''Mogłabym żyć i pod Putinem, byleby mi było dobrze''. Co nad Odrą mówi się o wyborach?

Dominik Szczepański
Będą głosować na mniejsze zło lub wcale. Narzekają na słabą opozycję, drogie leki, a po wyborach spodziewają się rozpierduchy. Oto kilka historii z pogranicza Opolszczyzny i Dolnego Śląska.

Od 4 września maszeruję wzdłuż Odry, aby przyjrzeć się temu, co stało się z rzeką rok po katastrofie ekologicznej. I żeby zapytać Polaków, co myślą przed wyborami, do których został już niecały miesiąc.

Najczęściej widzę twarz Janusza Kowalskiego. Czasami objawia się sześcioma obliczami, szczelnie wypełniającymi całą przestrzeń tablic ogłoszeniowych na Opolszczyźnie. Drugą najpopularniejszą twarzą płotów, afiszów i słupów wysokiego napięcia jest Marcin Ociepa. Nie widać plakatów PiS-owskiej jedynki Pawła Kukiza czy lidera KO na Opolszczyźnie Tomasza Siemioniaka.

"Kukiz jest bez wątpienia człowiekiem, który przyłożył rękę do powrotu narodowców do Sejmu". 

Prawie zupełnie niewidoczni są też politycy Trzeciej Drogi, mimo że moja trasa prowadzi przez rolnicze wsie, przez pola uprawne, obok banerów informujących o zbliżających się dożynkach. Przez te 200 km zaledwie raz mignął mi plakat PSL-u. - Wieś już tu nie przypomina wsi, może to dlatego? Czym mają nas niby przekonywać? - próbuje tłumaczyć brak ludowców mężczyzna kopiący rabatkę w Golczowicach. - Dawniej gospodarzy było wielu, dziś ostał się jeden, który wszystko skupił, to i rolników już nie ma. Młodzi wyjechali, wrócą pewnie dopiero na emeryturę. Na kogo będę głosował? Głowa mnie od tego boli.

PiS na Opolszczyźnie wygrał cztery lata temu we wszystkich powiatach poza samym Opolem. Na PSL zagłosował wówczas co dziesiąty mieszkaniec województwa.

- Tu nie ma nic oprócz kościoła. Ani karczmy, ani burdelu - mówi kobieta mieszkająca na drugim końcu Golczowic. - Jak już młodzież do nas przyjeżdża, to głównie łowić sumy. Co nam po tych wyborach, co to niby zmieni? Jedyne, czego się spodziewam, to rozpierduchy. Kto by nie rządził, będzie podobnie.

Gdy to mówi, jej ojciec wraca akurat ze sklepu. - Wszyscy tacy sami są, tylko się stołkami wymieniają. PiS-owi już nie wierzę, miały być leki za darmo, są, ale tylko te najtańsze. Reszta ciągle droga. Po co takie głupoty było nam opowiadać?

W zasadzie to ja bym mogła żyć pod każdym, nawet pod Putinem, byle mi tylko dobrze było - podsumowuje kobieta.

I dodaje: - Co zwykłemu śmiertelnikowi po stołkach, awansach i po ściance celebryckiej? Chciałbym też, żeby przestano w końcu przemeblowywać historię. Stały tu kiedyś poniemieckie pomniki, to je wyburzyli. Stoi tam w polach poradziecki, też go chcą usunąć. Każdy się urządza na swoją modłę i zabytków nie szanuje.

Ostatnią wsią w Opolszczyźnie na mojej trasie przed Dolnym Śląskiem są Lipki. - Ja nawet nie idę głosować, bo nie mam na kogo - zaczyna wypowiedź stojący pod sklepem mężczyzna. Do emerytury zostały mu dwa lata. - Moja matka ma 86 lat, leki miała dostać za darmo, a wciąż płacimy za nie ogromne pieniądze. Do lekarza się nie idzie dostać miesiącami.

