W poniedziałek działacze Agrounii zorganizowali konferencję prasową przed siedzibą Telewizji Polskiej na placu Powstańców Warszawy. Michał Kołodziejczak nazwał na niej dziennikarzy TVP "czystym złem, które niszczy polskie społeczeństwo". - Ten cały ściek wylewany przez ludzi na mnie, proszę być pewnym, ja uniosę. Wiem, co zrobiliśmy przez pięć lat, żeby w Polsce było normalnie. Zawłaszczanie sobie tematu rolnictwa, polskiej wsi, przez jedną, niesłuszną władzę, jest czymś skandalicznym. To nie jest telewizja publiczna. To telewizja partyjna. Mam wrażenie, że cały sztab wyborczy PiS przeniósł się do budynków TVP. Tam jest ustalanie planów - powiedział. Potem działacze Agrounii - jak sami twierdzili - byli śledzeni przez funkcjonariuszy policji.
Do sytuacji lider Agrounii odniósł się na antenie TVN24. - Ja już sam nie wiem, kiedy policja śledzi, a kiedy nie śledzi. Teraz to już wywołuje tylko uśmiech na mojej twarzy, ale niestety to przeszkadza w budowie organizacji. To stygmatyzuje nasze działanie, to stygmatyzuje ludzi, którzy są razem z nami, razem ze mną - powiedział Michał Kołodziejczak. Jak podkreślił, "to powoduje budowę osłony strachu". - Jest policja, czyli dzieje się coś złego. Jest policja, czyli możemy domyślać się, że coś jest niezgodnego z prawem. Gdyby było tak, jak też policjanci mówią, że oni chronią, to najpierw się wzywa człowieka na przykład na komendę, mówi się: "jest zagrożenie, może się panu coś stać, wylało się bardzo dużo hejtu z tego powodu, co robi telewizja publiczna względem pana" - stwierdził i dodał:
Ludzie są tak nakręceni, ci, którzy są wyznawcami telewizji publicznej, że już sami chyba nie wiedzą, co robią. I ja bym to rozumiał, że wtedy policja chce chronić moją osobę i najbliższych współpracowników. Ale to jest raczej odwrotne działanie i to jest śledzenie, a nie chronieni.
O zdarzenie zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji. W przesłanym nam oświadczeniu KSP zapewniła, że "w miejsce wydarzeń medialnych, którym towarzyszą emocje, zawsze kierowane są dodatkowe siły". "Policjanci z tzw. tras alarmowych otrzymują zgłoszenie od sztabów danych jednostek rejonowych o podjęcie stosownych działań. Chodzi o patrolowanie konkretnego rejonu, a nie śledzenie" - podkreślił podinsp. Sylwester Marczak, rzecznik stołecznej policji.
Przypomnijmy, że w poniedziałek funkcjonariusze odpowiadali Agrounii, że "mieli zgłoszenie". Kolejny spotkany przez Michała Kołodziejczaka i jego współpracowników patrol powiedział to samo. - Czy pani ma zgłoszenie z TVP, że ma pani za mną chodzić? - pytała Natalia Żyto. W rozmowie z portalem Gazeta.pl rzecznika ugrupowania relacjonowała, że "po konferencji przed siedzibą TVP z grupą działaczy udała się do pobliskiej kawiarni". - Wtedy już widzieliśmy, że idzie za nami troje policjantów. W kawiarni spędziliśmy jakieś 10-15 minut. Gdy wyszliśmy, znowu zobaczyliśmy funkcjonariuszy. Szli za nami. Przeszliśmy około pół kilometra po Świętokrzyskiej, więc to nie jest tak, że przypadkiem napotkaliśmy patrol policji kilka metrów dalej. Szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy w spokoju porozmawiać, a oni dalej szli. W końcu wyjęłam telefon i uznałam, że tę kuriozalną sytuację muszę nagrać - dodała. Nagranie ze zdarzenia Natalia Żyto opublikowała w sieci: