Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński przedstawił w czwartek 31 sierpnia listy PiS w wyborach parlamentarnych, które odbędą się 15 października tego roku. Jak się okazuje, negocjacje w sprawie miejsc na listach musiały trwać do ostatniego momentu. Świadczyć może o tym jedna z wpadek, do których doszło na konferencji prasowej.
Do wspomnianej sytuacji doszło podczas wyczytywania osoby, która będzie "jedynką" listy PiS w Pile (województwo wielkopolskie). Jarosław Kaczyński wyczytał wówczas nazwisko Krzysztofa Czarneckiego. Jak czytamy, Krzysztof Czarnecki z wykształcenia jest technikiem budowlano-drogowym i w przeszłości był wiceprezesem przedsiębiorstwa z branży budowlanej. Należał do Porozumienia Centrum, a potem przystąpił do PiS. W 2005 roku z listy PiS dostał się do Sejmu. W kolejnych wyborach nie udało mu się jednak wywalczyć reelekcji. Do Sejmu wrócił po wyborach w 2019 roku, uzyskując 38 116 głosów.
Na telebimie za plecami prezesa PiS pojawiło się jednak (chociaż na krótko) nazwisko obecnej ministerki zdrowia. Katarzyna Sójka jest internistką i lekarką rodzinną. Do Sejmu startowała w wyborach w 2019 roku z 10. miejsca na liście PiS w okręgu numer 36 (Kalisz). Głosowało na nią wówczas 15 860 wyborców.
Od razu pojawiły się więc spekulacje, że polityczka straciła to miejsce w ostatniej chwili. "Za prezesem JK, na ekranie pojawiło się nazwisko minister zdrowia Katarzyny Sójki jako liderki listy w Pile. Tyle, że prezes odczytał: Krzysztof Czarnecki. Ewidentnie negocjacje trwały do ostatniej chwili" - napisała dziennikarka "Faktów" TVN Arleta Zalewska.