- Przyjdą nowi i będą kradli, więc mnie się wydaje, że już lepiej zostawić to stare, co się już nakradło - zastanawia się jego młodszy kolega.

- A ja pójdę i zagłosuję przeciwko PiS-owi. Nie dlatego, że mam na kogo, że kogoś wspieram, ale dlatego, że musi się coś w końcu zmienić - wtrąca przysłuchująca się naszej rozmowie kobieta.

Do wymiany nawet sprzątaczki

W 2019 r. PiS na Dolnym Śląsku wygrał niemal we wszystkich powiatach. Koalicja Obywatelska zwyciężyła tylko w największych miastach: Wrocławiu, Wałbrzychu i w Jeleniej Górze. Cztery lata temu PIS zdobył w tym województwie 38,3 proc. wszystkich głosów. KO - 30,2. Lewica miała 15,1 proc., PSL 6,9 proc., a Konfederacja - 6,5 proc.

W jednym z pierwszych sklepów w tym województwie mężczyzna robiący zakupy stwierdza, że pycha kroczy przed upadkiem.

- Dużo jeżdżę po okolicy i na wsi widać, jaką kasę na kampanię ma władza. Wszędzie plakaty Zjednoczonej Prawicy, nie ma nic innego. Musi płynąć rzeka pieniędzy ze spółek skarbu państwa. A za to my przecież płacimy, tankując na Orlenie.

- Macierewicza schowali do zamrażarki - wchodzi mu w słowo sprzedawczyni. - Po wyborach go wypuszczą. I moja Krystynka kochana też coś ostatni zamilkła. Czeka nas parę lat sprzątania.

Zobacz wideo Sikorski: Wynik prawyborów sugeruje, że PiS jest przeszacowany

- Od czego byście państwo zaczęli?

- Pojęcia nie mam, to jest stajnia Augiasza. Kasy nie ma na nic. Moja żona pracuje w Izbie Skarbowej. Mówi, że tak źle nie było nigdy. Ileż można drukować i pompować trupa? Wszystko jest teraz na gębę, polecenia nie przychodzą już mailami. Dzwoni się, żeby nie było śladów. Ona pracuje tam od ponad 20 lat. Przerobiła wszystkie rządy. Mówi, że czegoś takiego jeszcze nie było - dodał mężczyzna.

- Czasem to się czuję jak w filmie Barei - dopowiedziała sprzedawczyni.

- Odpowiadając na pana pytanie, to zacząć trzeba od wyrzucenia niekompetentnych ludzi. Wszędzie są ich masy. Mam wrażenie, że PiS wymienił nawet sprzątaczki. A TVP wyburzyć, normalnym ludziom to jest niepotrzebne - powiedział mężczyzna.

- To na kogo będzie pan głosował?

- Na mniejsze zło, a jakie mam wyjście? Widzę ogromną słabość opozycji. Nie potrafią samodzielnie wykreować żadnego tematu. Myślę, że po prostu boją się przejąć władzę. Łatwiej jest siedzieć z boku, dostawać pensje, mieć wszystko gdzieś i mówić, że się nie da. Boją się wygrać, bo nie wiedzą, jak ten syf ogarnąć.

Wypadek przy pracy

Przy wale prowadzącym do Wrocławia dwie kobiety prowadzą małą restaurację. Z telewizora przemawia Donald Tusk, który odwiedził Skarżysko-Kamienną.

- Nie ma tam lekko, oj nie ma - wzdycha jedna z kobiet. - Ale będzie dobrze, nie ma już innej opcji.

- A jak nie będzie?

- Szkoda, że już nie można kupić wizy za pięć tysięcy.

- I dokąd by panie wyjechały?

- Donikąd. Za bardzo jesteśmy przywiązane do tej ziemi. Trzeba poczekać na lepsze czasy. To, co się przytrafiło, to wypadek przy pracy.  Wszyscy nasi klienci tak uważają.

Więcej o: