chcielibyśmy, żebyśmy byli takim muzeum, w którym toczy się walka o lepszą Polskę, o lepsze rozumienie historii, i o lepszą przyszłość.

Jakie więc będzie to lepsze rozumienie historii, w której tkwi "duch naszych ojców i naszych dziadów", jak powiedział premier Morawiecki? Czy będzie tam miejsca na ducha naszych matek i naszych babć? Na brak kobiet w polskim nauczaniu historii wskazywaliśmy w Gazeta.pl już jakiś czas temu, tworząc projekt "Historia bez Polki".

Wspominany już historyk idei Piotr Laskowski wymieniał też inne grupy, które często są całkowicie niewidoczne w państwowej narracji historycznej: "kobiety albo osoby LGBTQ+, albo nie-Europejczycy, albo chłopi lub rzemieślnicy, albo wyrzuceni na margines społeczeństwa żebracy, cyrkowcy, szeptuchy, cwaniacy, złodzieje, odkrywczynie i jarmarczni malarze, włóczędzy, nawiedzeni prorocy i wszelkie mniejszości, które nie mieściły się w wielkich ramach obiektywnej, 'normalnej', upaństwowionej historii. Znikają z całym swoim życiem, radościami i cierpieniami, formami wspólnego życia, buntami i odkryciami". 

Czy w takiej narracji jest miejsce na mniej chlubne momenty z historii Ojczyzny? Czy odwiedzający MHP dowie się o skali szmalcownictwa i mordowania Żydów przez Polaków? Czy usłyszy o Marcu 1968 roku i o interwencji zbrojnej w Pradze czeskiej? Czy dowie się o wciąż trwającym łamaniu praw człowieka na wschodniej granicy Polski?

Z ust dyrektora Kostro, ale też prezydenta Dudy, premiera Morawieckiego i ministra Glińskiego padło wiele słów o budowaniu tożsamości i o tworzeniu narracji. I to jest ten moment, w którym powinna się zapalić lampka ostrzegawcza. Pisał o tym w zeszłym roku Piotr Laskowski w lekcji krytycznego myślenia o pisaniu historii:

"[...] państwa chętnie korzystają z pojęcia "narracji". Wystarczyło dostrzec, że skoro wszystkie narracje są równoważne, zwycięża ta, za którą stoi największa siła. Radosną zabawę zastąpiła walka o panowanie własnej narracji. Państwo narodowe nie musi być już obiektywnym zwieńczeniem historii – wystarczy, by było centralnym elementem narracji, za pomocą której urobi się społeczeństwo tak, by uznawało i podtrzymywało jego władzę. Państwa dysponują do tego aparatami przymusu takimi jak szkoła i kuratorzy, marsze i ceremonie państwowe, pomniki, muzea, instytuty naukowe, media, wreszcie – cały system kar i nagród. I tak na przykład doradca polskiego prezydenta i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego cztery lata temu zapowiedział stworzenie "Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego Rzeczypospolitej Polskiej" ("MaBeNy"), a dziś władza podsuwa uczennicom i uczniom podręcznik profesora Roszkowskiego." - pisał w 2022 r.

Między innymi w odpowiedzi na takie próby narzucania jedynej słusznej narracji powstał projekt Gazeta.pl #hakujemy_HiT, w którym zaproponowaliśmy lekcje samodzielnego, krytycznego myślenia. Laskowski w eseju "Teraźniejszość, która pożera historię. O czytaniu historii" puentuje:

Nie da się opisać wszystkiego, opis zdarzeń nigdy nie będzie wyczerpujący. Ale warto wiedzieć, kto i jak opisuje przeszłość. I kto na tym zyskuje tu i teraz

* pruski król Fryderyk II Wielki, rosyjska caryca Katarzyna Wielka, kanclerz niemieckiej II Rzeszy Otto von Bismarck, radziecki przywódca Józef Stalin 

Więcej o: